Mężczyzna, jezioro i poranny rytuał
Zanim pierwsze promienie słońca oświetlą Hahnenkamm, zanim zaparzy się pierwsza kawa, Gerhard Bosse, szef austriackiego hotelu Grand Tirolia już zrobił to, co wielu tylko sobie obiecuje: popływał. W Schwarzsee. O świcie. Każdego dnia, od wiosny aż po późną jesień. Minimum osiem miesięcy w roku.
To, co zaczęło się dla niego jako osobisty poranny rytuał, z czasem stało się czymś więcej – dyskretnym zaproszeniem dla hotelowych gości. Wystarczy wstać z łóżka i wejść do wody. Zimnej. Przejrzystej. Oczyszczającej. I niezwykle orzeźwiającej.
Poranne pływanie z dyrektorem hotelu w chłodnej wodzie tyrolskiego Schwarzsee szybko stało się czymś więcej niż tylko sportową aktywnością. Trudno przecież o lepszą okazję do swobodnych rozmów. Każdy jest tu na równych zasadach, bez dystansu, bez szlafroka. Nigdzie nie można spotkać się ze sobą tak szybko, jak w ciszy jeziora.
Tak opisał to jeden z gości:
„O porannym pływaniu w Schwarzsee usłyszałem w saunie. Brzmiało intrygująco, więc postanowiłem się zapisać – jak należy, formalnie. Odpowiedź była krótka i konkretna: Po prostu bądź o szóstej rano przed wejściem, z ręcznikiem i szlafrokiem. Powiedziałem: okej – i tak zrobiłem. Wsiedliśmy do eleganckiego busa. O tej porze dojazd nad jezioro zajmuje nie więcej niż dziesięć minut. Było nas czworo. Plus Bosse. Od miejsca, gdzie zatrzymuje się bus, trzeba jeszcze przejść kilka kroków do pomostu. Chłodne, poranne powietrze spotyka się tam z cieplejszą taflą wody – tworząc mglistą atmosferę. Właściwie poza: ‘hui’, ‘huhu’, ‘aaah’ i ‘fantastycznie’ – niewiele dało się usłyszeć. Każdy przeżywał ten moment po swojemu. Gerhard Bosse – w milczeniu, z klasą. Przyszedłem na pływanie o świcie z dyrektorem – wróciłem do domu z własnym porannym rytuałem”.
A więc – kto chce tego doświadczyć, jest serdecznie zaproszony. Gerhard Bosse czeka każdego ranka.



