Zostań portugalskim szmuglerem

18 października, 2025
przeczytasz w mniej niż 8 min.
IMG 4046

Ścieżka przemytników w Portugalii pozwala cofnąć się do czasów, gdy nielegalny handel był jednym ze sposobów na przetrwanie

Paczka kawy jest twarda jak cegła. Gdy pukam w nią palcem, głucho dudni.

– To ostatnia kawa przemycona przez granicę – mówi António Picado Nunes.

Pomięty kawałek niebieskiej folii, zasuszone ziarna w środku. Kontrabanda dekady temu przerzucana przez ledwo nakreśloną linię oddzielającą Hiszpanię i Portugalię. Tego typu paczki przenosiły głównie kobiety, wyruszając w drogę po zmierzchu, by uniknąć spojrzeń pograniczników. Większe worki targali na plecach mężczyźni. Za moment ruszymy ich śladami.

Jestem w najbardziej wysuniętym na wschód zakątku portugalskiego regionu Alentejo. Największej, ale najmniej zaludnionej prowincji kraju. Rozciągającej się od wybrzeża Atlantyku po granicę z Hiszpanią. W ostoi tradycji, prostoty i rolnictwa. Przez długie lata był to najbiedniejszy obszar Portugalii i wciąż do bogactwa mu daleko.

Alentejo, śladami przemytników

António Picado Nunes, zarządzający muzeum oliwy we wsi Galegos nieopodal Marvão, jest producentem oliwy i właścicielem butikowego hotelu. Jego biznes jest nierozerwalnie związany z Alentejo. Być może dlatego António sporo czasu poświęca na promocję regionu. To między innymi dzięki jego staraniom dawna historia przemytników stała się szerzej znana. Niemal każdy z mieszkańców Galegos i okolic ma w rodzinie kogoś, kto wyruszał na ścieżki przecinające granicę. Wytyczenie turystycznego „szlaku przemytników” wymagało jedynie zdecydowania się, która trasa będzie najbardziej dostępna dla przyjezdnych oraz postawienia kilku tablic informacyjnych.

Ruszamy na czterokilometrowy odcinek idący polnymi ścieżkami, pomiędzy dębami korkowymi i ukwieconymi łąkami.

– Od lat 40. do 70. ubiegłego wieku Portugalczycy i Hiszpanie żyli w dyktaturach, a nasze kraje rozdzielała granica – opowiada Nunes. – Mieszkańcy przygranicznych rejonów przemycali podstawowe produkty, kawę, cukier, ubrania. To nie były grupy przestępcze. Ludzie próbowali polepszyć swój byt w czasach, gdy brakowało nie tylko pieniędzy, ale nawet jedzenia.

Coca-cola za kawę

Kawa wyprodukowana w Portugalii nie mogła być – ze względów politycznych – sprzedawana w Hiszpanii. A to właśnie portugalski produkt słynął z jakości i atrakcyjnych cen, wynikających głównie z wykorzystania szlaków handlowych stworzonych za czasów kolonialnych. Worki pełne ziaren szybko stały się głównych towarem przemycanym do kraju rządzonego przez Franco, w drugą stronę niesiono pieniądze, tkaniny, tytoń, a nawet coca-colę.

– Przemytnicy przenosili worki kawy mające od 20 do 60 kilogramów – mówi Nunes. – To nie było łatwe ani bezpieczne zajęcie.

Trudno mi to sobie wyobrazić. W niemal sielskiej scenerii, rozświetlonej i pełnej barw, nie potrafię stworzyć w głowie mrocznych obrazów przesyconych poczuciem zagrożenia. Idziemy polną drogą. W oddali, za nami, widać białe zabudowania Marvão, mieściny wzniesionej w IX wieku przez arabskiego władcę Ibn Maruana. Brukowane uliczki, bielone domy i kamienny zamek na szczycie przyciągają turystów (oraz miłośników ptaków, którzy chcą zobaczyć krążące wokół góry orzełki Bonellego), jednak wystarczy oddalić się o kilka kilometrów, by wpaść w przestrzeń niemal opustoszałą. Więcej tu dębów korkowych niż ludzi.

– Winorośl, drzewa oliwne i dęby to święta trójca tych ziem – mówi António. – Sadząc dęby, ćwiczy się cierpliwość i myślenie w innej skali. Zyski przypadną nawet nie twoim dzieciom, ale dopiero wnukom.

Korek? Raz na dziewięć lat

Zanim drzewo zyska odpowiednią do przetworzenia korę, mijają dziesięciolecia. A nawet, gdy się to już stanie, jej zbiory można przeprowadzać raz na dziewięć lat. Po okorowaniu pnie oznacza się białą farbą, kreśląc na nich cyfrę. Wskazuje ona plantatorom, ile lat pozostało do następnego okorowania. Jeżeli jest to „dwa”, oznacza, że poprzednie odbyło się 2022 roku – następne za sześć lat.

