W Turcji herbatę pije się od śniadania do kolacji. Rekordziści wychylają kilkadziesiąt szklaneczek dziennie
Aż 3 kilogramy herbacianego suszu zużywa każdego roku statystyczny mieszkaniec Turcji. To około trzy tysiące szklanek naparu. W żadnym innym kraju na świecie nie wypija się go tak dużo. Çay to turecka codzienność.
Herbata zaczęła zdobywać tureckie serca wraz z rozpadem Imperium Osmańskiego. Wtedy, wielbiona przez nich kawa, stała się nie tylko droga, ale też trudniej dostępna. Po zmianie granic państwa trzeba było ją bowiem importować, tymczasem herbatę można było uprawiać w Turcji. Pierwsze eksperymenty rozpoczęto w prowincji Rize w 1912 roku, ale dopiero w latach 40. plantacje zaczęły dawać duże plony. Dziś herbatę sadzi się także w innych regionach, czarnomorska Rize pozostaje jednak największym i najbardziej znanym obszarem.
Jak pić turecką herbatę? Gorącą!
Choć herbatę pije się w Turcji zawsze i wszędzie, trzeba pamiętać, że zazwyczaj sięga się po nią po posiłku, a nie przed, a tym bardziej nie w jego trakcie. Chyba że nie planujemy jeść. Wtedy możemy zamawiać ją do woli, pamiętając przy tym, że wystygły çay może zostać uprzątnięty przez kelnera bez pytania. Herbata podawana jest w specjalnych szklankach w kształcie kwiatu tulipana, który ułatwiają ich chwytanie bez parzenia sobie opuszków palców. Bo chłodnej herbaty pić oczywiście nie wypada!
Nie wypada również odmówić jej, będąc w gościach. Nawet, jeśli na herbatę nie mamy ochoty, lub gdy jest już dla nas za późno na ten mocny, aromatyczny napój. Lepiej pomęczyć się przy zasypianiu, niż urazić gospodarzy. Herbatą kończy się nawet wieczór spędzony przy rakı, czyli tureckiej anyżówce. A następnego dnia nic nie postawi na nogi lepiej, niż tureckie śniadaniowe pyszności, serwowane oczywiście… z herbatą!
Pani od herbaty
Każda szanująca się turecka firma zatrudnia „panią od herbaty”. Pracownicy zwracają się do niej per abla (tur. starsza siostra, często używany zwrot grzecznościowy). Zazwyczaj zajmuje się ona też sprzątaniem biura, a nieoficjalnie pełni rolę życiowej doradczyni, pocieszycielki, a przede wszystkim powierniczki największych sekretów. Jedno jest pewne – z firmową panią od herbaty się nie zadziera.
Jeśli z jakiegoś powodu w firmie nie rezyduje abla albo zwyczajnie zepsuł się czajnik lub samowar, napój można zamówić w pobliskiej restauracji. Lub, jeszcze lepiej, u çaycı, który zajmuje się tylko i wyłącznie parzeniem i sprzedażą herbaty. Çaycı ma zwykle kilka mikro stołeczków i stolików dla swoich stałych klientów. Wie, kto słodzi, a kto unika cukru. Komu podać popielniczkę, a kto przesiedzi u niego całe popołudnie. Jeśli herbata ma dotrzeć do pobliskiego miejsca pracy, dostarcza ją çırak, czyli młody pomocnik serwujący çay na błyszczącej, metalowej tacy.
Turcja i herbata. Idź do kahvehane
Osobną kategorię miejsc, w których pije się herbatę, jest kahvehane (tur. kahve – kawa). Te otwierane w XVI wieku kawiarnie były w czasach Imperium Osmańskiego ważną częścią miejscowej kultury oraz miejscem spotkań i dyskusji – oczywiście mężczyzn. Obecnie w tureckich miastach, miasteczkach i na wsiach można spotkać wiele tego typu punktów. Turcy nadal umawiają się w nich, by pograć w karty lub backgammon (tavla), pooglądać telewizję, podyskutować o polityce albo poplotkować. Stałymi bywalcami kahvehane są emeryci, dysponujący nieograniczoną ilością wolnego czasu. W Turcji emerytury nie spędza się bowiem w domach przed telewizorem, ale spotykając się z sąsiadami, rodziną, znajomymi i wypijając przy tym hektolitry herbaty.
Niczego nie da się jednak porównać ze szklanką mocnego, aromatycznego çayu sączonego na promie, w drodze do pracy lub po ciężkim dniu spędzony w biurze. Najlepiej, jeśli można w tym czasie obserwować wschód lub zachód słońca. Latem na pokładzie, a zimą w przytulnym, ogrzewanym wnętrzu ulubionego środka transportu stambułczyków. Można wtedy zapomnieć na chwilę o codziennych i problemach i oddać się bosforskiej medytacji…