Potrzebujemy więcej takich historii: opowieść o młynie w Budrach przynosi nadzieję

11 października, 2025
przeczytasz w mniej niż 7 min.
budry młyn

Historia mazurskiego młyna jest opowieścią o ciągłym zaczynaniu od nowa

https://buycoffee.to/travelmagazine

Samochód toczy się po morenowych pagórach, wyściełających krajobraz gdzie okiem sięgnąć. Pod kołami unosi się kurz – gorące powietrze zdążyło wysuszyć ostatnie ślady wczorajszej ulewy. Robi się pusto, niemal bezludnie. Miła odmiana po rojnym Węgorzewie, w którym byłam chwilę wcześniej. Wśród falującej zieloności przycupnęły gdzieniegdzie domy z cegły i kamienia polnego. Nad ich drzwiami wyryte są daty, wszystkie sprzed 1939 roku. Stare pruskie budownictwo, w którym spoiwem była glina zmieszana z jajkami i piachem, opiera się upływowi czasu.

Dojeżdżam do wsi Budry. Parkuję przed wysokim, białym budynkiem z dachem pokrytym czerwoną dachówką – to poniemiecki młyn, pełniący obecnie funkcję ośrodka kultury. Na drzwiach wisi kartka z numerem telefonu. Odbiera pan Leszek Zwoliński, mówi, że przyjdzie za kilka minut. Nie ma wielu turystów, więc po co stróżować cały dzień, jak tyle pracy w gospodarstwie. Wchodzimy. W powietrzu unosi się zapach zboża i starego drewna.

Robiliśmy mąkę na cztery piekarnie. A jak przyszedł stan wojenny, młyn chodził non stop – wspomina pan Leszek, który pracował tu do 1995 roku.

Budry, młyn i mąka

Oglądam maszyny pamiętające lata, gdy Budry były należącą do Prus Wschodnich osadą Buddern. Patrząc na nie, myślę, że są nie tylko artefaktem dawnych czasów, ale przede wszystkim cichym świadkiem historii ziem, które tyle razy musiały zaczynać od nowa.

W XVIII wieku do Prus przybywa, uciekając przed prześladowaniami religijnymi, Francuz Guilbert Pluquet. Jego potomek, Hermann, w 1918 roku rozpoczyna budowę młyna w Buddern. Parę lat później powstaje nowatorska turbina wiatrowa, zasilająca także sąsiadujący z młynem tartak.

budry młyn
Budry. Stary młyn wciąż kryje oryginalne wyposażenie / fot. M. Szymańska

To był naprawdę solidny sprzęt, część wyposażenia spisywała się nawet po stu latach – wspomina Wiesław Zwoliński, ojciec pana Leszka.

Majątek dziedziczy syn Hermanna, Bruno, który w 1939 roku zdaje egzamin mistrzowski na młynarza. Pod koniec wojny trafia do niewoli brytyjskiej, do Buder nigdy już nie wróci. Historia rodziny Pluquet dobiega kresu, ale rozpoczyna się inna – i trwa właściwie do dziś. W jednym z pomieszczeń zauważam gablotki z dokumentami i zdjęciami.

Tutaj jest mój dziadek, Franciszek – pan Leszek wskazuje na postać z pożółkłej fotografii – Wyremontował młyn, cudem ocalały, wie pani, naprawdę cudem.

Tradycja rodzinna

W 1945 roku Franciszek Zwoliński opuszcza rodzinne Jedwabne i szuka nowych możliwości na Ziemiach Odzyskanych. Najpierw trafia do Miłek, gdzie stoi opuszczony młyn, bez prądu, z poważnymi brakami w wyposażeniu. Próbuje tam pracować na starym silniku Diesla, ale nie ma skąd brać do niego oleju. Potem wpada na pomysł z maszyną parową, jednak ta też nie zdaje egzaminu. W końcu słyszy gdzieś, że solidny młyn ostał się w Budrach koło Węgorzewa, jakieś czterdzieści kilometrów na północ. Opuszczone poniemieckie budynki zwykle padały łupem szabrowników, ale tu zniknęły jedynie drobne narzędzia. Pan Franciszek trafia do Buder w 1954 roku – wtedy młyn jest już upaństwowiony. Zaczyna remont. Po trzech latach do budynku zostaje doprowadzona elektryczność, można pracować na pełnych obrotach. Pan Wiesław, syn Franciszka, uczy się pilnie przy ojcu.

