Zamiast szampanem nowy rok można zacząć peniną. Słoweńskim winem musującym
Nowy Rok zbliża się wielkimi krokami. Największa zabawa, jak co roku, odbędzie się w stolicy kraju. Władze Lublany organizują kilka koncertów odbywających się jednocześnie na różnych placach miasta. Urzędnicy zapewniają, że każdy znajdzie coś dla siebie, choć miłośnikom ambitniejszej muzyki pozostanie jedynie grzane wino. Jak co roku, zaplanowano też pokaz sztucznych ogni. Burmistrz stolicy pozostaje głuchy na cierpienie zwierząt i apele organizacji ekologicznych. Widowisko będzie i to bez względu na pogodę. Leżąca w kotlinie Lublana słynie z gęstych mgieł. Pamiętam, jak w sylwestra kilka lat temu, mgła był tak gęsta, że „pokaz” zamienił się w „słuchowisko”. Jedynie rozlegające się wybuchy świadczyły o tym, że ktoś rzeczywiście odpala sztuczne ognie.
O ile w Polsce fajerwerki z roku na rok mają coraz mniej zwolenników, o tyle większość nie wyobraża sobie świętowania Nowego Roku bez kieliszka „szampana”.
Przy czym, o ile pamiętam z młodości, tą szlachetną nazwą wszyscy określali również nagazowane „sikacze” marki Sowietskoje Igristoje. Do dziś zresztą dostępne na polskim rynku. Cóż, przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka.
Niemniej, wybór jest dziś dużo bogatszy. Wina musujące produkowane są w każdym kraju winiarskim. Oczywiście, najbardziej znany pozostaje szampan, wytwarzany jedynie we francuskiej Szampanii. Te trunki bywają naprawdę drogie, ale mają też bardziej masowe wydanie, dostępne niemal na każdą kieszeń. Szampany produkowane są metodą tradycyjną – fermentacja wtórna (dzięki której powstają bąbelki) odbywa się w butelce. Podobnie robione są hiszpańskie cavy, francuskie crémant, włoskie franciacorta oraz niemieckie sekty. Nieco inaczej wygląda sprawa z włoskim prosecco, które powstaje metodą Charmata (zbiornikową). W tym przypadku fermentacja wtórna odbywa się w stalowych tankach. Metoda produkcji ma oczywiście wpływ na smak wina. Prosecco jest lżejsze i owocowe.
Jak co roku współczuję milionom rodaków, którzy muszą dokonać niełatwego wyboru, jaką butelką przywitać Nowy Rok.
Odkąd zamieszkałem w Słowenii, sam bowiem tego dylematu nie mam. Postawię na lokalne wino – peninę. Penina to skrót od „peneče se vino” (pieniące się wino). Bardzo obrazowa nazwa.
W przeciwieństwie do szampana czy cavy, penina może być wytworzona zarówno metodą tradycyjną, jak i zbiornikową. Ten drugi sposób stosują największe piwnice, a wina najłatwiej rozpoznać po niskiej cenie (6-8€).
Przez długie lata jedynym wytwórcą win musujących w Słowenii były Radgonske Gorice. Historia tej piwnicy sięga 1852 roku. Do dziś pozostaje największym producentem win z bąbelkami w kraju. Ich trunek ze srebrną etykietą jest najpopularniejszym winem, którym Słoweńcy witają Nowy Rok. Jest to napój wykonany metodą Charmata, ale piwnica słynie też ze złotej etykiety, robionej metodą tradycyjną.
Przez dziesięciolecia Radgonske Gorice nie miały konkurenta na krajowej scenie. Dopiero pod koniec lat 60. XX w. do gry wkroczył Janez Istenič. Jakość jego win została w krótkim czasie doceniona przez konsumentów. Do lat 90. duet ten rozdzielił między siebie słoweński rynek. Dopiero w nowym stuleciu doszło do prawdziwej bąbelkowej rewolucji. Coraz więcej producentów zaczęło wytwarzać wina musujące, a niektóre piwnice przestawiły się całkowicie na produkcję win z gazem.
Obecnie, konsumenci mogą wybierać z setek różnych etykiet. Mnie osobiście najbardziej pasują wina wytworzone ze starych, endemicznych szczepów winorośli. Będąc w Słowenii, szukajcie win musujących z takich odmian jak: zelen, rebula, klarnica, malvazija, kraljevina, a przede wszystkim žametna črnina. Wybór jest ogromny i chyba trudno pozostać przy jednej butelce. Na szczęście, w Słowenii świętujemy Nowy Rok przez dwa dni.
Szczęśliwego Nowego Roku! Srečno Novo Leto!
Napisz do autora: d.buraczewski@travelmagazine.pl
