Pakistan – ciężarówki nie są tu tylko zwykłymi samochodami
Droga łącząca Islamabad z Rawalpindi była wyjątkowo zatłoczona. Kłębiły się na niej auta, skutery, busy i taksówki, tuk-tuki i inne trójkołowe samoróbki. W powietrzu unosił się kurz i zapach spalin, a pomiędzy płynącymi autami przeciskali się ludzie. Zdawać się mogło, iż ten harmider nie ma logicznego uzasadnienia. Jak okiem sięgnąć wzdłuż drogi ciągnęły się parterowe zabudowania i baraki, unurzane w błocie i pyle, otoczone pozostałościami ludzkich dobytków – rozchwianych krzeseł, szaf bez drzwi, przewróconych stołów, zdeformowanych starych wersalek. Gdzieniegdzie dostrzec można było także zwierzęta. Pomiędzy blaszanymi barakami snuła się para wychudzonych psów, których skóra o fioletowym odcieniu pozbawiona była sierści, pomarszczona i pokryta wrzodami. W zagłębieniu między drogą a blaszakami, tkwiło stadko brunatnych krów o zaskakującej, szklisto-błękitnej, barwie oczu. Stały w błocie i własnych odchodach.
I nagle pojawiła się ona. Piękna, wyzywająca i przyciągająca uwagę każdego, kto znalazł się w pobliżu. Nieprzyzwoicie strojna Pakistanka, mieniąca się niczym tęcza. Poruszała się powoli, majestatycznie, tak by każdy miał okazję przyjrzeć się jej dokładnie. Wabiła dźwiękiem dzwoneczków.

Pomimo bijącej w oczy witalności, dawało się zauważyć, że miała już swoje lata. To jednak tylko dodawało jej oryginalności i stylu. I wreszcie pojawił się on – dumny i żądny chwały. Dotąd jakby schowany w jej cieniu, dyskretnie czekał na moment, w którym pełne zachwytu oczy skierują się również w jego stronę. Miał ciemną karnację i kruczoczarne włosy, a jego uśmiech błąkał się na pokrytej zarostem twarzy. Opuścił szybę i prowadząc Pakistankę prawą ręką, lewą wysunął z kabiny z charakterystycznie uniesionym w górę kciukiem.
Liczył na odzew i nie musiał długo czekać. Odwzajemniłem jego gest. Przez chwilę nasze spojrzenia się skrzyżowały, po czym zaczął rozentuzjazmowanym głosem coś komentować, ni to do siebie, ni to w przestrzeń, nie kryjąc zadowolenia.

Pakistan, ciężarówki – zrób to sam
Byłem w Rawalpindi, dawnej stolicy Pakistanu, która dziś wraz Islamabadem tworzy ponad czteromilionową aglomerację. Tu, pośród zakurzonych bud i baraków, działają warsztaty, w których dekoruje się ciężarówki. Wyjeżdżają z nich odmienione, zyskawszy własny, niepowtarzalny charakter.
Warsztaty zdobnicze rozrzucone są po wielu miejscach kraju, jednak to trzy regiony wyznaczają trendy i słyną z odmiennego, jasno określonego stylu pracy. W Beludżystanie i Peszawarze dominuje zdobnictwo drewnem, w Rawalpindi i Islamabadzie stosuje się dużo plastiku, natomiast w Sindh popularnością cieszą się ozdoby z kości wielbłądów.
Motywy zdobień zależą od upodobań kierowcy i jego możliwości finansowych. Wzięcie mają malowidła przedstawiające wyidealizowane widoki wiosek, krajobrazów czy pięknych kobiet. Czasem pojawiają się wizerunki polityków i symbole patriotyczne. Popularne są talizmany – rogi lub ogony jaków. Duże znaczenie mają też symbole religijne, oczy lub ryby, a także istoty związane z wiarą, np. Buraq – niebiański koń, który miał zabrać Mahometa w duchową podróż do nieba.
