Armand: recenzja. Renate Reinsve jest gwiazdą norweskiego dramatu

12 października, 2024
przeczytasz w mniej niż 4 min.
9fd9f64b F2dc 4801 Ae21 C6576e4a5fc1 900x

Fabularny debiut wnuka Ingmara Bergmana jest wciągający i dobrze zagrany, mimo to okazuje się jednak nie w pełni udany

Debiut fabularny Halfdana Ullmanna Tøndela, wnuka Liv Ullmann i Ingmara Bergmana, rozpoczyna się dobrze. Elisabeth, matka sześcioletniego Armanda, grana przez znaną z „Najgorszego człowieka na świecie” Renate Reinsve, zostaje wezwana do szkoły, by skonfrontować się z oskarżeniami wysuwanymi przez rodziców Jona, klasowego kolegi Armanda. Według relacji chłopca, przekazywanej przez rodziców (dzieci nie pojawiają się przez cały film na ekranie), syn Elisabeth dopuścił się na Jonie molestowania seksualnego. Spotkanie, w którym biorą udział rodzice poszkodowanego chłopca oraz dyrektor i dwójka pracowników placówki ma pomóc w wyjaśnieniu sytuacji. Nie jest to proste, całe dochodzenie opiera się bowiem na relacjach słownych. Elisabeth szybko zauważa, że w języku oskarżeń pojawiają się określenia, których dzieci z pierwszej klasy nie powinny raczej znać. Co więc w tej opowieści jest prawdą?

Spotkanie przeradza się w kłótnię i ciąg pretensji. Jego uczestnicy muszą przerywać dyskusję i wychodzić na korytarz, by uspokoić emocje.

Tøndel sprawnie buduje klaustrofobiczny, duszny klimat. Prowadzi kamerę przez szerokie korytarze i klatki schodowe opustoszałej szkoły. Przygląda się bohaterom przesiadującym pośród dziecięcych rekwizytów. Przesuwa obiektyw kamery po wypłowiałych, gromadzonych przez lata na ścianach pomieszczeń zdjęciach uczniów. Placówka dydaktyczna wygląda tu niczym ponury labirynt, który kryje dużo więcej tajemnic, niż się początkowo wydaje. I z którego pragnie się jak najszybciej uciec.

„Armand” nie jest jednak filmem społecznym, który skupia się na problemach wychowawczych.

Reżysera bardziej interesuje sposób, w jaki konstruujemy rzeczywistość i to jak się do niej dopasowujemy. Jest to także opowieść o relatywizmie, który staje się nieodłącznym elementem naszego życia. Ciągłym poszukiwaniem odpowiedzi na pytanie, co jest prawdą, a co kłamstwem, co czystą intencją, a co interesem, gdzie są granice dobra i zła.

armand recenzja
Armand, recenzja. Wbrew pozorom film Tondela nie traktuje o kwestiach społecznych.

Kolejne partie rozmów potęgują paranoiczny klimat i ujawniają szczegóły dotyczące powiązań, relacji oraz przeszłości osób, które spotkały się w klasie. Każdy gra tu na siebie, próbując uzyskać własne cele. Kulminacyjną sceną staje się wybuch nerwowego, histerycznego śmiechu Elisabeth. Trwa on dobre pięć minut, a Renate Reinsve niewątpliwie pokazuje skalę swoich zdolności aktorskich (jak zresztą w całym filmie).

Ullmann Tøndel zdawał sobie jednak najwyraźniej sprawę, że stworzenie wciągającego, niemal dwugodzinnego filmu, który dzieje się w jednym pomieszczeniu i na dodatek po części osób, które nigdy nie pojawiają się na ekranie, wymaga naprawdę dużych reżyserskich zdolności. Być może nie do końca ufając w swoje możliwości, trzydziestoczteroletni reżyser rozbudowuje akcję o coraz bardziej surrealistyczne sceny. Dorzuca też wątki, nie pozwalając im jednak w pełni wybrzmieć. Pozostają otwarte, niemal wisząc w powietrzu.

Czerpiąc inspirację z twórczości Luisa Bunuela – co sam podkreśla w wywiadach – Tøndel serwuje widzowi nagłe zmiany stylu. Wzbogaca film o sekwencje taneczne i symboliczne, włączając w to orgiastyczny taniec grupy na korytarzu szkoły.

Te sceny sprawiają wrażenie sztucznych i nie do końca da się uzasadnić ich obecność. Im dłużej trwa film, tym bardziej opowieść rozchodzi się w każdą możliwą stronę. W końcu, po tym, gdy ciężar narracji przesuwa się z Elisabeth na matkę Jona, nie da się ich już połączyć w satysfakcjonującą całość. Być może część z tych pomysłów miała w zamyśle dać odczuć widzom, że „Armand” jest przedsięwzięciem artystycznym. W efekcie jednak zostajemy z filmem niespójnym i mało uporządkowanym.

Mimo tych niedostatków debiut Tøndela może się bronić, jeżeli potraktujemy go bardziej jako ciąg sugestywnych obrazów niż kompletną opowieść o ludzkich dramatach. Jest w tym filmie doza nieco dziwacznego humoru. Jej obecność być może jest próbą reżysera odcięcia się od wzniosłego i poważnego stylu filmów jego sławnego dziadka. Nawet jeżeli w zmaganiach z własnym dziedzictwem Tøndel chwilami się gubi, nie da się mu odmówić ambicji i wytrwałości w ich podejmowaniu.


„Armand”, reż. Halfdan Ullmann Tøndel, w kinach od 11 października

Cieszymy Sie Ze Tu Jestes. Wesp
Travel Magazine

Travel Magazine

Travel Magazine to kreatywny i kulturalny magazyn o świecie. Podróżowanie jest jedną z form opowiadania.

Dodaj komentarz

Your email address will not be published.

Logo Black

O nas

Najnowsze wywiady

Newsletter

Aktualności, inspiracje, porady.

Liczba tygodnia

Musztardowe Czarne Minimalistyczne Etsy Sklep Ikona2

To też ciekawe