Chcesz żyć długo? Jedź w podróż. Albo i nie
Fot. Kiwihug / Unsplash
Jeżeli chcecie żyć długo i pozostać w dobrej formie, powinniście zadbać o interakcje społeczne, stymulację psychiczną, aktywność fizyczną i zdrowe jedzenie. To wnioski płynące niemal ze wszystkich badań dotyczących modnego dziś tematu długowieczności. Brzmi znajomo? Tak, to przecież wszystkie elementy dobrej podróży. Wygląda na to, że zamiast inwestować w drogie kremy odmładzające lub karnety na siłownie wystarczy po prostu wyruszyć w drogę.
Przyznam, że nigdy nie myślałem w ten sposób o podróżowaniu. Wędrówki po świecie mogą oczywiście przedłużyć życie. Ale wydawało mi się, że głównie dzięki temu, że duża ilość bodźców – którą zazwyczaj zapewniają – zmienia nasze odczuwanie upływu czasu. Na pewno znacie to uczucie, gdy jeden dzień w drodze wydaje się tygodniem. W ciągu zaledwie kilku godzin dzieje się tak wiele, że gdy pod koniec dnia wspominamy poranek, wydaje nam się on czymś odległym. Ale żeby traktować wyjazdy jako sposób na rzeczywiste wydłużenie życia oraz poprawę fizycznej i psychicznej formy?
Jest w tym sens. Tym bardziej, że wyjeżdżając unikamy zazwyczaj codziennych stresujących sytuacji, związanych na przykład z pracą. A jak wiadomo, przewlekły stres słabo rokuje w temacie długiego, szczęśliwego życia.
Kwestią wpływu podróży na liczbę przeżytych lat zajęli się naukowcy Edith Cowan University w Australii. Co prawda badania mają potrwać przez wiele lat, jednak już teraz doszli do wniosku, że porady lekarzy dotyczące praktyk wydłużających życie oraz cechy dobrej podróży mają wiele ze sobą wspólnego. Chociażby kontakty z innymi ludźmi.
Jako gatunek jesteśmy zwierzętami stadnymi, mającymi potrzebę budowania relacji społecznych.
W miejscu zamieszkania – szczególnie jeżeli jest to sprzyjające anonimowości duże miasto – różnie jednak z tym bywa. A bez więzi społecznych nasze organizmy więdną. Tymczasem w podróży dość trudno odciąć się od ludzi. Spotykamy przecież kogoś niemal na każdym kroku. Z wieloma osobami też rozmawiamy, a bywa że nawiązujemy znajomości, które trwają kilka godzin, dni, czy nawet miesięcy.
Nie wiem jak wy, ale ja zazwyczaj podczas podróży mam też sporo ruchu fizycznego. A to kolejny sposób na wydłużenie życia.
Chodzę kilometrami, jeżdżę na rowerze, pływam, czasem przypinam narty. Taki poruszanie się przez cały dzień jest dużo bardziej naturalnym dla ludzi zachowaniem niż treningi na siłowni czy przebieganie maratonów. Niemal wszyscy mieszkańcy tzw. niebieskich stref, czyli kilku miejsc na świecie słynących z długowieczności rezydentów (m.in. Sardynia, Okinawa, Kostaryka), całymi dniami gdzieś chodzą, pokonując kilkanaście kilometrów dziennie. A jak nie chodzą, to pielą ogródki, schylając się, przysiadając, wstając. Na siłowni większość z nich nie była nigdy w życiu.
Podróże to też zazwyczaj niezła okazja do wytężania umysłu nad organizacją dnia, przebywania w otoczeniu przyrody, a bywa że jedzenia zdrowych posiłków.
Pod warunkiem, że pojedziecie do Grecji czy na Bałkany, gdzie zarzucą was warzywami i zaleją oliwą, a nie do Stanów Zjednoczonych.
