Już ponad połowa treści w internecie jest wygenerowana przez AI. Czy ich oglądanie ma jeszcze sens?
Fot. Hanvin Cheong / Unsplash
Już ponad połowa treści publikowanych w internecie generowana jest przez AI. A to oznacza, że większość z tego, co konsumujemy w cyfrowym świecie nie jest stworzone przez człowieka. Patrzymy więc na świat, który – w jakimś sensie – nie istnieje. Jest tylko ciągiem bitów wyplutych przez maszynę. Wygenerowanych w tempie, którego żaden ludzki twórca nie jest w stanie osiągnąć. W efekcie internet dryfuje wprost na ścianę – sukcesywnie zmienia się w dezinformacyjny śmietnik. Dotarcie do ciekawych treści wymaga przebicia się przez ogłuszający szum.
Co zadziwiające, większości z nas wciąż to jeszcze nie przeszkadza.
Wystarczy spojrzeć na wygenerowane przez AI profile w serwisach społecznościowych. Pokazują życie postaci, które nie istnieją. Obserwują je jednak setki tysięcy, a czasem nawet miliony osób. Mimo że założyciele tych profili nie ukrywają faktu, że do ich tworzenia wykorzystują sztuczną inteligencję. Wiemy, że to iluzja, ale nie jesteśmy w stanie się od niej oderwać. Inna kwestia, że coraz częściej okazuje się, że ci obserwujący też nie istnieją – są botami obserwującymi boty.
Internet staje się więc martwy: sztucznie wygenerowane treści konsumują sztucznie wygenerowane maszyny. Serwisy społecznościowe przestały mieć więc w zasadzie sens. Od dobrego pół roku nie logowałem się na konto na Instagramie. Ku mojemu zdziwieniu, odłączając się, nie odczułem żadnego braku. Głównie dlatego, że Instagram, podobnie jak wiele innych serwisów, stał się nie tylko zbyt nachalny, ale przede wszystkim straszliwie nudny. Wciąż to samo, mielone do oporu przez algorytmy i powtarzane bez końca przez kolejnych łowców i odtwórców trendów.
Treści wygenerowane przez AI zalały też serwisy podróżnicze.
Jest już mnóstwo kont, na których awatar wymyślonej postaci „opowiada” o podróżowaniu przez świat lub o pobycie w jakimś miejscu. Blondwłosa piękność zachwala zbiory winogron w Niemczech, kto inny wyleguje się w hotelowym łóżku i snuje plany kolacji w Wenecji. Fakt, że wygenerowana przez maszynę postać nie może zjeść kolacji i nie wie, jak smakują pomidory, nie sprawia obserwującym różnicy. Oglądają postaci wygenerowane przez AI, zachwalające niedostępne im doznania.
Dla biur promocji regionu, hoteli, linii lotniczych czy instytucji „zatrudnienie” awatara jest często łatwiejsze i tańsze, niż poszukiwanie influencerów, nie mówiąc już o dziennikarzach, którzy z kolei mają dziś marną siłę oddziaływania.
W rzeczywistości jest to po prostu kolejna, udoskonalona forma reklamy. I być może dlatego mało kto się jej sprzeciwia. Od dawna jesteśmy przyzwyczajeni, że reklama jest wyidealizowaną formą świata. Oglądając spot o skuteczności tabletek do zmywarki, nie wierzymy przecież, że patelnie i garnki będą po umyciu lśnić niczym lustro. To tylko rodzaj konwencji. Opowiadanie o miejscach też nią może być – w serwisach społecznościowych od dawna zresztą jest. Teraz robimy tylko krok dalej. Nie trzeba już męczyć się z montowaniem rolek czy nakładaniem filtrów, które uczynią z danego miejsca idealną pocztówkę. Zrobi to za nas AI. Efekt będzie doskonalszy, a nakład pracy mniejszy.
To temat rzeka. Trudno przewidzieć, w którą stronę pójdą kolejne zmiany.
Jeżeli jednak jesteście zmęczeni zalewem treści generowanych przez AI, zapraszamy do nas. Travel Magazine był, jest i będzie pismem tworzonym przez ludzi. Dziennikarzy, pisarzy, fotografów. Ich opowieści mogą być czasami chropowate lub zaskakujące. Bywają mniej lub bardziej udane. Właśnie dlatego, że są tworem ludzi. Zapisem rzeczywistych doznań i emocji.
A że jesteśmy ludźmi, a nie botami, potrzebujemy też co jakiś chwili przestoju i odpoczynku. Zostawiamy więc Was tu do następnego wydania, które ukaże się już po Świętach, w nowym roku, dziesiątego stycznia. Wrócimy wtedy do bardziej usystematyzowanych publikacji.
A teraz, świętujmy, jeżeli macie tylko taką możliwość, najlepiej aż do 6 stycznia. Trochę zwolnijmy, dobrze podjedzmy, znajdźmy czas na czytanie i swobodne snucie planów na następne miesiące (jednak bez nakładania na siebie presji). I oczywiście, mimo chłodu na zewnątrz, na zanurzenie się choć na moment w świat natury. To jest ten moment w roku, w którym niezależnie od przekonań czy wiary, mamy szansę na zatrzymanie się, rozejrzenie wokół, przytulenie bliskich i wzięcie paru głębokich oddechów.
Dobrych Świąt!
W „Travel Magazine” dbamy o najwyższą jakość dziennikarską dzięki mecenasom i stałym czytelnikom. Wspieraj naszą pracę.


Ludzkość była manipulowana i poddawana dezinformacji i przed erą social mediów i przed erą AI, teraz jest to po prostu łatwiejsze. Myślę że prawdziwe wartości, autentyczność, jakość i merytoryka zawsze się obronią. Najlepsze życzenia dla całej redakcji.