Dominik Dancs YumiD4DmYBA Unsplash 1 1

#FollowMe. Jak Instagram zmienił nasze podróże

Początek

Widziałem ostatnio mema: kelner podchodzi do stolika i zatroskany pyta gości: “Nie sfotografowaliście jedzenia. Czy wszystko w porządku?”. Łatwość robienia zdjęć i dzielenia się nimi przyniosła zjawiska, na które nie byliśmy do końca gotowi

Niedawno minęło 15 lat od kiedy w salonach Apple pojawił się pierwszy iPhone. Kilka miesięcy wcześniej prezes firmy Steve Jobs tłumaczył czym on będzie:” “Odtwarzacz, telefon i komunikator internetowy. To już nie trzy osobne urządzenia tylko jedno!”. Szybko się okazało, że w tym gadżecie zmieści się więcej urządzeń. Na przykład aparat fotograficzny. Trudno dziś w to uwierzyć, ale pierwsza generacja smartfonów Apple nie miała kamerki do selfie. Pojawiła się dopiero w iPhonie 4.

Retro czar

Główny aparat z początku zresztą też nie powalał osiągami. Zdjęcia często wychodziły nieostre albo zbyt ciemne albo przepalonym kolorom brakowało głębi. Zupełnie jak na analogowych fotach sprzed kilku dekad. A tak się właśnie złożyło, że dla generacji hipsterów nostalgia za minionymi epokami była bardzo na czasie. Fotki z imprez wystarczyło przepuścić przez filtr i wpasować w retro ramkę, a magicznie zmieniały się w obrazki wyciągnięte z pudła znalezionego na poddaszu u rodziców. To właśnie robiła ze zdjęciami z telefonu wypuszczona w 2010 r. aplikacja Instagram. A następnie w sekundę publikowała je w internecie.

Kevin
Pierwsze zdjęcie zamieszczone na instagramie – przedstawia stopę i psa jego założyciela || www.instagram.com/kevin/

Od początku Instagram funkcjonował jako alternatywa dla tradycyjnej fotografii, łamiąc jej kanony. Wcześniej przyjęło się, że fotograf opowiada o świecie, który widzi, szuka tematów i modeli. Na Instagramie, wprost przeciwnie – ludzie opowiadali o sobie. Nie tylko za pomocą zdjęć z ręki, czyli selfie (słowo roku 2013 wg. Oxford University Press). Przypadkowe detale uchwycone smartfonem składały się w osobliwy komiks o autorze profilu. Od tamtych pionierskich lat sporo się zmieniło, ale prowadzenie na profilu intymnego foto-dziennika jest wciąż najsilniej obecne. Dominuje też w relacjach z podróży i niekiedy w ogóle w podróżach instagramerów.

Wyprawa, która mieści się w dłoni

Przeskakujemy dekadę później. Okazuje się, że Instagram zgubił gdzieś retro klimat przydymionej kliszy z pionierskich lat, ale za to zdobył 2 miliardy użytkowników. Z czego pół miliarda zagląda do apki codziennie. W Polsce korzysta z niego 10 mln osób. Nie zmienił się wiodący temat postów – opowiadamy głównie o sobie – jak i ton wrzucanych treści. Ma być inspirująco i pozytywnie. To fenomen w mediach społecznościowy, gdzie większość serwisów zdominowana jest przez tabloidowe emocje, hejterów, memy. Na Instagramie jest słodko, radośnie, przygodowo. Ładnie.

Nic dziwnego, że ze wszystkich społecznościówek to do Insta najlepiej pasują treści podróżnicze. W końcu globtroterską narrację zawsze pchała do przodu fotografia. Nie sposób sobie wyobrazić dziś spotkania z podróżnikiem w domu kultury czy na festiwalu bez pokazu slajdów. O ile na imprezach obrazy wyświetla się na kinowym ekranie, to smartfon mieści nam się w dłoni. Na wszystkie subtelności i niuanse fotografii brakuje pikseli. Zwycięskie prace z World Press Photo w miniaturce tracą swoją wymowę. Za to prosta kompozycja typu “dziewczyna w sukience a za nią wodospad” przyciąga wzrok.

