Do zobaczenia w październiku
Woda była pod samą furtką – powiedziała pani Dominika, u której zatrzymałem się podczas ostatniego przedłużonego weekendu.
Jej agroturystyka (Zagroda nad Bugiem) znajduje się trochę ponad sto metrów od rzeki. To między innymi do jej rodziny należą słynne pływające krowy. Dwa razy dziennie przeprawiają się przez wodę, by dotrzeć do pastwisk na wyspach lub na drugim brzegu. O „najczystszych krowach Europy” słyszałem już wcześniej, natknąłem się na nie przygotowując jakiś artykuł. Ale to nie dla nich tu naszą ekipą przyjechaliśmy.
Przechadzając się wieczorem po łąkach rozlewiska Bugu, pomyślałem o tym, jak odmiennym trybem toczy się tu, na Podlasiu, życie. To właśnie ten daleki od miejskiego rytm skusił mnie, by tu zajechać. I nie mam na myśli strywializowanego już poglądu mówiącego, że na wsi życie toczy się w wolniejszym tempie. Sądząc po rozmowach z panią Dominiką oraz z tego jak co rusz pędziła ku kolejnym obowiązkom gospodyni, powolne tempo wiejskiego życia bywa mitem.
Bliżej natury
Faktem jednak jest, że niezależnie od tempa, codzienność jest tu osadzona głęboko w naturalnym cyklu, który w mieście łatwo utracić. Nawet spiesząc się, nie sposób nie zauważyć, jak wysoki jest akurat stan rzeki (“jeszcze przed momentem nurt sięgał furtki”). Czy jest ciepło, kiedy ostatnio padało i czy rano zbiera się mgła. A pewnie też, w jakiej fazie jest akurat Księżyc. Jest się tak zależnym od natury – a dodatkowo mnóstwo czasu spędza się poza pomieszczeniami – że te sygnały odbiera się niemal podprogowo. A że mamy w tym doświadczenie sięgające setek tysięcy lat, idzie nam to naprawdę nieźle.
Nie chcę oceniać – czy lepiej żyć w mieście, czy na wsi, czy lepiej zajmować się najnowszymi premierami w kinach i teatrach, czy może znać kierunek wieczornego wiatru i móc porównać temperaturę poszczególnych miesięcy na przestrzeni ostatnich lat. Wszystko ma dobre i złe strony. W głowie mam jednak słowa, które Sandor Marai zapisał w Księdze ziół:
Najważniejsze jest, abyśmy naszą pracę, nasze skłonności i tempo naszego życia godzili z wielkim i odwiecznym rytmem przyrody. Ruch księżyca, zmiana kierunku wiatrów, skwar dnia, prądy nocy, wszystko to tworzy nas osobisty los, także porządek naszych dni powszednich – człowiek słyszy z bardzo daleka przestrogi i ostrzeżenia, sygnały ostrzegawcze wszechświata… Trzeba żyć jednocześnie ze słońcem i księżycem, z wezbraniem wód, z zimnem i ciepłem – nigdy przeciwko światu, lecz zawsze w zgodzie z harmonią świata, z powszechnym porządkiem stwarzania i niszczenia. Tylko ci potykają się w życiu, którzy są wewnętrznie głusi na głosy świata.
Dobrze więc co jakiś czas zmienić otoczenie i choć na chwilę wrócić do cyklu i rzeczywistości, która jest nam przynależna. Teraz, na progu lata, jest do tego idealny moment.
Letnia przerwa
Jeżeli tylko macie możliwość, skorzystajcie więc i zanurzcie się choć na moment w świecie rzek, lasów i łąk. Zostawiamy Was z tą opcją na trzy letnie miesiące. Travel Magazine zmienia formę prawną, co zajmie nieco czasu, równocześnie utrudniając nam codzienne działanie. Postanowiliśmy więc, że do października 2025 roku wydawanie magazynu zostanie wstrzymane.
Ta przerwa nie oznacza jednak dla nas wakacji. W międzyczasie dopniemy kwestie formalne, ale też przygotujemy pakiet nowych tekstów. Uporządkujemy stronę i przebudujemy część działów. Travel Magazine więc nie znika. Spotkamy się ponownie po lecie.
Wstrzymanie cyklu wydawniczego dotyczy samego magazynu. Konto na Facebooku pozostaje aktywne (gdzie nadal będą pojawiać się polecenia i recenzje, acz w nieco krótszej formie niż na stronie), podobnie jak poczta (możecie kontaktować się w każdej sprawie). Zachęcam też do zapisania się do newslettera, który przez te kilka miesięcy będzie pełnił rolę dodatkowego kanału kontaktowego między redakcją a Czytelnikami.
Korzystajcie więc z lata, niezależnie od tego, czy zostaniecie w domu, czy ruszycie w podróż i spotykamy się ponownie w październiku!


