Pandemia? Podróżniczy świat właśnie o niej zapomina
Wygląda na to, że karuzela zapominania o pandemii właśnie ruszyła. Kolejne kraje znoszą stopniowo ograniczenia w przemieszczaniu się. Dotyczy to nawet państw azjatyckich, które izolowały się najściślej. Bali otworzyło granice i liczy na to, że przyciągnie nieco więcej turystów niż w ubiegłym roku (wówczas było ich 43).
Co ważniejsze jednak, coraz więcej krajów nie tylko otwiera granice i wznawia loty, ale odwołuje po prostu wszelkie obostrzenia. W Unii Europejskiej pierwsza podążyła tym kierunkiem Dania (zniesiono tam między innymi obowiązek kwarantanny, limity spotkań, czy wymóg noszenia maseczek bądź okazywana paszportów covidowych). Włochy i Hiszpania zapowiadają, że będą traktować koronawirusa tak samo jak zwykłą grypę i stosować w walce z nim podobne środki. To wszystko dzieje się przy wciąż wysokiej transmisji wirusa i sporej liczbie zakażeń. Oczywiście w każdym kraju sytuacja jest nieco inna (różny jest chociażby stopień wyszczepienia społeczeństwa). Ale ogólny trend jest łatwy do zauważenia.
Nie mam wystarczającej wiedzy – medycznej, społecznej i socjologicznej – by móc ocenić, czy to luzowanie obostrzeń jest słuszne, czy zbyt szybkie. Daleki jestem też od wysuwania wniosków, że te, dość paniczne jednak, reakcje krajów na całym świecie, z którymi mieliśmy do czynienia przez ostatnie dwa lata, były bezpodstawne. To, że dziś decydujemy się „odpuścić”, nie znaczy, że mogliśmy zrobić to od samego początku. Od momentu wybuchu epidemii zmieniło się przecież niemal wszystko. Nie bez znaczenia było opracowanie i masowe zastosowanie szczepionki.
W tej całej sytuacji bardziej interesujący wydaje mi się wrodzony nam mechanizm oswajania lęku. Mamy go w naszym DNA. Czasem trochę to trwa, ale prędzej czy później, jesteśmy w stanie przystosować się do niemal każdej sytuacji.
Pandemia pokazała to dobitnie. Przeszliśmy długą drogę od szoku i paniki (pamiętacie, gdy przyniesione przez kuriera paczki trzymaliśmy oblane płynem dezynfekującym przez dobę lub dwie na balkonie, by przeszły kwarantannę?), przez rozpacz, do zaprzeczenia, a w końcu do stopniowego pogodzenia się z sytuacją. Nie trzeba wielkiej wiedzy, by w tej drodze dostrzec klasyczny model, dzięki któremu – według psychologów – radzimy sobie z każdym zagrożeniem i każdą żałobą.
Nie potrafimy po prostu zbyt długo funkcjonować w stanie zagrożenia oraz niepewności. To za duże obciążenie dla naszych organizmów i pożerających energię mózgów. Jeżeli więc nie możemy zaradzić danej sytuacji, po prostu zaczynamy ją ignorować (co może mieć też negatywne oblicze, mamy z tym prawdopodobnie do czynienia w przypadku zbliżającej się katastrofy klimatycznej). I próbujemy żyć tak, by ten cały nasz majdan wciąż toczył się w przód.
Wygląda więc na to, że podróżniczo niebawem będzie można wziąć nieco głębszy oddech.
Nie planujmy może jeszcze zbyt szczegółowo następnych wyjazdów. Zachowujmy nadal ostrożność, bądźmy odpowiedzialni. I starajmy się unikać rzucenia się na główkę w świat podróżniczej konsumpcji, co czyniliśmy przecież już wcześniej. Pandemia pokazała nam, że nasz powszechny i mocno ugruntowany sposób na eksplorację świata się wyczerpał. I że trzeba znaleźć nowy pomysł na połączenie podróżowania ze współczesnymi wymogami. Będziemy oczywiście tych sposobów szukali i dzielili się nimi z Wami na łamach Travel Magazine.
Nie zapominając o tym wszystkim przyglądajcie się jednak też tym coraz szerzej uchylającym się drzwiom na świat. Czyż nie będzie cudownie znów je przekroczyć?