Aqua de Sevilla zapewnia orzeźwienie, dawkę słodyczy i mocną końcówkę. Trzeba z nią jednak uważać, bo może cię zniszczyć w oczach całego towarzystwa wokół
W tych po-pandemicznych lub pandemicznych czasach (zależnie od poziomu optymizmu) zwykłe wino może już nie wystarczać. Niezależnie od tego, czy staramy się zapomnieć o minionym, czy jednak nadal zagrażającym niebezpieczeństwie, być może będzie potrzebne coś mocniejszego.
Jeżeli tego lata traficie akurat do Sewilli, zapomnienie przyjdzie Wam szczególnie łatwo. A to za sprawą lokalnego specjału, noszącego dość niewinną nazwę Aqua de Sevilla – Woda Sewilli (nie pomylcie go tylko z nazwanymi tak samo perfumami).
Ten drink podają w szklanych dzbanach (jarra) lub pół dzbanach (medias jarras), co oznacza, że nie będziecie mieli do czynienia z niewinną “setką”.
Jest popularny szczególnie późnym wieczorem i mało kto popija go wcześniej, bo potrafi zwalić z nóg.
Przepis może różnić się zależnie od miejsca, ale kręgosłupem Aqua de Sevilla jest zawsze sok ananasowy, wytrawne wino musujące cava oraz wódka bądź whisky. Jakby tego było mało, całość dekoruje się górą bitej śmietany nakładanej na wierzch napoju.
Schłodzony alkohol nie jest skłonny ostrzegać o swojej mocy. Orzeźwiający napój sączy się lekko i przyjemnie, nie zauważając, że spływa on ołowianymi kroplami do nóg.
Z Aqua de Sevilla jest o tyle dziwna sprawa, że w porównaniu z hiszpańskimi specjałami – tortillą, gazpacho, paellą – jest raczej mało znana, a równocześnie posądzana o to, że pijają ją wyłącznie turyści.
To mocna rzecz, więc miejscowi częściej wybierają piwo lub wino. Aqua de Sevilla jest raczej domeną późnonocnych mrocznych parkietów tanecznych. Lub koncertów flamenco. Nie wierzcie jednak, że Hiszpanie tego drinka nie piją. Piją. Widziałem na własne oczy.
Sporo lat temu zaszedłem do pogrążonego w półmroku, trochę dusznego lokalu bez okien w centrum Sewilli, w którym wieczorem zaplanowano koncert flamenco. Jedną z zalet tego miejsca był fakt, że zapłatą za uczestnictwo w wydarzeniu był jedynie kufel piwa lub inny alkohol, który wypadało kupić zajmując stolik.
Nie miałem wtedy pojęcia o istnieniu Aqua de Sevilla. Ponieważ nie było jeszcze tłoczno, podpatrzyłem jednak, co popijają miejscowi. Ci młodsi, do których się wtedy zaliczałem, sączyli jakiś podejrzany napój ze szklanych dzbanów. Wziąłem to samo.
Największym problemem w Aqua de Sevilla jest ta cholerna bita śmietana, którą barmani obficie wyciskają z aerozolu, tworząc szczyty Pirenejów wychylające z twojego dzbanka.
Nie wiedziałem, co z nią zrobić. Zjeść, a dopiero później pić alkohol? Rozlać wszystko do szklanek, nie przejmując się, że w jednej będzie sam napój, a w drugiej wyłącznie śmietana? Podejrzałem znów, co robią Hiszpanie. A więc podstawowa zasada brzmi: nie paćkaj się ze śmietaną. Weź po prostu długą łyżkę, wszystko starannie wymieszaj i rozlej do szklanek.
Jeżeli tego nie wiesz, prawdopodobnie nie unikniesz katastrofy. Chwilę później widziałem, jak siedzące nieopodal hiszpańskie dziewczyny z rozbawieniem obserwują grupkę turystów. Jedyny mężczyzna w tamtym gronie trzymał dzban Aqua de Sevilla i wpatrywał się niepewnie w bitą śmietanę. W końcu zaczął ją przekładać do szklanek swoich towarzyszek. Łyżeczka po łyżeczce. Mógł na tym spędzić w zasadzie cały wieczór. “Katastrofa” – usłyszałem, jak widząc to, młode Hiszpanki chichoczą.
“Trzeba wymieszać w dzbanie” – wyjaśniłem grupce turystów, robiąc mądrą minę i nie zdradzając, że kwadrans wcześniej stałem na progu podobnej katastrofy.
Wszyscy pokiwali niepewnie głowami i zaczęli mieszać napój. Twarz mężczyzny była czerwona ze wstydu. Ten wieczór nie zaczął się tak, jak zapewne zaplanował. Niezadowolony wziął łyk drinka, skrzywił się złorzecząc na jego słodycz i poszedł po piwo. Hiszpanki nieopodal mnie z bezczelnością nastolatek nie siliły się na ukrywanie rozbawienia.
Aqua de Sevilla zapewnia orzeźwienie, dawkę słodyczy i mocną końcówkę. Trzeba z nią jednak uważać, bo może cię zniszczyć w oczach całego towarzystwa wokół.