Kendal
Zdjęcie modelki Kendall Jenner, swego czasu (2015) zostało postem na Instagramie, który zdobył absolutnie rekordową ilość 3,3 mln lajków || www.instagram.com/kendalljenner

Copy of a copy of a copy

Jednym z pierwszych insta podróżniczych virali (czyli zjawisk, które stały się modne bez promocji – tylko przez swoją innowacyjność i efekt sieci) było Follow Me. Tak zatytułował swoją serię zdjęć rosyjski fotograf Murad Osmann. Wszystkie przedstawiały jego narzeczoną, a właściwie jej plecy i wyciągniętą za siebie rękę, za którą prowadziła swojego partnera, autora zdjęć. Zmieniały się za to stroje modelki oraz tło – sielskie krajobrazy lub ikony architektury. Wszystko przerysowane i wystylizowane. A jednak sprawiało to wrażenie beztroskiego skakania po pięknych miejscach. Nie trzeba było długo czekać aż inne pary zaczną naśladować ten format. I podświadomie kopiować jego przekaz – w podróży jest ładnie jak w bajce.

Mursadosman
Profil Murada Osmanna, ze zdjęciami utrzymanymi w jednej stylistyce, stał się jednym z pierwszych insta podróżniczych virali, przynosząc jego twórcy ogromną popularność i spore pieniądze || www.instagram.com/muradosmann

Kiedy mamy jednak do wyboru głównie proste kompozycje to kreatywność szybko się kończy. Za to społeczność podsuwa pomysły innych, a liczba serduszek pod ich postem dobitnie pokazuje, co się sprawdza, a co nie. Stąd już bardzo prosta droga do mniej lub bardziej świadomego zgapiania kadrów od innych.

Świetnie ją podsumował założony w 2018 r. profil insta_repeat. Każdy zamieszczony na nim post to kolaż dwunastu instagramowych zdjęć przeważnie amatorów turystyki outdoorowej. Trudno uwierzyć, jak bardzo są do siebie podobne czy wręcz identyczne. Tak samo rozwiewają się długie włosy na tle doliny. Tak samo maleńka jest sylwetka w trekkingowej kurtce na tle jeziora albo na dachu samochodu, albo u wylotu jaskini. Takie same zdjęcia kubka z krzakami, liścia z wodą. Każdy tak samo przeskakuje z kamienia na kamień. Paradoks polega na tym, że im bardziej powtarzalne są te kadry, tym mocniej utrwalają nam się w głowie. I tym bardziej chcemy sobie takie zdjęcia robić.

Wild Hair
Instagram jest królem kopiowania – użytkownicy, szukając popularności, powielają treści, które już tę popularność zdobyły. Profil insta repeat pokazuje tę wtórność w całej okazałości || www.instagram.com/insta_repeat

Nie psuć biznesu

To, że rzeczywistość chce się upodobnić do kreacji z mediów społecznościowych, brzmi niewiarygodnie, jak nadinterpretacja socjologa amatora, ale tak faktycznie się dzieje. Opublikowane w 2017 r. badanie #StatusofMind pokazało, że korzystanie odbija się na kondycji psychicznej ich nastoletnich użytkowników. W przypadku Instagrama jednym z negatywnych efektów był zaburzony obraz własnego ciała. Młode osoby, zwłaszcza dziewczyny, czują się gorzej przez to, że nie wyglądają na żywo tak, jak ich podkręcane filtrami wersje siebie. Potwierdziła to w 2021 r. sygnalistka Mety (właściciela Instagrama) Frances Haugen. Udowodniła, że firma doskonale wie, o wpływie swoich narzędzi na postrzeganie siebie samych i świata przez nastolatki, ale nic z tym nie robi. Nie chce psuć swojego modelu biznesowego.

Żółty sztormiak robi #goodvibes

Sugestywny wpływ strumienia ładnych zdjęć nie dotyczy tylko wyglądu. Śmiało można go rozszerzyć na modę, jedzenie, dizajn, podróże, czy jakąkolwiek branżę, gdzie “kupuje się oczami”. Ostatnio nad polskim morzem, gdy przyszedł burzowy dzień, siedząc na plaży co pewien czas widziałem wczasowiczów w prostych żółtych płaszczach przeciwdeszczowych. Pamiętam, że dawniej taki strój zakładali główni rybacy i żeglarze w sztormową pogodę, ale stylówka ta wydawała się nieco obciachowa. Aż przyszedł Instagram i okazało się, że żółte na szaroburym tle świetnie wpada w oko. I daje mnóstwo serduszek pod postami. Swego czasu każdy szanujący się bloger turystyczny musiał zabrać taki oldschoolowy sztormiak na wyprawę w góry lub nad chłodniejsze morze.

Yellow
Na małych ekranach smartfona tradycyjnie skomponowane zdjęcia fotoreporterów – z wieloma planami i detalami, które przy tym formacie giną – mają małe szanse przebicia się. Liczą się kadry o wyrazistym punkcie przyciągającym wzrok. Tę rolę świetnie pełnią kolorowe ubrania || www.instagram.com/louischarlesbuyck

Wiem, jak to działa. Sam kiedyś ubierałem się na wyjazdy bardziej kolorowo, niż zwykle się noszę. Tyle że nie dla zdjęć na Insta, a do gazety podróżniczej. Jeździłem robić autorskie materiały wspólnie z fotografem. Do kadrów często brakowało “przypadkowego turysty”, który stanie i ładnie zaduma się nad widoczkiem, więc trochę wtedy modelowałem.

