Wszystkie hotele świata

przeczytasz w mniej niż 3 min.

Przeglądam zdjęcia pokoi hotelowych. Miejsc, w których spędziłem łącznie setki godzin, a które teraz stały się terenem niedostępnym

Zamknięte na głucho lub pogrążone w pół letargu, przyjmujące nielicznych gości potrafiących udowodnić, że podróżują służbowo. A tych płynie zaledwie wątła strużka – kto dziś jeździ w delegacje?

Zdarzało mi się, że dostęp do tych miejsc był dla mnie ograniczony ze względu na budżet. A czasem bywałem w miejscach, gdzie hoteli po prostu prawie nie było.

Zdarzało mi się więc sypiać w przedziwnych pokojach, od których zapewne gdybym tylko mógł, trzymałbym się z daleka. Pamiętam pomieszczenia, w których sedes stał o metr od łóżka, a prysznic był umieszczony dokładnie nad muszlą.

Pamiętam też noc spędzoną w przygranicznym miasteczku w Gwatemali, podczas której dzieliłem łóżko z pluskwami. Gdy to odkryłem, pozostała mi tylko nadzieja, że może nie będzie tak źle. Nie było tam żadnego innego hotelu. Poszukiwania pokoju zajęły mi cały wieczór (inna sprawa, że przez długi czas byłem przekonany, że jestem w innej miejscowości niż ta w której w rzeczywistości byłem – cóż, nazwy indiańskiego pochodzenia bywają do siebie łudząco podobne).

Wiele lat temu, w Damaszku byłem natomiast już spłukany i trzy ostatnie noce przed powrotem do kraju spałem w ciemnej dziupli przesiąkniętej wonią niezbyt świeżych skarpetek, którymi moi poprzednicy deptali wcześniej dywany w kolejnych meczetach, a później wylegiwali się w nich na łóżku. W tamtych czasach nauczyłem się, że podróżując dobrze mieć śpiwór, nawet jeżeli planuje się wizyty w hotelach. Albo chociaż dużą chustę, która niewiele waży, a pozwala choć trochę odgrodzić się od podejrzanej pościeli lub hotelowego fotela.

W przeciągu lat trafiałem też do luksusowych hoteli, w których nie było nawet drobinki kamienia na łazienkowej armaturze. Swoją drogą, nigdy nie wierzcie w sterylność swoich pokoi, nawet jeżeli sprawiają wrażenie dopiero co oddanych do użytku.

Prawda jest taka, że hotele bywają czystsze i mniej czyste, ale to nigdy nie będzie przestrzeń, po której – jak w domu – można sobie chodzić boso po wykładzinie.

I nigdy, przenigdy, nie używajcie hotelowych szklanek bez ich dokładnego umycia. Być może nie chcecie tego wiedzieć, ale łazienkowe szkło prawie zawsze myte jest tymi samymi środkami, co cała łazienka. Personel hotelu ma każdego dnia zaledwie kilka godzin na posprzątanie wszystkich pokoi. Nie myślcie, że ktoś będzie pucował szklanki płynem do mycia naczyń, którego zazwyczaj nawet nie ma na wyposażeniu.

To wszystko nie oznacza jednak, że nie lubię hoteli. Uwielbiam je. Są częścią podróżniczego życia. Namiastką domu. Chwilą wytchnienia, czasem schronieniem. Mają mnóstwo historii do opowiedzenia.

Być może zresztą dlatego, z tych wszystkich, w których bywałem, najlepiej pamiętam wcale nie te luksusowe, ani te najbardziej obskurne, ale takie, które miały w sobie to „coś”.

Tego lata spędziliśmy dwie noce w nieco za drogim hotelu na wybrzeżu Toskanii. Najlepsze lata miał zdecydowanie za sobą, ale gdzieniegdzie można było jeszcze znaleźć ślady dawnego splendoru. Kelnerzy uparcie chadzali w uniformach sugerujących przynależność do obiektów wyższej kategorii. Przy stolikach na tarasie podczas śniadania pojawiały się zastępy seniorów kurzących papierosy i zapadających w zadziwiający stupor. Wszystko sprawiało wrażenie jakiegoś przebrzmiałego Baden Baden, ale całkiem przyjemnie się na to patrzyło. Była w tym wciąż tląca się opowieść.

Równie interesująco było spędzić kiedyś trochę czasu w hoteliku w Bejrucie, o którym już raz tu pisałem albo w pensjonacie w Atenach, prowadzonym przez starszego Anglika. Wieczorami obserwowałem z jego okna prostytutkę w ciąży, która wyczekiwała na ulicy na klientów. Widok jej zaokrąglonego brzucha skutecznie odstraszał chętnych i nie pomagała jej nawet krwistoczerwona krótka sukienka. Nie zamieniłem z nią słowa, ale po paru dniach traktowałem ją jak dobrą znajomą.

Mogłem więc nie mieć pieniędzy na hotele lub mogło ich w danym miejscu po prostu nie być. Nigdy nie sądziłem jednak, że spanie w nich może zostać – jak teraz – zabronione.

Nie wiem, czy ten ich mikroświat jakoś przetrwa, ale nie mogę się już doczekać, gdy znów otworzę drzwi pokoju, pełen ciekawości, jak wygląda i co ma mi do opowiedzenia. I choć na pluskwy nie jestem chyba jeszcze gotowy, mogę nawet zgodzić się na woń skarpetek.

Michał Głombiowski

Redaktor naczelny Travel Magazine. Dziennikarz, autor książek podróżniczych. Od ponad 20 lat w podróży, od dwóch dekad utrzymuje się z pisania.

Dodaj komentarz

Your email address will not be published.