Dla Patricka Deville’a podróż zawsze jest podporządkowana literaturze
Fot. Astrid di Crollalanza / Institut Francais
Patrick Deville, francuski pisarz, którego książki sukcesywnie wprowadza na polski rynek wydawnictwo Noir sur Blanc, wie że literatura podróżnicza nie może być dziś już tylko relacją z pobytu w danym miejscu. Ten typ narracji sprawdzał się w XIX stuleciu czy nawet – szczególnie w odizolowanej od świata Polsce – pół wieku temu. Jednak w dobie nieustannego przepływu informacji i epoce, w której każdy stał się nadawcą, taka forma opowieści się wyczerpała. Deville postawił więc sobie za cel rewizję własnej praktyki pisarskiej, poszukując nowych form i sposobów narracji. W kolejnych książkach sukcesywnie przesuwa granice stylów, tworząc fascynującą literacką hybrydę.
Najważniejsza jest literatura
Francuskiego twórcę nie sposób zresztą określić jednoznacznie „pisarzem podróżniczym”. Owszem, każda jego książka – łącznie z najnowszą, Sansarą – jest efektem przemieszczania się po świecie. Ale to nie sama podróż obrana zostaje za główny temat. Deville wyrusza w drogę, bo jest mu to potrzebne do pisania. Najważniejsza jest literatura i to jej wszystko jest podporządkowane. Podróż twórca traktuje więc tylko jako jeden ze sposobów na to, by pisać, a nie temat sam w sobie.
Punktem wyjścia nie jest zresztą dla Deville’a konkretne miejsce czy „bycie w drodze”, lecz życiorysy realnych, konkretnych postaci. Mogą to być Paul Gauguin, Charles Darwin, Alexander von Humboldt, Trocki czy Gandhi. Ich życie wyznacza linię, wzdłuż której Deville się porusza odwiedzając zakątki świata. Podróż jest jednym ze sposobów na zebranie materiału i służy osadzeniu danej historii w kontekście geograficznym. Pisarz wymyka się więc typowej konwencji literatury podróżniczej.
Powieści non-fiction
Równocześnie jednak nie tworzy klasycznych biografii czy reportażów. Deville od lat uparcie kształtuje własny styl, dopracowując go z każdą kolejną książką. Przed wyjazdem, niczym rasowy dziennikarz lub historyk, przeprowadza staranną kwerendę. Czyta oszałamiającą liczbę książek i dokumentów, wertuje źródła, prasę i osobiste notatki osób, o których chce pisać. Pobyt na miejscu wykorzystuje, by tę wiedzę pogłębić, szukając kolejnych świadectw i rozmawiając ze spotkanymi osobami. Jednak ten reporterski styl pracy kończy, gdy Deville zasiada do pisania. Choć zawsze pisze o rzeczywistych faktach i postaciach, puszcza wodze fantazji, swobodnie traktując literackie definicje. W jego książkach pojawiają się zarówno elementy biografii, prozy poetyckiej, reportażu historycznego, eseju czy beletrystyki. Narracja bywa przez to chaotyczna, a więc wymagająca od czytelnika wzmożonej uwagi. To jednak celowy zabieg pisarza, który uważa, że tylko tworząc wielowarstwowy palimpsest jest w stanie uchwycić szerszą prawdę o świecie. Swoje teksty określa mianem „powieści non-fiction”.
Przeplatanie wątków biograficznych i historycznych osobistymi relacjami z podróży nadaje książkom Deville’a oddechu. „To było duże mieszkanie na piętrze, przy cichej uliczce. Lubiłem tam chodzić boso po posadzce” – zaczyna rozdział o pobycie w Hajdarabadzie w Sansarze, a te proste, ale sugestywne dwa zdania ustawiają od razu całą opowieść. Deville jest twórczym minimalistą. Okraja opisy i lubi dziennikarski styl. Nadaje jednak przy tym opowieści niebywałej plastyczności, starannie dobierając słowa lub podsuwając nagle jedno czy dwa zdania, dzięki którym jego oszczędna narracja nabiera poetyckości.
Patrick Deville. Życie jako podróż
Deville podróżował przez większość dorosłego życia i w naturalny sposób znajduje to odzwierciedlenie w jego twórczości. Mając zaledwie 23 lata trafił na placówkę dyplomatyczną na Bliskim Wschodzie. Później – zmieniając jeszcze kilka razy zawód – mieszkał w Algierii, Nigerii, Maroku i na Kubie. A od końca lat 90. przemieszcza się po globie już jako pisarz, gdyż wpadł na pomysł napisania kilkunastu książek mających razem tworzyć całościowy obraz świata.
Z lat młodości pozostał mu, dziś już dość rzadko spotykany, nawyk spędzania w interesujących go miejscach miesięcy lub nawet lat. To odróżnia Deville’a od wielu innych pisarzy (chociażby Paula Theroux czy Colina Thubrona), którzy również opuszczają dom na długi czas, ale istotą ich aktywności jest ciągłe przemieszczanie się. Owo „bycie w drodze”. Deville pozostaje w wybranym regionie aż do chwili, gdy się nim nasyci i zbierze wszystkie możliwe informacje dotyczące osób, o których pisze. Thubron przygląda się danym miejscom przez chwilę, by zaraz porzucić je dla tych kryjących się za zakrętem. Deville takiego podejścia się wystrzega. Bliżej mu do Nicolasa Bouviera, który mieszkał na Cejlonie (dzisiejszej Sri Lance) ponad rok i w brawurowy sposób przełamał reporterski styl, zagłębiając się w meandry własnej psychiki.
Sansara, indyjski fresk
Równie wiele czasu Patrick Deville poświęcił Indiom, którym przygląda się w Sansarze. Spędził w nich długie miesiące, uporczywie wracał w te same miejsca, spotykał się z kolejnymi osobami. Szukał śladów Gandhiego i Khankhoje, dwóch zupełnie różnych od siebie bojowników o niepodległość Indii, którzy żyli w tym samym czasie i których biografie, w wyobraźni pisarza, mogą się zazębiać. Deville’a cechuje szczególna pisarska wrażliwość – jest na poły reporterem, na poły historykiem i poetą. Indie w jego ujęciu stają się więc światem, którego da się dotknąć. I nawet jeżeli wymykają się pełnemu zrozumieniu, zamieniają się w barwny i wielowątkowy fresk łączący przeszłość z teraźniejszością.
Artykuł powstał we współpracy z wydawnictwem Noir sur Blanc.