Stąd dziś bez problemu wyłuskam w popularnym miejscówkach nieco odstające od reszty tłumu osoby, po których widać, że nie przyszły tu jedynie dla przyjemności. One ciężko pracują na swoją social mediową popularność. Najbardziej bawią, nawet nie zdjęcia pleców zamiast twarzy, ale próby takiego kadrowania, by usunąć z fotografii innych ludzi. I aby kolejne rzesze followersów mogły później przyjechać i rozczarować się, że w lipcu w południe pod znaną atrakcją to jednak wcale nie jest tak kameralnie.

Do biblioteki po selfie

Nie tylko podróżni stylizują się pod Instagram – miejsca też. Co bystrzejsi menedżerowie lokali zorientowali się, że ich goście lubią relacjonować pobyt. A ich zdjęcia i klipy wrzucone do sieci krążą potem zachęcając lub zniechęcając ich followersów do wizyty. W efekcie coraz mniej mamy miejsc nijakich, a coraz więcej zaaranżowanych z pomysłem. Podejrzewam zresztą, że szał na hygge, czyli duńskie umiłowanie komfortu i przytulności, który kilka lat temu zawładnął światem dizajnu, nie miałby takiego zasięgu, gdyby każdy nie miał przy sobie aparatu z internetem. I nawyku dzielenia się ładnymi znaleziskami. To akurat całkiem pozytywny efekt instagramowej rewolucji, bo w miejscach, które dobre wychodzą na zdjęciach, zazwyczaj też przyjemnie się siedzi.

Podobne podejście zdają się też mieć miasta aranżujące przestrzeń, na które jest obecnie moda – z muralami,” dachem z parasolek” czy nowymi ikonami architektury. W Królewskiej Bibliotece w Kopenhadze, nazywanej ze względu na oryginalną bryłę Black Diamond, pojawiły się wręcz komunikaty, aby osoby, które przyszły tylko na zdjęcia, zachowywały się cicho. Tak, aby nie przeszkadzać korzystającym czytającym w czytelni.

W kurortach pojawiają się wręcz spoty na zdjęcia w postaci charakterystycznych ramek w punktach widokowych (niekiedy z dopisanym na dole sugerowanym hasztagiem) czy wielkie napisy z nazwą miejscowości i obowiązkowym serduszkiem. Co ciekawe, Amsterdam, który ustawił sobie promocyjny slogan “I AMsterdam” w sercu miasta już na dobrych kilka lat przed powstaniem Instagrama, w 2018 r. go zdemontował po petycji mieszkańców. Irytowali ich turyści wykorzystujący plac jako fotopunkt (litery przeniesiono na lotnisko Schipol).

Amsterdam
Dziś każde miasto, któremu zależy na promocji, musi mieć punkty zapewniające instagramowe kadry || www.instagram.com/emmawzmimi/

Prawdziwa fikcja

Upieranie się, że jedna apka z filtrami w kilka lat postawiła na głowie podróżowanie, byłoby oczywiście grubą przesadą. Cały zestaw technologii złożył się na to, że fotografia zrobiła się bardziej dostępna niż kiedykolwiek, podobnie jak internet i dzielenie się w nim treściami. Instagram po prostu wskoczył na falę tego trendu i przez dekadę ją spiętrzał. W efekcie żyjemy w dwóch światach. W tym cyfrowym snujemy narracje na motywach tego realnego, ale dokładamy swoje fantazje.

Mało która sfera nadaje się do tego równie dobrze jak podróże. Skoro my jesteśmy tu, a widzowie zostali tam, są małe szanse, że ktoś przyłapie nas na koloryzowaniu. Można popłynąć i wymyślać do woli. Dobrać tło i odcień, jakie się tylko zamarzą, wyciągnąć rękę za siebie i zawołać #followme.

Grzegorz Dzięgielewski

Grzegorz Dzięgielewski

Przez kilka lat dziennikarz w magazynie "Podróże", a obecnie absolwent marketingu miejsc, adept futurologii i dystrybutor intrygujących treści PR-owych o startupach. Podróżuje coraz mniej intensywnie, za to z coraz większą fantazją. Zwykle włóczy się po Bałkanach, ale kiedyś chciałby wyruszyć daleko w Przyszłość.

Dodaj komentarz

Your email address will not be published.

To też ciekawe