Kultowy jingle truck
Fenomen pakistańskich ciężarówek zaskakuje od lat. W kraju pełnym skrajności – monumentalnych krajobrazów, zabytków nadgryzionych zębem czasu i wszechobecnej nędzy – udekorowane świecidełkami, wisiorkami, łańcuszkami i dzwoneczkami, z przerobionymi nadbudówkami, z malowidłami i rzeźbami ciężarówki wyglądają jak przybysze z innej planety.



Są tak zjawiskowe, że nie sposób przejść obok nich obojętnie, nawet jeśli ktoś jest zadeklarowanym przeciwnikiem trującej środowisko motoryzacji. Zdarza się, że przybysz z Zachodu na widok Pakistanki staje jak wryty. Szybki rzut oka nie wystarczy, by dostrzec wszystkie wzory, kolory i detale. Niektóre są namalowane, inne naklejone, jeszcze inne umocowane tak, by sterczały pionowo w górę, jak np. pęk chromowanych anten. Drzwi do szoferki bywają drewniane i przyozdobione rzeźbieniami o symbolicznych znaczeniach. Nie może też zabraknąć dzwoneczków, których melodia ma chronić kierowcę i pojazd przed złymi duchami. To właśnie ze względu na charakterystyczny dźwięk instrumentów, amerykańscy żołnierze, którzy widywali te ciężarówki także w Afganistanie, nazwali je jingle truck, czyli „dźwięczącymi ciężarówkami”.
Bedford TJ symbolem motoryzacji Pakistanu
Choć model powstał już kilkadziesiąt lat temu, brytyjski Bedford jest najbardziej charakterystyczną ciężarówką spotykaną w Pakistanie. Wygląda zachwycająco, nawet bez zdobień. Długa maska i kabina w stylu retro o zaokrąglonych kształtach budzą sympatię.
Infrastruktura drogowa w tym kraju jest skąpa, wiele miejsc słabo dostępnych, a transport utrudnia nie tylko zła jakość dróg, ale też tereny górzyste. Tam, gdzie nie miałby szans dojechać długi tir, dzielny Bedford radzi sobie doskonale. Najpopularniejsze modele – TJ5 i TJ6 – wprowadzono na rynek w 1968 roku. Napędzane wysokoprężnymi silnikami o pojemności prawie pięciu i pół litra, miały dawać przyzwoite osiągi, choć moc zaledwie 112 koni mechanicznych może tego nie sugerować. I faktycznie, Bedfordy na górskich drogach poruszają się raczej dostojnie niż dynamicznie. Ich zaletą jest jednak trwałość i to, co od zawsze chwalili kierowcy – hamulce ze wspomaganiem, wytrzymałe sprzęgło, niezawodne silniki i mocna rama pozwalająca na uzyskanie nośności nawet do 9 ton. A pakistańscy specjaliści potrafią wymyślnymi modyfikacjami zwiększyć ją nawet do 14 ton.
Rzemiosło i tradycja
Początki tradycji zdobienia ciężarówek na terenie dzisiejszego Pakistanu sięgają lat dwudziestych ubiegłego wieku. Pierwsze Bedfordy zaczęto sprowadzać w latach czterdziestych, a ich upiększanie nabrało rozmachu w kolejnej dekadzie. Początkowo służyło głównie nadaniu pojazdowi cech ułatwiających identyfikację ciężarówki i kierowcy, co miało pomóc w uniknięciu ewentualnych nieporozumień i sporów. Z czasem pojawił się przepych i rywalizacja.
Zdobienie jest rzemiosłem przekazywanym z ojca na syna, jednak źródeł tej tradycji nie są w stanie przybliżyć ani zwykli mieszkańcy Pakistanu, ani sami właściciele ciężarówek. Bashir jest po trzydziestce i wzrusza ramionami, gdy pytam go skąd wzięło się to zamiłowanie.
– Zawsze to robiliśmy – odpowiada nieco skonfundowany, że pytam o coś tak oczywistego.
