rysunek azjatyckiej plazy

Obraz(ki) z podróży

Początek

Jej ciało było stworzone do rodzenia i ciężkiej pracy. Mieli oddać się temu, gdy wrócą z podróży

Rys. Rafał Reyman

Mogłabym przysiąc, że miała na sobie holenderskie drewniaki, choć wydaje się to zupełnie nieprawdopodobne w tropikalnym klimacie i w podróży z plecakiem. Pewnie były to turystyczne sandały albo gumowe klapki. Jej postać niczym kotwica ściągała uwagę, gdy pędziliśmy małą motorówką po rozhuśtanym oceanie. Fale wyrzucały łódź na metr w górę. Lądowała twardo, niczym na bruku, a sekundę później my opadaliśmy na plastikowe ławeczki. Od tych powtarzających się uderzeń ciało drżało do samej głębi.

Patrzyłam, jak przez cały rejs sięga lewą dłonią, raz po raz, po złoty krzyżyk u szyi, a jej usta bezgłośnie odmawiają modlitwę. Widząc jej obfite piersi i ciężkie uda, przeszło mi przez myśl, że taka postura daje znacznie większe szanse niż moja, że nie wypadnie się za burtę. Ona jednak raczej ufała Bogu.

Jaśniała blaskiem złotych, rozwianych kosmyków i zaróżowionych z ekscytacji policzków.

Niepokój prawie się nie przebijał. Modlące się usta uśmiechały się lekko, a oczy patrzyły na to, czego nikt z nas nie widział. Nic złego nie mogło się zdarzyć. Żadne nieszczęście nie mogło jej wtedy dosięgnąć. Nie, kiedy była tak pełna radości. Nie, kiedy dopiero wszystko się zaczęło. Kiedy jeszcze tyle przed nią.

Prawą dłonią ściskała dłoń ukochanego. Ledwo go zauważyłam. Gdyby nie ona, pewnie przestałby istnieć, rozpuściłby się w powietrzu. Patrzył na nią z uwielbieniem, gdy co jakiś czas obdarzała go spojrzeniem pełnym miłości. Jej ciało było stworzone do rodzenia i ciężkiej pracy. Oddadzą się temu, gdy wrócą z podróży. Poślubnej? Błyszczące nowością obrączki, na równi z miłosnymi spojrzeniami, zdawały się to właśnie oznajmiać.

Wyszeptywana modlitwa płynęła gdzieś z tła, z jakiegoś odcienia tak niezbędnego i oczywistego, że niemal niewidocznego. Potrzebnego jedynie po to, by życie tej młodej Holenderki przejawiło się w swojej pełni i urodzie właśnie w tym momencie, na malajskiej łódce pokonującej fale, w drodze na odległą wysepkę Oceanu Spokojnego. W towarzystwie kilku turystów i znudzonego sternika z papierosem w ustach. Pod słońcem, którego ogień nie mógł wtedy konkurować z chłodnym morskim wiatrem i mikroskopijnymi kropelkami wody na skórze.

Byłam postacią w tle, statystą w teatrze jej życia. Świadkiem. Wpatrywałam się z fascynacją w kobietę przede mną, tak jak patrzy się na obraz malarstwa niderlandzkiego. Patrzyłam tak długo, aż wchłonął mnie świat jego postaci. Czytałam go swoim własnym alfabetem. Płynęłam we wnętrzu holenderskiego obrazu na tropikalną wyspę i głowę bym dała, że widziałam drewniane chodaki na nogach turystki.

Był to jeden z ostatnich rejsów przed nadejściem monsunów. Miałam cichą nadzieję, że deszcze przyjdą zanim zdążymy wrócić. Będziemy musieli zostać na wyspie, łowić ryby i zbierać kokosy. Tak jak ona, niczego się nie bałam.

Nowakowska

Magdalena Nowakowska

Doktor historii, psychoterapeuta. Autorka książki Starożytna Grecja od kuchni.

Dodaj komentarz

Your email address will not be published.

To też ciekawe