Czy Zuzannie Cichockiej udało się zajrzeć do słoweńskiej duszy?
Kiedy 11 lat temu wyjeżdżałem do Słowenii, trudno było znaleźć informacje o tym kraju wykraczające poza opis głównych atrakcji turystycznych. Nawet przewodniki były jedynie polskimi przekładami z języka angielskiego i to często z błędami. Zainteresowani, którzy chcieli poznać głębiej historię kraju i jego społeczeństwo, nie mieli na to właściwie żadnych możliwości. Jedynie Andrzej Stasiuk w zbiorze esejów „Jadąc do Babadag” poświęcił Słowenii jeden rozdział. Nieopisana Słowenia pozostawała dla naszych rodaków państwem tranzytowym w drodze na chorwackie wybrzeże.
Z biegiem czasu sytuacja się nieco zmieniła – ostatnie dwa lata przyniosły zdecydowany wzrost popularności Słowenii jako celu wakacyjnego wyjazdu. Dostępnych jest też więcej informacji o kraju i jego mieszkańcach. Czytelnicy Travel Magazine są już przyzwyczajeni do codwutygodniowych felietonów z kraju na słonecznej stronie Alp. Od tego roku wszyscy zainteresowani Słowenią będą mogli także poczytać o niej dzięki Zuzannie Cichockiej, której książka „Słowenia – mały kraj wielkich odległości” właśnie ukazała się nakładem Wydawnictwa Poznańskiego.
Cichocka jest slawistką i tłumaczką słoweńskiego. Do Słowenii zaczęła przyjeżdżać jako studentka, a znajomość języka ułatwiła jej wydeptywanie własnych ścieżek, z dala od turystycznego szlaku.
Niektóre opisane historie czytelnicy „Listów ze Słowenii” już znają, jednak, o ile w moich felietonach jedynie zahaczam o te tematy, to Cichocka opisuje je ukazując szerszy kontekst.
Książka ma charakter podróżniczo-reporterski. Oprócz ciekawostek historycznych (wojna o niepodległość, Triest, Jože Plečnik), Cichocka porusza także trudne tematy społeczne, takie jak nacjonalizm, prawa kobiet czy stosunek do religii. Zagadnienia prezentuje poprzez historie konkretnych ludzi. Dzieje Lublany poznajemy dzięki portretowi Jože Plečnika, architekta, który nadał charakter współczesnemu miastu. Triest jest z kolei związany z życiorysem Borisa Pahora, jednego z najwybitniejszych słoweńskich pisarzy.
Cichocka ma zdolność przedstawiania skomplikowanych zagadnień w wyczerpujący i jasny sposób, umiejętnie pomijając przy tym mniej istotne szczegóły.
Z doświadczenia wiem, że nie jest to łatwa sztuka. Pisząc „Listy ze Słowenii”, zawsze staję przed dylematem, na ile powinienem uprościć historię, żeby wciąż była interesująca, a jednocześnie oddawała prawdę. Cichockiej ta sztuka udaje się doskonale.

Jedynie w dwóch rozdziałach autorka – być może w obawie przed oskarżeniem o brak obiektywności – oddaje głos krytykom kraju, pozostawiając je bez szerszego komentarza. W obu przypadkach chodzi o trudne relacje Słoweńców z mieszkańcami pochodzącymi z południowych republik byłej Jugosławii. W pierwszym ukazuje słoweński nacjonalizm i dyskryminację na tle narodowościowym, w drugim sprawę tzw. „wykreślonych”, czyli ludzi usuniętych z rejestru mieszkańców republiki, którym zniszczono przy tym dokumenty. Chciałbym mocno zaznaczyć: w obu tych przypadkach Słowenia zasłużyła na krytykę. Jednak jest to bardzo delikatna materia, a ukazanie kontekstu jest niezbędne.
Co prawda wybór Gorana Vojnovića jako przewodnika po stosunkach słoweńsko-jugosłowiańskich to dobra decyzja, w końcu jest on zanurzonym w obu światach intelektualistą. Zdaje mi się jednak, że pomimo starań, nie udało się mu zachować proporcji. Być może to zrozumiałe, że krytyka skupia się głównie na gospodarzach. Jednak czytelnik może odnieść wrażenie, że niechęć Słoweńców do obywateli pochodzących z innych republik jest powszechna i podyktowana poczuciem wyższości. Tymczasem, rzeczywistość jest dużo bardziej złożona. Poczucie wyższości nie jest niestety obce także migrantom. Autorka wspomina jednak o tym jedynie, jako o „pieczołowicie podkreślanej tożsamości narodowej”. To eufemizm. Faktem jest, że w Słowenii żyją ludzie, którzy nawet nie próbują uczyć się języka słoweńskiego i traktują Słowenię jako jugosłowiańską kolonię. Są to jednak marginalne przypadki, a większość imigrantów bardzo dobrze odnalazła się w Słowenii.
