Hotelowe duchy przeszłości

22 marca, 2025
przeczytasz w mniej niż 4 min.
puerto barrios gwatemala

Za górami, za rzekami, w dalekiej Gwatemali, stoi zaniedbany hotel. Cały jest z drewna. I do dziś czuć w nim zapach cygar sprzed 120 lat

Fot. Julia Zabrodzka

„Mariott to to nie jest”, „Głośno i okropnie”, „Groteskowo straszny”, „Stary i zniszczony”, czystość na jedną lub dwie gwiazdki, kropki, serduszka czy co tam innego. Takie recenzje wystawili Hotelowi del Norte w gwatemalskim mieście Puerto Barrios użytkownicy jednego z portali służących do oceniania każdego turystycznego przeżycia. Komfort, czystość, położenie – pragmatycznie rozumiane atuty noclegu – zupełnie nie przystają jednak do miejsca, które całe utkane jest z przeszłości. Przeszłości niewesołej, gęstej, czasem wręcz dusznej.

W Hotelu del Norte spędziliśmy parę dni. Było głośno i nieprzesadnie czysto, wiatraki pod sufitem mieliły upalne powietrze nie przynosząc za wiele chłodu. Ale kilka lat później byliśmy gotowi przejechać pół Gwatemali, żeby przenocować w tym miejscu po raz kolejny. I to pomimo że okolica raczej do tego nie zachęca.

O Puerto Barrios, liczącym 100 000 mieszkańców, ciężko napisać coś miłego.

Gdy przyjechaliśmy tu pierwszy raz, miałam nieokreślone poczucie zagrożenia. A przecież w Gwatemali byliśmy już wtedy dość długo i mimo codziennej porcji gazetowych artykułów o napadach i zbrodniach, czułam się raczej bezpiecznie. Omijaliśmy cieszącą się złą sławą stolicę, ale jeździliśmy publicznymi autobusami, przesiadaliśmy się w przypadkowych miejscach o przypadkowych porach. Czasem musieliśmy zatrzymywać się w miastach, gdzie znalezienie noclegu było wyzwaniem. Raz trafialiśmy do hotelu na godziny.

W Puerto Barrios było jednak coś, co wzbudzało innego rodzaju niepokój. Nie chodziło o kompletny brak cudzoziemców, bo to nie była nowość, ani o brzydką architekturę, obdrapane mury i brudne ulice. Może o wzrok miejscowych, który zatrzymywał się na nas zbyt długo albo omiatał nas zbyt ostentacyjnie? O duszną – nie tylko dosłownie – atmosferę na ulicach i coś, co wisiało w powietrzu? Nie wiem. Kiedy jednak dotarliśmy do hotelu, który w starym przewodniku wymieniono jako ciekawostkę, byliśmy zachwyceni. Pokaźny drewniany budynek nad samym morzem wyglądał dokładnie tak, jak na zdjęciach z początku XX w., gdy przeżywał okres świetności.

Hotel del Norte otwarto w 1897 roku. Dwa lata po tym, jak założono miasto nazwane na cześć nieżyjącego już wówczas prezydenta Gwatemali Justa Rufina Barriosa.

Barrios był postacią kontrowersyjną. Liberalny polityk dążył do ograniczenia roli kościoła katolickiego i sekularyzacji jego majątku. Wprowadził reformę edukacji i wolność wyznania. Jednocześnie jednak był odpowiedzialny za pogorszenie się sytuacji ludności rdzennej, stanowiącej ponad połowę społeczeństwa, i wzmocnienie roli obcego kapitału. Zginął w 1885 r. podczas wojny, którą sam rozpoczął. Ściągnięty przezeń obcy kapitał wyszedł natomiast na całej operacji lepiej. Rządził i dzielił w kraju, a w 1954 roku doprowadził nawet do obalenia demokratycznie wybranego prezydenta Jacobo Arbenza, wprowadzenia dyktatury i wybuchu trwającej kilkadziesiąt lat wojny domowej – można o tym przeczytać m.in. w opartej na faktach powieści Maria Vargasa Llosy „Burzliwe czasy”. Ów kapitał, który namieszał w historii Gwatemali, należał do United Fruit Company. Banany, będące głównym produktem tej firmy, płynęły w świat właśnie z Puerto Barrios. Może to ponura historia sprawiała, że czułam w tym mieście dreszcze?

Gwatemala Puerto Barrios 7281 1

W czasach baronów bananowych Hotel del Norte musiał być szczytem luksusu.

Wyobrażam ich sobie, jak przechadzają się po szerokich drewnianych galeriach, piją rum, palą cygara. Z daleka doglądają swoich włości i statków, które wypływają z nowiutkiej przystani. Dziś port w Puerto Barrios ustępuje sąsiedniemu w Santo Tomás de Castilla. Praprzyczyna jego powstania i źródło fortuny – banany i kawa – nadal są tu jednak obecne. Z tarasu przed pokojem obserwujemy gigantyczne statki załadowane kontenerami pełnymi owoców. Podczas spaceru mijamy kolejkę ciężarówek i piramidy kontenerów na nabrzeżu. Cały kwartał zdaje się drżeć i buczeć. Każdy z kontenerów posiada własny klimatyzator, utrzymujący wewnątrz temperaturę odpowiednią do transportu bananów. Na chodniku co kilka metrów widać hasła: „Ziemia Boga”. Wyglądają jak ponury żart.

Już pierwszego wieczoru okazało się, że pokój z widokiem ma wady. Wieczorem na nabrzeże zajechało kilka sportowych aut, zeszło się sporo chłopaków w czapkach z daszkiem i dziewczyn w skąpych ciuchach. Po kilku godzinach znaliśmy już wszystkie największe hity reggeatonu na pamięć. Didżej szczególnie upodobał sobie nie najświeższy, ale nadal chyba lubiany hit „Hasta abajo soy yo”. Podczas kolejnego pobytu odkryliśmy, że przy hotelu działa też klub nocny. Już wyobrażaliśmy sobie nieprzespaną noc, ale przed karaibskimi przebojami uratowała nas burza. Ulewa i pioruny pozbawiły całą dzielnicę zasilania. Oparci o ścianę patrzyliśmy, jak deszcz siecze deski tarasu, dziurawe moskitiery, liście szarpanych przez wichurę palm. W mroku duchy przeszłości stały się niemal namacalne.

Rankiem duchem wydał nam się też stary, chudy kelner o przenikliwym spojrzeniu zaskakująco jasnych oczu.

W pustej restauracji obsługiwał nas z powagą właściwą tylko najbardziej doświadczonym camareros. Pracował w tym miejscu ponad 50 lat i dobrze wiedział, że parę obdartusów z Polski należy traktować tak samo, jak bananowych baronów, których już dawno tu nie widziano.

Recenzenci z internetu mają trochę racji. To nie jest standard wielkiej sieci oferującej homogenizowany luksus. Nie jest tu przesadnie czysto. Podłogi są krzywe, ściany się chylą i od dawna nie było remontu. I wciąż mieszkają tu duchy.

https://buycoffee.to/travelmagazine

Julia Zabrodzka 9573

Julia Zabrodzka

Fotografka, która czasem pisze o miejscach i ludziach. Publikowała m.in. w "Polityce", "Piśmie", "Kukbuku", "Wysokich Obcasach" i "The Guardian". Finalistka Grand Press Photo, nagrody im. Krzysztofa Millera "Odwaga patrzenia" i "Leica Street Photo". Najbardziej lubi pracować w Polsce i krajach hiszpańskojęzycznych.

Dodaj komentarz

Your email address will not be published.

To też ciekawe