Historia winiarstwa na Lanzarote jest opowieścią o głębokiej symbiozie z naturą
Stoję pomiędzy dołami wykopanymi w wulkanicznym żwirze. W tych krecich dziurach rosną pojedyncze krzaki winorośli. Mam przed sobą najdziwniejszą winnicę, jaką dotychczas widziałem.
Na horyzoncie widzę kolorowe sylwetki autokarów zwożących turystów do Parku Narodowego Timanfaya, głównej atrakcji Lanzarote.
Niecałe trzysta lat temu erupcje wulkanów pogrzebały jedną czwartą wyspy, zalewając ją lawą i zasypując warstwą popiołów. Powstał surowy, niemal pozbawiony roślinności krajobraz kryjący w sobie jednak zaskakujące piękno. W tej przestrzeni o rdzawo-szarym kolorze narodził się nowy sposób uprawy winorośli.

Wino z dołka
La Geria ma blisko 13 tysięcy akrów i jest chronionym obszarem leżącym u stóp parku narodowego. To ziemia usiana setkami hoyos – kopanymi ręcznie dołkami o kształcie odwróconego stożka. Mają różną głębokość, a ich brzegi obłożone są kamieniami tworzącymi niskie mury. Ich twórcy przebili się przez warstwę popiołu i lapilli (okruchów skalnych wyrzucanych przez wulkan podczas erupcji), szukając żyznej gleby, w którą dało się wetknąć krzew winorośli.
– Prowadzenie upraw w niemal pozbawionym życia wulkanicznym pyle wydaje się być pozbawione sensu – mówi Alejandro Besay, enolog z winnicy Bodega La Geria. – Ale to złudzenie. Popiół chroni ziemię przed erozją, a przede wszystkim utrzymuje wilgoć i odpowiednią temperaturę gleby. To wyjątkowe warunki, w których rodzą się wyjątkowe wina.
Wino z Lanzarote
Mieszkańcy Lanzarote dopracowywali metodę na ujarzmienie tej przestrzeni przez setki lat. Dostrzegli, że ulokowanie krzewów w zagłębieniach chroni je przed wiatrem, który potrafi smagać wyspę w sposób bezlitosny. Zauważyli, że pod warstwą lawy kryje się pełna minerałów ziemia – trzeba się tylko do niej dokopać. Spostrzegli, że wulkaniczny popiół spija wilgoć płynącą z bryzą znad oceanu i kumuluje ją, pozwalając roślinom żyć w jałowym krajobrazie. Rok po roku tutejsi winiarze wykorzystywali ten naturalny system coraz skuteczniej, aż zdołali obrócić efekty naturalnego kataklizmu w atut. Na wysuszonym, niemal martwym obszarze wskrzesili życie.
Życie to nie ekonomia
Nie jest to jednak najwydajniejsza metoda uprawy. Nie może nią być chociażby ze względu na obszar, jaki zajmują doły. Każdy z nich ma średnicę pięciu-ośmiu metrów, a kryje zaledwie jeden krzew winorośli. W tradycyjnej winnicy na podobnej powierzchni byłoby ich dziesiątki. System hoyos jest w stanie dać około 550 kilogramów winogron na akr uprawy. Zwykła winnica o średniej wydajności zapewnia około 10 ton owoców na akr. Pod względem skali działalności wyspiarze nigdy nie dorównają winiarzom z kontynentu.
Życie nie jest jednak czystą ekonomią. Być może tutejsi muszą na co dzień borykać się z wyzwaniami finansowymi, ale produkują za to wina, jakich nie sposób znaleźć w żadnym innym miejscu na świecie. Potrafią wydobyć z tej jałowej ziemi wszystko, na co ją stać. Wykorzystać każdą sposobność – wielu z nich, oprócz hoyos, wykorzystuje też chabocos, czyli naturalne szczeliny lawowe powstałe po wybuchu wulkanu. Wejście do nich wymaga zdolności ekwilibrystycznych. Czuję się jak wspinacz skałkowy, próbując znaleźć pod stopami jakiekolwiek oparcie i nie wpaść twarzą wprost do skalnej dziury, z której bucha nasyconą zielenią krzew moscatelu, jednej z najstarszych odmian winorośli. Wyspiarze lubią robić z niej mocne, słodkie wina deserowe, ale coraz częściej też trunki pomarańczowe.


Lanzarote. Wino z popiołu
Prawdziwymi gwiazdami tutejszych win są jednak te produkowane z odmiany malvasia volcánica, a po piętach depcze im listán negro, diego i listán blanco. Wszystkie to odmiany wiekowe, które pod koniec XIX wieku uniknęły plagi filoksery – mszycy, która zdziesiątkowała większość upraw w Europie. Niemal we wszystkich winnicach na kontynencie rośnie dziś winorośl zasadzona na amerykańskich podkładkach, które okazały się odporne na filokserę. Na Wyspy Kanaryjskie szkodnik jednak nigdy nie dotarł.
– Tutejsze uprawy są ewenementem na skalę europejską – mówi Besay. – Mamy jedne z najstarszych i najbardziej pierwotnych winorośli.
Czas próby
Opracowana przez pokolenia wyspiarzy metoda prowadzenia winnic napotyka jednak na coraz większe problemy. Działający bez zarzutu mechanizm zacina się. Winiarze borykają się z postępująca na skutek zmian klimatu suszą. Kumulująca wilgoć gruba warstwa popiołu zaczyna nie wystarczać i winorośl słabnie.
– Lanzarote niemal nie zna deszczu – mówi Besay. – Średnio pada tu przez szesnaście dni w roku. Wilgoć zatrzymana w żwirze jest więc dla nas wszystkim.
Wyspa leżąca w klimacie subtropikalnym, potrafi w ciągu dnia nagrzać się niemiłosiernie. Czarna wulkaniczna gleba osiąga w letnim słońcu nawet 50 st. C. Każdy stopień więcej i każdy dzień odbiegający od normy ma poważne konsekwencje – cały system upraw opiera się o naturalną równowagę temperatur, słońca i wilgotności. To niezwykle delikatny układ.
– W 2024 roku zebraliśmy zaledwie 130 ton winogron, o 35 procent mniej niż rok wcześniej – wylicza Alejandro. – Była bardzo ciepła zima i niemal nie padało. Z sezonu na sezon jest coraz trudniej.
Lanzarote, wino i życie
Popołudniu patrzę, jak pracownicy winnicy brnąc boso lub w sandałach przez wulkaniczny pył pchają ku hoyos taczki na grubych oponach. Ukształtowanie terenu nie tylko wyklucza nawadnianie, ale też użycie maszyn. Wszystko wykonuje się ręcznie. Dogląda krzewów, przycina je, a w końcu zbiera owoce, ładując je do plastikowych skrzynek. Zbiory zaczynają się już w lipcu – najwcześniej z wszystkich europejskich winnic.
Z efektem pracy winiarzy zapoznaję się wieczorem, gdy na tarasie hotelu otwieram kilka butelek trunku. Jest orzeźwiający, mocno mineralny, z wulkanicznymi nutami. Popijam je, czując że mam do czynienia z czymś niezwykłym – w tym postapokaliptycznym krajobrazie, na przekór wszystkiemu, winiarzom udało się wskrzesić życie.


