Dzień Młodości, pomimo socjalistycznych początków, wciąż cieszy się w Słowenii popularnością
W końcu zrobiło się ciepło, a przyjemna temperatura utrzymuje się także po zachodzie słońca. Nagrzanej ziemi nie chłodzą nawet opady, które pojawiają się regularnie co parę dni. Z ciepła i wilgoci korzystają żaby. Ich miłosne nawoływania słychać z każdej sadzawki i strumyka. Niestety pojawiły się także komary, które uprzykrzają chwile spędzone poza domem. Ale nie tylko brzęczące owady nie dają spokoju mieszkańcom podalpejskich miejscowości. Ciepło i wilgoć to także zmora wszystkich miłośników wypielęgnowanych trawników. Trawa rośnie niemal w oczach, rzucając wyzwanie kochającym porządek Słoweńcom. W soboty cała wioska buczy dwusuwowymi motorami kosiarek. Sianokosy zaczęły się na dobre i nawet mój Tito na krasowym wzgórzu nieco wypiękniał.
Koszenie trawy i malowanie kamieni na biało to tradycyjny majowy rytuał najbardziej zagorzałych wyznawców prezydenta. Jugo- i titonostalgia przybiera niemal religijny charakter. Jak za „dobrych, starych czasów”, w okolicy formują się ochotnicze brygady. Ich zadaniem jest przygotowanie TITY na majowe święto. Dzień Młodości.
Dzień Młodości był bardzo popularnym wydarzeniem w socjalistycznej Jugosławii i wielu Słoweńców wciąż wspomina go z łezką w oku.
Nie przeszkadza im, że niewiele się w tym święcie zgadzało. Obchodzono je 25 maja, na cześć Tity, który tego samego dnia świętował urodziny. Tyle że w rzeczywistości urodził się 7 maja. Doprawdy, partyjna propaganda wspięła się tu na wyżyny kreatywności, ustępując w brawurze jedynie radzieckiej „Prawdzie” z czasów stalinowskich.
Oprócz lizusowskich akademii i propagandowych pochodów na cześć prezydenta, symbolem święta była Sztafeta Młodzieży, zwana też Sztafetą Tity. W tym corocznym wydarzeniu uczestniczyły tysiące młodych ludzi. Bieg był transmitowany przez telewizję, co czyniło z niego prawdziwy spektakl. Każdego roku sztafeta wyruszała z innego miasta i przez półtora miesiąca przemierzała wszystkie republiki Jugosławii. Finałowa uroczystość odbywała się 25 maja w Belgradzie, wtedy to ostatni zawodnik oddawał pochodnię prezydentowi. Młodych do udziału w biegu wybierano bardzo starannie, a zakwalifikowanie się stanowiło wielki zaszczyt. Największym honorem cieszyli się końcowi zmiennicy, którzy przekazywali pochodnię jubilatowi.
Nawet śmierć prezydenta w 1980 roku nie zatrzymała trwającej wówczas sztafety. Zgodnie ze sprytnym planem partii, który można było streścić zdaniem: „Co po Ticie? Tito!”, kult jednostki budowano na przekór coraz bardziej skrzypiącej rzeczywistości.
Jednak pomimo starań PR-owych, pogłębiający się kryzys polityczno-gospodarczy zmniejszał zainteresowanie obchodami Dnia Młodości. Ostatnia sztafeta odbyła się w 1987 roku. Wystartowała z Triglava, najwyższego szczytu Słowenii uchodzącego za narodowy symbol. Jednak ta zuchwała próba przejęcia góry nie pomogła federacji. Jugosławia rozpadła się cztery lata później, a bunt zrodził się właśnie pod Triglavem.
Pozostały wspomnienia młodości coraz starszych wyznawców prezydenta. W wigilię swoich urodzin, mój Tito rozjarzył się blaskiem pochodni. Patrząc na płonący napis, trudno było mi się oprzeć wrażeniu, że jestem świadkiem religijnego spektaklu, w którym forma jest ważniejsza od treści. Ale to akurat nie jest nic nowego.
Napisz do autora: d.buraczewski@travelmagazine.pl


