Najgościnniejszy kraj świata

18 grudnia, 2021
przeczytasz w mniej niż 3 min.
mężczyźni siedzący przy stoliku w kawiarni w Syrii w Aleppo

W syryjskim „welcome” kryła się czysta ciekawość drugiego człowieka

Nigdy nie lubiłam rozmów o podróżach. Pytań o ulubiony kraj albo o to, gdzie mi się najbardziej podobało. Wprawiało mnie to w konsternację. To tak, jakby pytano, co wybieram z całej złożoności świata. To zadanie niemożliwe. Zresztą, bardziej niż miejsca, pociągało mnie samo doświadczenie bycia w podróży.

A jednak, po pobycie w Syrii z moich ust padały zdania zawierające owo nielubiane „naj”. Wiele rzeczy było tam „naj”, ale przede wszystkim wróciłam przekonana, że w kraju tym mieszkają najmilsi ludzie na świecie.

„Welcome!” – słyszeliśmy z każdej strony przechadzając się ulicami. Przyzwyczajeni do natarczywości arabskich kupców, początkowo braliśmy to za próby namówienia nas do zakupów. Szybko jednak okazało się, że syryjskie „welcome” jest niczym otwarte serce. Więcej dostaliśmy podarunków, niż zrobiliśmy zakupów. Dostawaliśmy je nawet przy okazji niewielkich sprawunków w sklepikach spożywczych. Do naszego koszyka trafiał woreczek daktyli lub słodycze gratis.

Zamożny handlarz antykami z Aleppo gościł nas przez kilka dni obsypując nas bogactwem godnym karawany. Gdy broniliśmy się przed jego hojnością, brał nas pod włos. „Macie matki? – spytał. – No to wybierzcie coś dla nich! Jak to, dla matek nic nie weźmiecie?”. Moja dostała srebrne kolczyki z kamieniem, a mama mojego towarzysza wzorzysty szal z kaszmiru.

Mężczyźni w kawiarni wołali na herbatę, młodzież chciała z nami ćwiczyć angielski, spotkani na ulicy ludzie zapraszali do domów. Wciąż mam w pamięci rozczarowanie malujące się na twarzach młodego małżeństwa – dwojga nauczycieli, którzy zaczepili nas w kolejce do kasy i dowiedzieli się, że nie ma szans na spotkanie, bo tego dnia wylatujemy już z kraju. Albo dwóch żołnierzy, którzy podsłuchiwali w autobusie naszą rozmowę, by potem podzielić się zachwytem, w jaki wprawiła ich polska szumiąco-szeleszcząca mowa. W syryjskim „welcome” kryła się czysta ciekawość drugiego człowieka. Pragnienie poznania, nawiązania więzi, wymiany darów. To było ważniejsze niż interesy. W Syrii było więcej „naj”, niż mieści się w felietonie.

Rok po naszym pobycie wybuchła wojna, zrównując z ziemią miasta, pustosząc wsie i zmuszając tysiące ludzi do ucieczki.

Ciągle jeszcze czuję atmosferę starego Damaszku. Siedzę na schodach, które pamiętały Baala i Zeusa, zanim poznały Jezusa i Mahometa. Patrzę na kobiety w chustach i mam wrażenie, że znam je od zawsze. Myślę o wspólnych korzeniach, z których wyrosły nasze kultury. W pamięci komórkowej mamy zapis wspólnej przeszłości.

Wstaję i idę na najbardziej aromatyczny falafel, jaki kiedykolwiek jadłam. Sprzedają go za rogiem, gdzie można też dostać rozpływające się w ustach francuskie rogaliki z czekoladą, prosto z pieca. Na nie też się skuszę. Tym razem nie starczy już miejsca na budyń waniliowy wszechczasów w przestronnej stylowej kawiarni, do której codziennie ściągają rodziny z dziećmi. Chłonę gwar wieczoru i słodki zapach sziszy. I tak sobie myślę, że gdybym nie musiała, nigdzie bym się stąd nie ruszyła. Zwłaszcza gdybym wiedziała, że tam, gdzie trafię, od nikogo nie usłyszę „Welcome!”.

Magdalena Nowakowska

Magdalena Nowakowska

Doktor historii, psychoterapeuta. Autorka książki Starożytna Grecja od kuchni.

Dodaj komentarz

Your email address will not be published.

Logo Black

O nas

Najnowsze wywiady

Newsletter

Aktualności, inspiracje, porady.

Liczba tygodnia

Musztardowe Czarne Minimalistyczne Etsy Sklep Ikona2

To też ciekawe