Również stosunek Słoweńców do ludzi z byłych republik jest złożony. Z jednej strony jest zauważalna wyższość wobec przybyszów, z drugiej fascynacja ich kulturą. Z pewnością Słoweńcy nie jednak są nacjonalistycznymi potworami. W końcu korzenie wielu z nich sięgają poza republikę, co nie przeszkadza im odnosić sukcesów w życiu zawodowym.
Sprawa „wykreślonych” ma jeszcze bardziej skomplikowany wymiar. Nie bronię w żadnym wypadku decyzji o wykreśleniu, a zwłaszcza o sposobie jego realizacji.
Zarówno słoweńskie, jak i europejskie sądy wypowiedziały się na ten temat jednoznacznie. Działanie to było bezsprzecznie pogwałceniem praw człowieka. Popieram również wypłatę odszkodowań za doznaną krzywdę. Jednak myślę, że cenne byłoby pokazanie w książce także tła tych wydarzeń.
Tymczasem autorka ogranicza się jedynie do przytoczenia relacji aktywistów z organizacji skupiających „wykreślonych”. Warto zaznaczyć, że z zamieszkujących Słowenię w 1991 r. niemal 200 tys. obywateli innych republik, sprawa dotyczy 25 671 ludzi. I są to osoby, które nie podjęły żadnych działań w celu uregulowania swojego statusu. Pozostali otrzymali słoweńskie obywatelstwo lub trafili na listę stałych mieszkańców nowej republiki. Owszem, czasem napotykali po drodze na utrudnienia, ale bałagan w słoweńskiej biurokracji to kopalnia pomysłów na scenariusz komedii pomyłek. Dobrze, że temat pojawił się w książce, przydałby się jednak także komentarz niezaangażowanego badacza, nakreślający szerszy kontekst.
Zupełnym nieporozumieniem, w moim odczuciu, jest natomiast wypowiedź Ratko Stojiljkovića, jakoby Słoweńców cechował negatywny stosunek do przybyszów nie tylko z Południa, ale także z Czech czy Polski.
Tu również zabrakło komentarza autorki, a polemika wobec opinii Stojiljkovića wydaje się konieczna. Jego pogląd nie ma bowiem nic wspólnego z rzeczywistością. Osobiście, ani razu nie spotkałem się z niechęcią wobec mnie. Co więcej, wiele razy traktowano mnie ulgowo właśnie ze względu na pochodzenie. Najczęstszą reakcją jest po prostu ciekawość. A myślę, że w porównaniu do Stojiljakovića, mam jednak więcej doświadczenia w tym zakresie.
Kraje idealne nie istnieją i Słowenia nie jest tu wyjątkiem. Jak każde państwo ma swoje wady, o których należy pisać i bardzo dobrze, że autorka podjęła trudne tematy. Choć moim zdaniem przydałoby się przedstawić także opinię drugiej strony sporu. W końcu są to kontrowersyjne tematy, które wywołują gorące spory w samej Słowenii.
Nie wpływa to jednak na odbiór całości książki, która zachwyca zarówno formą, jak i treścią. Widać, że autorka ma dużą wiedzę o kraju i talent pisarski, by o tym opowiedzieć. Dzięki temu kreśli obraz Słowenii, który jest po prostu bardzo prawdziwy.
Osadzenie autorki w słoweńskim świecie najbardziej przejawia się w stylu książki. Jest to także największa zaleta pracy Cichockiej. Nie wiem, na ile będzie to zauważalne dla czytelników nieznających kraju, ale dla mnie nastrój książki idealnie współgra z charakterem Słowenii. Z unoszącą się w tle melancholią, chyba najbardziej charakterystyczną emocją dla kraju na słonecznej stronie Alp. Słoweńskie filmy, książki, muzyka – wszystko jest przesycone melancholią. Dla turystów przyjeżdżających do „słowiańskiej Szwajcarii” może być ona niewidoczna, gdyż łatwo ją przegapić wśród obrazów zielonych wzgórz, alpejskich szczytów, urokliwych miasteczek i schludnych wiosek. Jednak dla ludzi poznających Słowenię nieco głębiej, jest to najważniejsza cecha, którą dość szybko odkrywają mieszkając w tym kraju.
W ostatnim czasie popularność książek podróżniczo-reporterskich przełożyła się negatywnie na jakość wydawanych tytułów. W przypadku książki Cichockiej czytelnik jednak otrzymuje wszystko, czego może oczekiwać od tego typu pracy. Dobry styl, ciekawe historie, solidną dokumentację. Książka „Słowenia – mały kraj wielkich odległości” jest udanym debiutem i pozwala poznać Słowenię nie tylko jako kraj o pocztówkowych widokach. Bez wątpienia z dostępnych dziś na polskim rynku książek pozycja Zuzanny Cichockiej pozwala najgłębiej zajrzeć do słoweńskiej duszy.

Zuzanna Cichocka
Słowenia, mały kraj wielkich odległości
Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2023
Travel Magazine objął patronat medialny nad publikacją