Wiele wskazuje na to, że lepiej wybierać loty poranne. Niestety
Fot. Eva Darron
Ludzie zadziwiająco często działają nieracjonalnie. Odkrycie tego faktu było dla naukowców sporym zaskoczeniem. Powinniśmy przecież – jeżeli tylko mamy taką możliwość – podejmować zawsze takie decyzje, które przyniosą nam korzyści. Tymczasem na potęgę działamy na własną zgubę. Nie odkładamy na emeryturę, niszczymy środowisko, w którym żyjemy, palimy papierosy, objadamy się kiepskim jedzeniem, spędzamy całe noce na oglądaniu seriali, prokrastynujemy… I wybieramy nieodpowiednie godziny lotów samolotem.
Wraz z wiosną zagęściły mi się służbowe i prywatne wyjazdy. W przyszłym tygodniu lecę z Warszawy i organizatorzy mojej wizyty byli na tyle uprzejmi, że dali mi do wyboru kilka opcji połączeń. W tym jedną z samego rana. I oczywiście jej nie wybrałem.
Mam wbudowaną daleko posuniętą awersję do budzików. Tyle że dane pokazują, że rezerwacja pierwszego lotu w danym dniu niesie znaczące korzyści.
Raport Expedia 2023 Air Travel Hacks wskazuje, że poranne loty są mniej narażone na opóźnienia niż te popołudniowe i wieczorne.
Ryzyko odwołania lotu startującego po godzinie piętnastej jest o połowę wyższe niż w przypadku wcześniejszych połączeń. Im później, tym więcej samolotów w kolejce i więcej maszyn w powietrzu. Siłą rzeczy robi się ciasno, a wolna przestrzeń powietrzna się kurczy.
Loty na początku dnia to coś w rodzaju nowego początku – wszystkie samoloty z poprzedniego dnia już dawno wylądowały, grafik jest czysty. W miarę jak maszyny się gromadzą i czekają na start, kontrolerzy ratują sytuację opóźniając odloty i lądowania. A w lotnictwie wyjątkowo łatwo o efekt domina: jeden zaburzony element od razu wpływa na całą misterną układankę powietrzną.
Z kolei National Severe Storms Laboratory donosi, że im późniejsza godzina lotu, tym większe ryzyko turbulencji.
Większość burz pojawia się bowiem popołudniu i wieczorami. Jeżeli więc nie przepadasz za wstrząsami w metalowej tubie lecącej na wysokości dziesięciu kilometrów, lepiej wstań wcześnie.
Jakby tego było mało, wybierając poranne połączenia, masz większą szansę na niższe ceny. Zestawienie opracowane przez Kayak pokazuje, że najtańsze międzynarodowe loty z USA startują w godzinach 4-9 rano. Ceny na nie są średnio o 13 procent niższe niż w przypadku późniejszych połączeń. Nie wiem, czy dotyczy to także lotów z Europy, ale nie widzę za bardzo powodów, by nasz rynek lotniczy aż tak bardzo różnił się pod tym względem od amerykańskiego.
Wystarczy zresztą spojrzeć na ofertę przewoźników niskokosztowych: lubują się oni w wysyłaniu ludzi w podróż bladym świtem. A choć ich oferta nie zawsze jest już najtańsza, wciąż jednak pozostaje konkurencyjna względem tradycyjnych przewoźników.
Nie czytałem na ten temat żadnych zestawień, ale na logikę wydaje się też, że wczesny start zwiększa prawdopodobieństwo dotarcia do celu danego dnia w przypadku, gdy coś się wysypie. Im wcześniej wyruszysz, tym szerszym marginesem czasowym dysponujesz. Jeżeli masz długi lot z przesiadką i utkniesz gdzieś po drodze, możesz liczyć na to, że przewoźnik znajdzie ci alternatywne połączenie jeszcze tego samego dnia. Gdy natomiast dotrzesz do miasta przesiadkowego wieczorem, a następny samolot wypadnie z grafiku, ryzykujesz, że na kolejne połączenie już się nie załapiesz, bo go po prostu nie będzie.
Jaki z tego morał? Argumenty przemawiają za tym, by wstać wcześnie i wsiąść do pierwszego samolotu z miłą świadomością, że minimalizujesz w ten sposób ryzyko podróżniczych nieszczęść.
Ale pamiętamy przecież, że człowiek nie jest racjonalną istotą. No cóż, chrzanić to! Do zobaczenia w lotniskowej kawiarence w oczekiwaniu na opóźniony lot, moje drogie śpiochy – wiem, że Wy mnie zrozumiecie.



