Aditya Chinchure EEzYovNQYss Unsplash 1 1 819x1024

Słodki smak Dubaju

Początek

Karak musi być bardzo, bardzo gorący. Pół populacji Dubaju ma więc poparzony język. A ja wraz z nią

W Dubaju zmieniło się dosłownie wszystko – mówi mi pracownik Al Hara Cafeteria. – Z wyjątkiem jednego: miłości do karaku.

Ta miłość każdego dnia parzy mi język. Gdy karak trafia do kubeczka strugą laną z wysokości uniesionego ramienia, zamieniając się w milion tańczących bąbelków, nic nie jest w stanie powstrzymać mnie przed wzięciem łyka. Karak musi być bardzo, bardzo gorący. Pół populacji Dubaju chodzi więc na co dzień z poparzonym językiem. A ja wraz z nią.

Słodka mleczna herbata jest wpisana w DNA Dubaju. Piją ją tu wszyscy. Robotnicy harujący na budowach, studenci, sprzedawcy perfum w Meena Bazaar, turyści, czy w końcu rodowici Emiratczycy przesiadujących w dzielnicy Al Fahidi.

Każdy moment jest dobry na karak. Poranek w łóżku, kilka minut spędzonych w metrze w drodze do pracy, chwila przerwy na stacji benzynowej w środku dnia, noc podczas spontanicznej randki. To napój, który łączy wszystkich niczym dobrze skrojona demokracja. Kosztuje jeden lub dwa dirhamy (1-2 zł). Dostaniesz go zarówno w hipsterskich kawiarniach (m.in. Filli Cafeteria, Project Chaiwala, Karak House, w których może jednak kosztować nawet 13 dirhamów), jak i w setkach tanich punktów rozsianych po mieście (np. Koukh Al Shay, Tea Way, Al Hara Cafeteria, Bait Al Shay).

Jedne z najpiękniejszych wspomnień z dorastania z Dubaju, to te z lat 90., gdy w piątkowe wieczory leżałam na plaży. Moje palce zanurzone były głęboko w piasku w poszukiwaniu muszelek, a niebo pomarańczowo-różowe od zachodzącego słońca. Moi rodzice siedzieli ze skrzyżowanymi nogami na chatai, bambusowej macie, popijając gorącą, słodką, mleczną herbatę karak w plastikowych kubkach z pobliskiej kawiarni.”– wspominała w jedynym z tekstów Natasha Amar, mieszkająca w Dubaju dziennikarka pisząca na co dzień o jedzeniu.

Od tamtych czasów Dubaj zdążył przeobrazić się z niewielkiego miasteczka o rybackim rodowodzie w futurystyczną metropolię postawioną na piasku i usypanych na morzu wymyślnych archipelagach. W tej zmienionej przestrzeni ostały się jednak punkty sprzedające karak. W rzeczywistości, w której zmieniło się wszystko, to jedno pozostało niezmienne.

Słodka mleczna mikstura przybyła z Indyjczykami, którzy w latach 60. ubiegłego wieku zaczęli napływać masowo do Dubaju w poszukiwaniu pracy.

Założyli sklepy z ubraniami, tekstyliami lub złotem. Wielu z nich otworzyło restauracje i sklepy spożywcze. Okazały się one koniem trojańskim indyjskich smaków. W mieście zaroiło się od punktów podających kurczaka tandoori, dosę, dal pakwan – i właśnie słodką herbatę z mlekiem.

Dziś Indyjczycy stanowią 71 proc. populacji miasta. W całych Zjednoczonych Emiratach Arabskich żyje ich prawie 3,4 mln, co czyni z tego kraju największą indyjską diasporę na świecie. Przy takiej liczbie przybyszów, nie trzeba było wiele, by ich ukochany napój stał się popularny także pośród rodowitych mieszkańców.

Karak parzony jest z czarnej herbaty liściastej. Oprócz cukru i mleka zwykle trafia do niego także imbir, kardamon, goździki i cynamon. Kawiarnie – zależnie od dnia – mogą sprzedawać od kilkuset do nawet kilku tysięcy kubków tego napoju.

W każdym miejscu stosuje się nieco inną mieszankę herbat oraz przypraw. Są one pilnie strzeżoną tajemnicą, wspólna wszystkim zasada mówi jednak, że karaku nie da przygotować się z herbaty torebkowej. Takie próby zawsze kończą się katastrofą.

Cukier dodawany jest podczas gotowania herbaty. Nie można więc zamówić niesłodkiego karaku. Istnieją natomiast różne szkoły dotyczące mleka. Większość kawiarni stosuje produkt zagęszczony lub skondensowany, który wlewa się na chwilę przed podaniem napoju. Niektórzy jednak preferują świeże mleko gotowane od razu z wodą, cukrem, herbacianym suszem i przyprawami.

Herbata musi być dobrze zaparzona, mocna – mówi mi pracownik Al Hara Cafeteria. – Doświadczenia wymaga też uzyskanie odpowiednich proporcji naparu i mleka. To musi być idealny balans.

Mleko nadaje herbacie cięższego charakteru, zostawiając na języku karmelową nutę. To trochę jak napój z toffi.

W Indiach napój ten nazywa się go po prostu chai. Jedynie w Emiratach zyskał przydomek karaku. Prawdopodobnie pochodzi on od słowa kadak, który w hindi oznacza „mocny”. Arabowie, słysząc jak Hindusi pytają o „kadak chai” – mocną herbatę – zniekształcili i skrócili nazwę do samego karak. W międzyczasie stał się dubajską codziennością.

Michał Głombiowski

Michał Głombiowski

Redaktor naczelny Travel Magazine. Dziennikarz, autor książek podróżniczych. Od ponad 20 lat w podróży, od dwóch dekad utrzymuje się z pisania.

2 Comments Dodaj komentarz

  1. Znam indyjski karak, czyli “kadak chai” pyszny gorący napój, który ratował nas w 1984 roku w czasie podróży po Indiach, o każdej porze dnia i nocy, był ostępny, kupowaliśmy w pociągu przez okno. Był to jedyny bezpieczny napój miejscowy, oczywiście były już orginalne napoje typu coca cola czy fanta, ale one nie gasiły tak pragnienia jak chai.
    Wylatując z Bombaju(jeszcze) mieliśmy międzylądowanie w Dubaju(30 lat temu) i naszym oczom ukazał się przepiękny port lotniczy, który przypominał pałac z baśni tysiąca i jednej nocy(przepięknie oświetlony, prąd już mieli), ale żadnych wierzowców na horyzoncie, nawet nie było w planach. Natomiast nigdzie nie widziałam na lotnisku, kawiarenek z karakiem, ale może tego nie szukaliśmy, zajęci zakupami w strefie bezcłowej.
    Pozdrawiam gorąco
    Bożena Hardej
    P.S. Ciekawe cz istnieje port lotniczy z lat 80-tych, wtedy dla mnie, studentki, był przepiękny:)

    • Pani Bożeno, terminal z lat 80. wciąż istnieje, ale w międzyczasie zbudowano jeszcze dwa kolejne, a teren przeszedł spore zmiany – więc obawiam się, że w niewielkim stopniu przypomina już miejsce, które Pani odwiedziła. Podobnie zresztą jak cały Dubaj. Pozdrawiamy serdecznie.

Dodaj komentarz

Your email address will not be published.

To też ciekawe