W czasach nieustannego pośpiechu i szybkiej konsumpcji, książka Paradiso Adama Szczucińskiego pokazuje, jak cenne może być uważne poznawanie świata
W esejach zebranych i wydanych przez Wydawnictwo Próby Adam Szczuciński mierzy się z zadaniem wydawałoby się beznadziejnym. Próbuje bowiem opisać Wenecję. A więc miasto, któremu poświęcono już tysiące stron. Miasto, nad którym pochylali się historycy, ale też najznamienitsi pisarze. Które przemierzali poeci, malarze, reżyserzy, muzycy. Czy jest w ogóle sens się Wenecją jeszcze zajmować?
Szczuciński zdaje sobie sprawę z mnogości poprzedników, którzy stąpali weneckimi uliczkami. Tworzy więc współczesny obraz miasta nie próbując udawać, że jest jego odkrywcą, czy wielkim znawcą. Przyjmuje nieco inną optykę.
Za przewodnika wybiera ulubionego poetę – Josifa Brodskiego – który w Wenecji bywał wielokrotnie. Podążając jego tropami, równocześnie jednak świadomie zawęża horyzont własnych obserwacji. Ma oko wyczulone na szczegóły. I to właśnie z tych pozornie błahych detali buduje opowieść o mieście na wodzie i próbach znalezienia w nim swojego miejsca:
Obudziłem się pierwszy, Nadia jeszcze spała. O siódmej usłyszałem dzwony – dźwięk płynął w powietrzu jak uśmiech pojawiający się na twarzy dziecka. Krzyczały mewy. Ktoś ciągnął wózek z towarami. Zaszczekał pies. Wyjrzałem przez okno: mgła opadła, pójdziemy na Biennale.
Szczucińskiego, jako pisarza, ale przede wszystkim jako podróżnika cechuje cierpliwość. Nigdy Wenecją się nie nudzi, nawet jeżeli zdarza mu się być znużonym. Wraca do niej uparcie w różnych porach roku. Po mieście kręci się bez większego celu – albo z celem ledwo naszkicowanym – w różnych porach dnia i nocy. Wiedziony ciekawością zagląda w zaułki i przystaje na długie minuty albo i godziny, by patrzeć na coś, co wydaje się pozbawione większego znaczenia:
Wzruszają mnie opłotki Wenecji. Pusty skwar na wyspie San Pietro, stare kościoły, których nikt już nie otwiera, w których nikt się już nie modli. Ogrody pełne porzuconych ułomków, pękniętych rzeźb. Dawne szpitale, warsztaty. Próbuję wykroić dla siebie fragment tej niezwykłej przestrzeni, znaleźć miejsca, których nikt nie pragnie.
W ten sposób Szczucińskiemu udało się stworzyć osobistą przestrzeń, do której tłumy wylewające się ogromnych wycieczkowców nie mają dostępu. W jednym z najbardziej obleganych przez turystów miast Europy pisarz porusza się po własnej orbicie.
Ta sztuka udaje się autorowi właśnie dzięki dość staromodnemu, ale jakże cennemu sposobowi podróżowania. Filarami tej metody są nigdy niegasnąca ciekawość, gotowość poświęcenia czasu oraz chęć wydeptywania własnych ścieżek.
Ten zdawałoby się podróżniczy elementarz dziś jest coraz mniej popularny. Osobiste zachwyty jesteśmy gotowi zamienić na chęć meldowania się w miejscach, które cieszą się popularnością na Instagramie. Ryzyko przeżycia kulinarnego dramatu niwelujemy kierując się poleceniami na TripAdvisor lub blogach. Nasze mózgi przyzwyczajone do hiperaktywności co rusz szukają nowych ekscytacji, panicznie bojąc się choćby cienia nudy i nieustannie się niecierpliwiąc.
Paradiso Adama Szczucińskiego jest więc nie tylko pięknym literackim obrazem Wenecji, ale też doskonałym przykładem na to, jak podróżowanie można wznieść na zupełnie inny poziom. Jak dzięki niemu zwolnić i zatopić się w otaczającej nas rzeczywistości. I jak wyzwolić się z przeciętności, która choć bezpieczna, nie potrafi karmić naszej pamięci i nie daje nam szans się naprawdę rozwinąć.
Paradiso
Adam Szczuciński
Wydawnictwo “Próby”
Warszawa 2021