Chodzenie i myślenie. O pieszych wędrówkach

przeczytasz w mniej niż 3 min.

Te dwie książki są dla tych, dla których chodzenie jest wartością samą w sobie

Chodzenie ma w sobie coś, co pobudza i ożywia mą myśl; nie jestem prawie zdolny myśleć, kiedy siedzę w miejscu; trzeba, by ciało było w ruchu, aby pobudzić mój umysł, pisał Jean-Jacques Rousseau.

Amerykańska eseistka, historyczka i działaczka feministyczna, Rebecca Solnit, w książce Zew włóczęgi przywołuje ten fragment, pokazując jak zaskakująco późno w Europie zaczęto postrzegać chodzenie jako rodzaj aktu kulturowego. Jako rodzaj świadomego działania, które nie ma na celu dotarcia w konkretne miejsce. Dopiero w XVIII wieku, chodzenie stało się wartością samą w sobie, w szczególny sposób sprzyjającą myśleniu. Wtedy zaczęto je też uszlachetniać, opisywać, teoretyzować, odwołując się do starożytnych tradycji perypatetyckich.

Piesze wędrówki sprzyjają refleksjom, olśnieniom, pomysłom.

Jak pisze Solnit, rytm kroków wybija swoisty rytm myślenia, a przechadzanie się wśród zmieniających się krajobrazów pobudza przechodzenie szeregu myśli. To zaś tworzy osobliwe współbrzmienie między przechodzeniem wewnętrznym a zewnętrznym, sugerując, że umysł także jest pewnego rodzaju krajobrazem, wędrowanie zaś – sposobem poruszania się w jego obrębie. Są środkiem pomiędzy pracą a leniuchowaniem. Samo myślenie nie jest zazwyczaj zbytnio szanowane, dlatego, by nadać mu pozór aktywności, łączymy je z przechadzką. Wędrówki uspokajają, pozwalają uporządkować dręczące myśli i zagadnienia. Mają funkcję terapeutyczną – Solnit mówi o wychodzeniu problemów.

Historia chodzenia w ujęciu Solnit rozgałęzia się i podąża bocznymi ścieżkami. Znajdziemy tu analizy związków chodzenia z filozofią, literaturą, architekturą, polityką, socjologią, religią, dyskryminacją. Tym jednak, co w tej wędrówce po rozgałęziających się ścieżkach zwraca przede wszystkim uwagę, są właśnie związki chodzenia z myśleniem, poczuciem wolności i sprawczości.

Solnit pisze o demokratycznej tradycji oporu – o wychodzeniu na ulicę, pokojowych demonstracjach, jednoczących ludzi wspólnych marszach. Pokazuje jak bardzo urbanistyka i architektura są powiązane z polityką i pojęciem własności, jak ważna jest przestrzeń publiczna, po której można się przechadzać, oswajać się z innymi ludźmi, wymieniać powitania, rozmawiać. Jak mocno poruszanie się samochodem pomiędzy kilkoma zamkniętymi przestrzeniami (dom – biuro – sklep – siłownia) zubaża percepcję przestrzeni i naszego w niej miejsca. Przede wszystkim jednak pokazuje, jak długo to, co wydaje się czymś naturalnym, czyli prawo do swobodnego przemieszczania, beztroskiego wędrowania po mieście, było niedostępne dla kobiet. I jak nadal istnieje ogromna asymetria, jeśli chodzi o poczucie swobody i bezpieczeństwa w przypadku wędrujących pieszo mężczyzn i kobiet.

Solnit pisze z perspektywy spacerowiczki-intelektualistki. Jej obserwacje wpisują się w perspektywę z jednej strony teoretyczną (przede wszystkim antropologiczno-filozoficzną), z drugiej strony narracyjną (opowieści o wędrowaniu, wędrówkach jej samej i inspirujących ją bohaterów).

Zupełnie inne podejście prezentuje Tristan Gooley w Przewodniku wędrowca. Chociaż również łączy piesze wędrówki z myśleniem, to jest to inny rodzaj myślenia – przede wszystkim dedukcja, inteligentne wyciąganie praktycznych wniosków na podstawie subtelnych znaków natury tak, aby nasze wędrówki były nie tylko bezpieczniejsze, ale przede wszystkim ciekawsze.

Gooley jest podróżnikiem, który prowadził wyprawy na pięciu kontynentach oraz autorem bestselerowych książek o naturalnej nawigacji.

Jego książka może być ciekawą lekturą nie tylko dla planujących dalekie i trudne wyprawy, ale także dla typowych spacerowiczów. Autor uczy uważnego wędrowania. Pokazuje jak wiele z tego, co napotykamy po drodze może okazać się cennymi wskazówkami. Uzależnionym od technologii mieszczuchom (ale także uzależnionym od specjalistycznych gadżetów podróżnikom) pokazuje, jak wiele możemy wyczytać z gwiazd, Słońca, Księżyca, kształtu chmur, rodzaju gleby, liści drzew czy koloru mchu. Czasami może nam to uratować życie, częściej zapewne opowiedzieć po prostu ciekawą historię.


Karolina Rychter

Karolina Rychter - filozofka. Bada związki literatury i filozofii. Zajmuje się też pisaniem o winie i kulinariach.

Dodaj komentarz

Your email address will not be published.