W Kętrzynie skończyłem zawodową szkołę ślusarską, ale nie imponowało mi to – wspomina. – Wolałem młynarstwo.

W 1964 roku zdaje egzamin mistrzowski na młynarza, a ponad piętnaście lat później obejmuje kierownictwo po emerytowanym już Franciszku. I tak praca w buderskim młynie staje się tradycją rodziny.

Historia wstrzymanego upadku

Promienie popołudniowego słońca miękko wpadają przez okna. Oświetlają podwieszone pod sufitem silosy – drewniane konstrukcje do przechowywania zboża. W Budrach mełło się miesięcznie od 120 do 150 ton, od 700 do 1000 kilogramów na godzinę. Po okolicy szybko rozeszła się wieść o dużej wydajności młyna, jak i o jego życzliwej załodze. Zboże do młyna zwozili więc – obok PGR-ów – także prywatni rolnicy. Zdarzało się, że pan Wiesław pomagał im zdejmować z przyczep worki, ładować je na rampę. Lubił swój zawód, ciężka praca fizyczna szła mu sprawnie. Rozglądam się jeszcze chwilę, następnie pan Leszek prowadzi mnie na kolejne piętro.

Gmina Budry1 Scaled 1
Budry osadzone są w lekko pofalowanym, otwartym krajobrazie Mazur / fot. Gmina Budry

Objąłem kierownictwo młyna w 1991 roku jako trzecie pokolenie – wspomina. – I tak do 1995 roku. Wtedy GS miał wybór, wykupić młyn albo oddać go do gminy. No i oddał. Planowaliśmy dzierżawę, ale w końcu nie doszło to do skutku.

Zamyśla się.

I tak zaczął się powoli rozpadać. Żal było na to patrzeć.

Na piętrze rozstawione są sztalugi z obrazami. Niektóre to pokryte farbami olejnymi płótna, inne – misternie zdobione wycinanki. Na belkach wiszą pełne kolorów haftowane obrusy. Jeden z nich opatrzony jest emblematem koła gospodyń z pobliskich Piłaków, dawnej wsi królewskiej. Wszystko to dzieła lokalnych twórców – w końcu młyn jest teraz ośrodkiem kultury.

Remont był parę lat temu, w dwudziestym drugim roku – mówi pan Leszek. – W ostatniej chwili, to była już ruina.

019
Młyn w Budrach przed rozpoczęciem remontu / fot. Gmina Budry

Najlepszy zawód

Rewitalizacja młyna stanowiła zwieńczenie dwuletniego programu „W drodze kultury i rzemiosła Šakiai-Budry”, łączącego dwa kraje – Litwę i Polskę. Za główny cel przedsięwzięcia obrano promocję dziedzictwa kulturowego tutejszych obszarów transgranicznych – wyznaczono szlak turystyczny od Šakiai do Buder, zorganizowano warsztaty rękodzielnicze, opracowano plany edukacyjne na przyszłość. W Šakiai odremontowano Dom Rzemieślników – podobnie jak buderski Młyn Kulturalny, ma służyć pielęgnowaniu zwyczajów regionu i wspieraniu lokalnej twórczości. Podczas pracy nad projektem młodzież miała okazję zetknąć się ze znikającymi zawodami, takimi jak garncarstwo czy tradycyjne młynarstwo.

Młynarz to dobry zawód. Mąka jest zawsze potrzebna – mówił pan Wiesław podczas uroczystego otwarcia budynku. – Bez chleba nie można się obyć.

W budynku sporo się dzieje. Wernisaże, koncerty, warsztaty i pokazy wnoszą energię w mury, które tkwiły w milczeniu przez ponad ćwierć wieku. Wciąż jednak przechowują w nieożywionej pamięci dźwięki młyńskich urządzeń, zapach mielonych ziaren, gwar rozmów w różnych językach. Codzienną pracę.

Przed odjazdem wpisuję się do księgi gości. Klasycznie – „tu byłam, pozdrawiam”. Pan Leszek z wysiłkiem przekręca zamek w drzwiach.

A jak pani spojrzy w tamtym kierunku – dodaje, wskazując ręką – to za dziesięć kilometrów jest już Rosja, wie pani?

– Blisko – odpowiadam i myślę, jak wiele narodowości skupia w sobie historia młyna w Budrach. Takie są Mazury, kraina wiecznego początku.

https://buycoffee.to/travelmagazine

Dodaj komentarz

Your email address will not be published.

To też ciekawe