„Ścieżki życia”: recenzja

13 grudnia, 2025
przeczytasz w mniej niż 5 min.
Sciezki Zycia Recenzja

W konfrontacji z walącym się światem, małżeństwo wyrusza w pieszą wędrówkę, która jednak prowadzi ich donikąd

Wesprzyj Nas Teraz

Kręcenie filmów o wędrówkach – tych czysto fizycznych – nie jest materią prostą. Schemat jest zwykle ten sam. „Bycie w drodze” jako sposób na wewnętrzną przemianę. Pokonując kilometry, bohaterowie mierzą się z wyzwaniami, zostawiają dawne życie za sobą i zaczynają wszystko od nowa. Ewentualnie giną, wcześniej jednak uzyskując odkupienie. Ta klasyczna forma narracji potrzebuje punktów, które ją napędzają. Zazwyczaj są to spotkania z innymi ludźmi.

Reżyserka „Ścieżek życia” (wystawiająca wcześniej w teatrze Marianne Elliott) zdecydowała się jednak na inną, nomen omen, drogę. Dramat wędrówki, w którą wyrusza dojrzałe małżeństwo Winnów, Moth (Jason Isaacs) i Raynor (Gillian Anderson), zmuszone do tego nagłą bezdomnością oraz postępującą chorobą neurologiczną mężczyzny, rozgrywa się w zamkniętej przestrzeni obojga bohaterów. Para, przemierzając pieszo dzikie wybrzeża Kornwalii, tworzy własny wszechświat. Jest on dość odporny na obecność innych osób. Pojawiający się i zaraz znikający ludzie są raczej źródłem zabawnych nieporozumień lub po prostu tłem. Małżeństwo tworzy zgrany duet, darząc się głębokim uczuciem. Wędrówka nie jest więc też polem zmagań pary, która próbuje przepracować uczuciowe czy egzystencjalne kryzysy (jak było to w polskim „To nie mój film”). Ich wysiłki ograniczają się do walki z pustym kontem bankowym, marną pogodą lub falami podmywającym namiot. Ewentualnie z niemocą fizyczną Motha, która jednak, im dalej w drogę, tym bardziej się rozmywa.

Ścieżki życia, recenzja – film o pieszej wędrówce wzdłuż angielskiego wybrzeża

Podobnie rozmywa się też dramaturgia „Ścieżek życia”, tak jakby nie bardzo w tej opowieści krył się materiał na film. Historia, tocząca się w pięknych plenerach, jest przyjemna do śledzenia, nie ma jednak potencjału wzbudzenia większych emocji.

„Ścieżki życia”, recenzja. Prawdziwa historia

„Ścieżki życia” powstały na podstawie bestsellerowej, sprzedanej w ponad dwóch milionach egzemplarzy książki „Słone ścieżki”, opartej na prawdziwych zdarzeniach. Raynor Winn, wówczas nie będąca jeszcze pisarką, rzeczywiście na skutek niefortunnych zdarzeń i nietrafionych inwestycji straciła z mężem dobytek. A u mężczyzny zdiagnozowano nieuleczalną chorobę. Nie mając pomysłu, co robić, małżeństwo wyruszyło w wędrówkę wzdłuż angielskiego wybrzeża, licząc na to, że pokonanie niemal tysiąca kilometrów South West Coast Path przyniesie jakąś odpowiedź na temat przyszłości.

I rzeczywiście przyniosło: Raynor opisała wędrówkę, znalazła wydawcę i los małżeństwa się odmienił (wg nieoficjalnych szacunków, pisarka na pierwszej i dwóch kolejnych książkach zarobiła ok. 10 mln funtów). Gdy historią zainteresowali się filmowcy, brytyjscy dziennikarze dopatrzyli się w niej kilku niejasności, dowodząc, że nie każdy szczegół opowieści jest prawdą. Dla reżyserki, co zrozumiałe, kontrowersje te nie miały znaczenia. „Ścieżki życia” są fabułą. Więc to nie zgodność bądź niezgodność z rzeczywistością jest głównym problem tego dzieła.

Krajobrazy kontra życie

Reżyserka ze scenarzystką (Rebecca Lenkiewicz) nie do końca znalazły klucz do przełożenia tekstu literackiego na języka kina. Książka bazuje na monologu wewnętrznym bohaterki. Pokonywanie drogi staje się okazją do spojrzenia w głąb siebie, na własne życie, zmieniające się uczucia i miejsce człowieka pośród natury. W filmie ta warstwa zostaje zredukowana do kilku dość banalnych kwestii i powtarzającego się obrazu lecącego samotnie sokoła wędrownego, który prawdopodobnie ma być symbolem wolności i nadziei.

Dostajemy w efekcie nie tyle filmową opowieść, co ciąg epizodów nie bardzo układających się w większą całość. W jakiś zadziwiający sposób wymagająca sił i odporności podróż, którą podjęli Raynor i Moth, nie wpływa na ich relację. Nie jest dla nich źródłem głębszych emocji. A w każdym razie nie jest to zasygnalizowanie. Wędrówka staje się serią technicznych problemów, które trzeba jakoś rozwiązać. Jak na to, że Winnowie stracili dom, całe swoje dotychczasowe życie oraz widoki na przyszłość – znajdując się nagle w ekstremalnych okolicznościach – za dużo w tej historii imponujących krajobrazów, a za mało prawdziwego życia.

Jeżeli jednak potraktujemy „Ścieżki życia” bardziej jako filmową medytację niż klasyczną fabułę, seans może okazać się dobrym sposobem na chwilową ucieczkę od zgiełku świata. W niespiesznym tempie narracji każdy miłośnik pieszego wędrowania odnajdzie znajome akcenty. Między dwójką aktorów jest też niewątpliwie chemia. To o tyle ważne, że ta historia w rzeczywistości jest opowieścią o miłości. I choć główne przesłanie filmu – „nieważne gdzie i jak, ważne, że razem” – trudno uznać za szczególnie wyrafinowane, niesie ono nieco nadziei na to, że w odpowiednich okolicznościach z każdym wyzwaniem można sobie poradzić.


Ścieżki życia / The salt path, reż. Marianne Elliott, w kinach od 2 stycznia.

Cieszymy Sie Ze Tu Jestes. Wesp
Travel Magazine

Travel Magazine

Travel Magazine to kreatywny i kulturalny magazyn o świecie. Podróżowanie jest jedną z form opowiadania.

Dodaj komentarz

Your email address will not be published.

Logo Black

O nas

Najnowsze wywiady

Newsletter

Aktualności, inspiracje, porady.

Liczba tygodnia

Musztardowe Czarne Minimalistyczne Etsy Sklep Ikona2

To też ciekawe