Widząc tulipany, myślicie o Holandii? Błąd! Powinniście myśleć o Turcji
Tulipany, zwane lale, są w Turcji wszędzie. Czerwienią się na słynnych kafelkach z Izniku, którymi od podłogi po sufit wyłożony jest Błękitny Meczet (Sultan Ahmet Camii). Zdobią niezliczone zabytkowe świątynie, od Stambułu po Konyę i dalsze zakątki kraju. Przykuwają wzrok w pałacu Topkapı Sarayı: na ozdobnych kominkach, freskach, dywanach i zasłonach, biżuterii. Na niektórych sułtańskich kaftanach, wystawionych w muzealnych gablotach, ich wzór wydaje się tak nowoczesny, jakby grafik ledwie wczoraj skończył je projektować. W rzeczywistości te ubrania liczą sobie niemal cztery stulecia…
Z pałacowych komnat tulipany przeniosły się na tureckie bazary. A także do luksusowych butików, gdzie można kupić ozdobione ich wzorami poduszki, serwetki, podstawki pod talerze, torebki. Po zakupach mija się restauracje z całkiem nowym, tulipanowym logo kraju i osmańskie fontanny z liczącymi kilka stuleci tulipanami rzeźbionymi w marmurze. Siadając w jednym ze stambulskich parków lub skwerów, można nacieszyć oczy różnymi odmianami tulipanów. Przez całą wiosnę są głównymi aktorami kwietnego festiwalu.
Ze stepów do pałacu
Na długo przed tym, jak holenderskie pola wypełniły się tulipanami, zanim jeszcze Anatolią zaczęli władać Osmanowie, kwiaty te towarzyszyły ludom tureckim (wówczas koczowniczym) w ich wędrówkach ze stepów Azji Środkowej. Tulipany rosły tam jako dzikie kwiaty i Turcy przywieźli ze sobą ich cebulki.
Pierwszy raz jako motyw w sztuce pojawiły się u Turków Seldżuckich około XII wieku. Wówczas były jeszcze znane jako dziko rosnące rośliny.
Na kafelkach zdobiących pałac sułtana seldżuckiego Alaedina Keykubada widnieją piękne, spiczaste tulipany o pociągłych kwiatostanach. Skwery i parki Konyi – stolicy ówczesnego imperium – po dziś każdą wiosną mienią się barwami tulipanów.
Pierwsze wiersze poświęcone tym kwiatom tworzył sam Rumi Mevlana – suficki mistyk, uczony i poeta, założyciel zakonu wirujących derwiszy. Nic dziwnego. Zapisana alfabetem arabskim nazwa graficznie przypomina zapis słowa „Allah”. A na łodydze znajduje się tylko jeden kwiat – tak, jak jeden jest w islamie bóg. Kształt rośliny nawiązuje też do półksiężyca, od wieków uznawanego przez Turków za symbol narodowy.
Jednak potrzeba było jeszcze kilku stuleci, by tulipany z głębi Anatolii zawędrowały na dwór osmańskiego sułtana. Nie do końca wiadomo, jak do tego doszło. Czy władca znał już roślinę i zapragnął mieć ją w ogrodzie? A może – jak twierdzi znawca tureckiej sztuki, profesor Ahmet Açikgözlu – do stolicy przywiózł ją islamski duchowny? Niezależnie od faktów, pojawienie się tulipanów wpłynęło na bieg historii oraz losy co najmniej kilku krajów i mnóstwa osób.
Turcja, tulipany. Sułtani wśród kwiatów
Sułtan, znany u nas jako Mehmet Zdobywca, w wolnym czasie dbał w swoich ogrodach o tulipany. Na jego polecenie obsadzono nimi też parki w podbitym przez wojska mieście. Jego prawnuk, Sulejman Wspaniały, także był zapalonym ogrodnikiem. Za panowania władcy wyhodowano wiele nowych odmian tulipanów, ale to Ahmet III, rządzący w latach 1673-1736, był prawdziwym tulipanowym sułtanem. Nad wojaczkę zdecydowanie przekładał sztukę i te właśnie kwiaty. Czas jego władania znany jest jako lale devri – epoka tulipanowa. Pochodząca z tamtych czasów księga „Defter-i Lalezar-ı İstanbul” wspomina o 1108 odmianach tulipanów (do dziś żadna się nie zachowała).
W Imperium istniały też specjalne instytucje kwiaciarskie: Ser Şükufeciyan-ı Hassa, a następnie Çiçek ercümen-i Danişi. Powołano nawet głównego kwiaciarza. Pilnował między innymi cennika cebul, aktualizując go tak, by uniknąć wygórowanych sum żądanych za nowe odmiany tulipanów.
Nie wszystkim jednak życie upływało w kwietnych ogrodach. Epoka tulipanowa, choć była czasem pokoju, wielu ludziom dała się we znaki. Mieszkańcy borykali się z coraz wyższymi podatkami nakładanymi na nich, by było za co budować kolejne pałace, pawilony i ogrody, obsadzane później… tulipanami.
Turcja i tulipany – z Anatolii do Europy
Obcokrajowcy, przybywający w tamtych czasach do Stambułu, nie mogli się nadziwić, widząc miasto tonące w kwiatach. Pewna Angielka – cytowana przez profesor Gül İrepoğlu, autorkę albumu poświęconego tulipanom w sztuce, kulturze i tureckiej codzienności – miała powiedzieć, że gdyby Szekspir zobaczył Bosfor w kwiatach, inaczej napisałby rozgrywającą się w ogrodzie scenę „Romea i Julii”. Zachwytu nie krył też austriacki poseł Ogier Ghiselin de Busbecq. W pamiętniku notował, ze Turcy żyją skromnie, a jedyne, na co potrafią wydać duże pieniądze to tulipany.
„Uwielbiają nie tylko kwiaty w ogrodzie, ale także kwiaty cięte, a nawet je kupują i noszą na głowach”– pisał.
To on przesłał cebulki swojemu przyjacielowi Carolusowi Clusiusowi – botanikowi, który zabrał je ze sobą do Holandii. Anatolijska roślina trafiła tam na podatny grunt, dosłownie i w przenośni. Przyjmując się na holenderskiej ziemi, stała się źródłem finansowych sukcesów (były momenty, że za kilka rzadkich cebulek można było kupić kamienicę) i spektakularnych bankructw – gdy tulipanowa giełda zaliczała spadki.
I choć to Holandia jest dziś największym producentem tulipanów, na polach w tureckim Karaman wciąż wre praca, a ogrody i parki Stambułu przynajmniej do maja będą przypominać kwiatowe kobierce. O pochodzeniu tulipanów przypomina zresztą w Europie ich nazwa. Uważa się, że nawiązuje ona do turbanu, jaki na głowach zwykli nosić mężczyźni w Imperium Osmańskim.