– Naturalne środowisko, zwłaszcza piękne lasy lub plaże, mogą pomóc zmniejszyć stres – wyjaśniła w rozmowie z Washington Post Fangli Hu, naukowczyni badająca temat. – Kontakt z innymi turystami i mieszkańcami, a nawet zwierzętami poprawia nasz nastrój i funkcje poznawcze.
Nowe otoczenie oraz relaksujące zajęcia mają stymulować odporność na stres i poprawiać przemianę materii. Wzmacniając też układ odpornościowy. Krótko mówiąc, badacze zacierają ręce, że odkryli niefarmakologiczny sposób na wydłużenie życia.
Nie dawało mi jednak spokoju kilka wspomnień z własnych podróży oraz opowieści zasłyszane od znajomych, które niespecjalnie zgrywały mi się z tym sielankowym obrazem.
Wszystkie wspomniane w raporcie badaczy zalety dotyczą bowiem bardziej świadomych i aktywnych wyjazdów. A jeżeli wybierzemy się na zorganizowaną wycieczkę i spędzimy czas głównie przy hotelowym basenie, co najwyżej odpoczniemy i zmniejszymy stres (jeżeli uda nam się odpuścić codzienną walkę o leżaki). Trudno jednak wtedy liczyć na korzyści płynące z ruchu, kontaktu z przyrodą, lokalnej kuchni i kontaktów społecznych.
Naukowcy mają więc na myśli głównie indywidualnie organizowane, aktywne podróże. A te przecież wiążą się też z pewnymi czynnikami ryzyka. Nie mówię już nawet o napadach i z pewnością niewydłużającej życia śmierci z rąk bandytów. Mam na myśli zatrucia, choroby, zranienia, przesiadywanie przez cały dzień w pełnym spalin autobusie pamiętającym początki motoryzacji, podróżny fast-food, zmiany czasu i niedospanie. I rzecz jasna spotkania z jadowitymi zwierzętami, wkurzonymi psami oraz szarżującymi słoniami.
Co na to badania? Okazało się, że naukowcy odkryli także drugą stronę medalu: podróże mogą mieć negatywny wpływ na zdrowie!
„Turystyka może obejmować doświadczenia, które potencjalnie prowadzą do problemów zdrowotnych. Z podróżami wiąże się ryzyko chorób zakaźnych, wypadków i przemocy. Zagrożenia te mogą aktywować środki starzenia lub entropii” – napisali.
Wspominają jeszcze, że niektóre miejsca mogą sprawić, że ludzie cierpiący na lęk lub depresję poczują się znacznie gorzej. Wszystko zależy od sytuacji, stanu danej osoby, jej zdrowia i potrzeb.
Inaczej mówiąc, australijscy naukowcy postanowili przeprowadzić wieloletnie badania, by wykazać, że podróżowanie może mieć pozytywny wpływ na długość naszego życia, ale równie dobrze może też mieć wpływ negatywny.
Hmm, zdaje się, że to wie każda trochę bardziej rozgarnięta osoba, która choć raz wyjechała na trochę dłużej z domu.
Jak zwykle, wszystko więc sprowadza się do nigdy nieustającego poszukiwania balansu pomiędzy improwizacją a bezpieczeństwem, rutyną a nowością, odpoczynkiem a aktywnością. Między pełną przygód wędrówką, a nudnym, ale bezpiecznym pobytem w przewidywalnych warunkach. Naukowcy nie podają niestety recepty na to, jak tę równowagę znaleźć.
Na szczęście nie znam nikogo, kto wyruszałby w podróż tylko dlatego, by przedłużyć sobie życie. Świetnie, jeżeli tak się stanie. Bliżej mi jednak do zasady nieodżałowanego Anthony Bourdaina, który mawiał: „Twoje ciało nie jest świątynią, to park rozrywki. Ciesz się z przejażdżki”. Nawet, jeżeli przyjdzie ci wymiotować przez pół nocy, bo zatrułeś się podłym daniem. I nawet, jeżeli – jak w przypadku Bourdaina – ta przejażdżka nie będzie trwać i trwać.


