Vortex jest filmem wybitnym. Ale też jednym z najbardziej pesymistycznych obrazów naszych czasów
Na jednym ze zdjęć wrzuconych na swój instagramowy kanał francusko-argentyński reżyser spogląda złowieszczo spod tlenowej maski. Tym razem jednak to nie kolejna prowokacja twórcy, który trzy dekady temu wdarł się na festiwalowe salony dziwacznym krótkim filmem „Carne”, rozwiniętym potem w pełen metraż „Sam przeciw wszystkim”, a w 2001 roku zaszokował świat opowiedzianym od końca studium zemsty i rozpaczy pt. „Nieodwracalne”. Uwielbiający estetykę szoku i psychodelicznego tripu autor „Wkraczając w pustkę”, „Love” i „Climaxu”, nie kryjący zamiłowania do używek, środków poszerzających świadomość i rockandrollowego stylu życia, nieoczekiwanie sam stanął w obliczu własnej skończoności. W wieku niespełna 60 lat padł ofiarą udaru.
Jak twierdzi, zdarzenie to przewartościowało jego życie. Nie tylko został abstynentem, ale stworzył też prawdopodobnie najintymniejszy, najbardziej osobisty i zapewne najdojrzalszy film w karierze.
Vortex. Inny Noe
W „Vortexie” bez trudu oczywiście odnajdziemy typowe elementy języka reżysera. Bardzo długie ujęcia, krótkie ściemnienia na sklejkach montażowych, kwadratowy kadr. A także przetestowane z powodzeniem w shorcie „Lux/ Eterna” i użyte w niezwykle przemyślany sposób dzielenie ekranu. Jednak to inny Noe niż ten, do którego przyzwyczaiły nas jego wcześniejsze filmy. Przede wszystkim pozbawiony szaleństwa oraz ironii poprzednich obrazów, za to wyposażony w nieoczekiwaną dawkę najzwyklejszej i szczerej czułości.
Vortex. Najbardziej pesymistyczny film naszych czasów
Przerażony ludzką śmiertelnością Noe opowiada o życiu dwojga starych ludzi. Jedno z nich cierpi na postępującą demencję, a drugie ma coraz poważniejsze kłopoty ze zdrowiem fizycznym. Genialnym pomysłem jest obsadzenie w roli tego małżeństwa legendy francuskiego kina Francoise Lebrun oraz słynnego włoskiego reżysera horrorów giallo, Dario Argento. Reżyser przygląda się im z empatią dotąd u niego niespotykaną. Efekt jest piorunujący. Ale „Vortex” to także jeden z najbardziej pesymistycznych filmów naszych czasów. Nie ma w nim odrobiny światła, nawet tych nielicznych okruchów, które znaleźć można u Bergmana czy Haneke (bo właśnie do „Szeptów i krzyków” pierwszego oraz „Miłości” drugiego film Noe bywa – nie bez powodu – porównywany). Jest za to czysto ludzki, egzystencjalny lęk w obnażonej, bezlitosnej postaci.
Dwóch mistrzów
Dziś serce kina artystycznego wydaje się bić poza Europą. Najodważniejsze, najbardziej bezkompromisowe dzieła wychodzą spod ręki autorów z Azji i Ameryki Łacińskiej. Na Starym Kontynencie prawdziwych mistrzów pozostało dwóch: to Lars von Trier i Gaspar Noe.
„Vortex” to film wybitny.
W kinach od 16 września.