Patrzę na białe kreski, myśląc o tym, że dzisiejszy świat zapomniał już, jak to jest na cokolwiek czekać. W Alentejo czekanie jest częścią codzienności. Mało kto się tu spieszy. Ludzie nadal żyją w tempie przynależnym naturze. Nie mogę się na to napatrzeć. Na ich pewne, wyważone ruchy. Na zadziwiający, niemal pierwotny spokój. Zdają się być dużo bardziej zanurzeni w fizycznej rzeczywistości niż my wszyscy. Przesiadują godzinami nad skrawkami dojrzewającej szynki ze świń iberyjskich, popijają wino (dużo wina!), przechadzają się po polach, rozmawiają, choć raczej w stonowany, daleki od śródziemnomorskiej ekspresji sposób. Są pogodni, ale nie wylewni. Po telefony sięgają sporadycznie, nie trzymają ich blisko siebie, nie kręcą rolek i relacji. Stoją twardo na ziemi. Chwilami mam wrażenie, jakby życie nie płynęło tu wraz z czasem, ale czas wszystko, niczym wyspę, opływał, pozostawiając niemal nienaruszonym.

ścieżka przemytników, Alentejo
Dęby korkowe okorowuje się raz na dziewięć lat, zaznaczając na pniu ostatnią cyfrę roku, w którym odbyły się zbiory / fot. M. Głombiowski

Alentejo, świat nietknięty

Mimo iż w ostatnich dwóch dekadach w Alentejo mnóstwo się zmieniło – pojawiły się pieniądze, turyści, latyfundia zamieniono w hotele, zalano ogromny obszar tworząc największe sztuczne jezioro w Europie, a nawet zaczęto organizować dla przyjezdnych loty balonami, które (jak pokazuje przykład tureckiej Kapadocji) są ostatnim aktem kapitulacji przed wymogami pożerającego wszystko cyfrowego świata – alenteżański fundament pozostał ten sam. Ludzie nadal cenią tu smaki, które znają od pokoleń. Patrzą z zaciekawieniem na przybyszów z innych kultur, bo przecież pojawiali się tu od zawsze. Potrafią czekać.

Nasz spacer pozwala wniknąć w krajobraz. Jest wystarczająco krótki, by nie myśleć o konieczności pokonywania kilometrów w określonym tempie (choć cała trasa ma blisko 13 km). To przechadzka w obłokach roślinnych zapachów, w plamach ciepłego słońca, z widokiem sylwetek sępów płowych krążących w kominach powietrznych. Przemycanie drobnych towarów przez granicę wymagało osadzenia się w tej przestrzeni. Poznania każdego kamienia, zakrętu, pnia drzewa. Próbuję sobie wyobrazić ludzi z okolicznych wiosek, przemykających przez te ścieżki w ciemne, bezksiężycowe noce.

ścieżka przemytników, Alentejo
Winorośl, drzewa oliwne i dęby korkowe to święta trójca Alentejo, mówi António Picado Nunes / fot. M. Głombiowski

Przemyt? A może zwykły handel

Jeżeli tamte zdarzenia wyjmę z kontekstu – zapominając na chwilę o przemycie i dyktatorskich rządach – przestanę przemieszczać się ścieżkami szmuglerów, a znajdę się na zwykłym szlaku handlowym. Takim samym jak te, które od czasów prehistorycznych łączyły miasta, wioski, regiony, świat. Towary płynęły tam, gdzie były potrzebne. Dopiero polityka – w tym przypadku niesnaski dzielące dwóch dyktatorów, Salazara i Franco – sprawiła, że ten ruch zaczął podlegać ograniczeniom.

Po dwóch godzinach docieramy do wioski La Fontanera. Kilkanaście bielonych domów stoi po hiszpańskiej stronie. O granicy świadczy tylko przydrożny słupek, na którego przeciwległych bokach wyryto litery „P” i „E” – Portugal i España. I czas: oba kraje dzieli godzina różnicy. António staje w szerokim rozkroku, każdą z nóg będąc w innym kraju.

– Myślę, że tam możemy wypić kawę – mówi po chwili, wskazując niewielką knajpkę tuż za granicą.

Na szczęście nie musi ona już pochodzić z przemytu.


Niezależne dziennikarstwo potrzebuje wsparcia od Czytelników. Wpłać dowolną kwotę lub ustaw stałe wsparcie dla naszej pracy:

https://buycoffee.to/travelmagazine

Michał Głombiowski

Michał Głombiowski

Redaktor naczelny Travel Magazine. Dziennikarz, autor książek podróżniczych. Od ponad 20 lat w podróży, od dwóch dekad utrzymuje się z pisania.

Dodaj komentarz

Your email address will not be published.

To też ciekawe