Zdobione auta widział na ulicach już za dzieciaka. Kolorowe ciężarówki były zawsze elementem jego świata. Bajeczne barwy samochodów rodziły marzenia o byciu kierowcą, prowadzeniu własnego Bedforda i dbaniu o niego jak o największy skarb.

Wydaje się, że zdobienie ma też wymiar emocjonalny. Ciężarówka jest przepustką do lepszego życia. Umożliwia odkrywanie nowych miejsc, poznawanie ludzi. Pozwala wyrwać się z codzienności. To między innymi za to kierowcy tak kochają swoje pojazdy, a dekorowanie ich staje się wyrazem swego rodzaju wdzięczności. Często bywają w trasie przez tygodnie lub miesiące. Samochód staje się ich domem i częściej mają kontakt z nim niż z żoną. Chcą więc upiększyć przestrzeń, w której spędzają większość życia.
Kolorowy biznes
Obserwując codzienność mieszkańców Pakistanu, wśród których ponad 20 procent żyje poniżej granicy ubóstwa, można zrozumieć ten zdobniczy fenomen. Własna ciężarówka świadczy o statusie społecznym. W Pakistanie nie ma firm transportowych dysponujących własnym taborem, a każdy pojazd ma swojego właściciela i bywa całym jego dobytkiem.
Zarobki kierowców kształtują się na poziomie 250 dolarów miesięcznie (około tysiąc złotych). Starego Bedforda można kupić za 1,5 do 3 milionów pakistańskich rupii, co w przeliczeniu na złotówki daje kwoty od 21 do około 43 tysięcy złotych. Dużym kosztem są przeróbki. Dodawane są drewniane nadbudówki oparte na szkieletach, które zwiększają przestrzeń ładunkową, także nad kabinami. Wykonywane są zdobienia, a koszty zależące od rozmachu i fantazji wynoszą od 3 do 5 tysięcy dolarów. Znane są przypadki, że na dekorowanie pojazdu kierowcy przeznaczali nawet 10 tysięcy dolarów. Choć to, jak na pakistańskie warunki, sumy zawrotne, inwestowanie w wygląd ciężarówki ma też znaczenie biznesowe. Podnosi prestiż, świadczy o statusie i przekonuje kontrahentów do współpracy.
Praca życia
Szacuje się, że w tej moto-zdobniczej branży pracuje około 50 tysięcy osób. Dla niektórych, możliwość wykonywania zdobień jest prawdziwym sensem życia.
Zijad jest starszym mężczyzną, na oko w okolicach siedemdziesiątki, z siwizną i twarzą porytą zmarszczkami. Jest jednak wciąż silny i zręczny, co dodaje mu animuszu. Uśmiecha się, gdy próbuję z nim porozmawiać. Nie mogę wyczuć, czy jest to niechęć do ujawniania branżowych sekretów, czy zwykła kokieteria.
Przyznaje, że w kraju dotkniętym wysokim bezrobociem, osoby starsze na ogół nie mogą znaleźć pracy. Tymczasem w jego przypadku wykonywanie ozdób i umieszczanie ich na ciężarówkach to nie tylko źródło utrzymania, ale także poczucie bycia potrzebnym i użytecznym.
Zdobione samochody spotkać można w całym Pakistanie. Obok najefektowniejszych, leciwych Bedfordów, pojawia się coraz więcej pojazdów nowocześniejszych, z krótką kabiną, bardziej praktycznych, ale nie wzbudzających już takich emocji.
Te starsze przez wielu traktowane są jak dzieła sztuki. O ich dekoratorach mówi się, że są artystami. Niewątpliwie, to zajęcie wymaga dużej wyobraźni i cierpliwości, a efekty są spektakularne. O poziomie artystycznym można natomiast dyskutować. Jednych mnogość zdobień zachwyca, inni widzą w tym przerost formy, pstrokaciznę i kicz.
Bez względu na to, jak w głębi duszy ocenimy te bajeczne cacka, zobaczenie ich jadących drogą czy stojących na poboczu, zawsze jednak budzi zachwyt nad ludzką pracą i twórczą fantazją.

