„Love Lies Bleeding” – recenzja. Filmowy fajerwerk

3 sierpnia, 2024
przeczytasz w mniej niż 3 min.
love lies bleeding recenzja

„Love Lies Bleeding” jest sprawnie zrobionym filmem, który jednak ugina się pod własnym ciężarem [recenzja]

Rose Glass, reżyserka „Love Lies Bleeding” za scenerię swojego filmu wybrała amerykańską prowincję u schyłku lat osiemdziesiątych. Osadziła w niej Lou (Kristen Stewart), pracującą w siłowni należącej do jej ojca, lokalnego gangstera oraz kulturystkę Jackie (Katy O’Brien). W tej świątyni umięśnionych ciał i proteinowych odżywek, kobieta, prowadząca życie wagabundy, zatrzymuje się w drodze na zawody w Las Vegas.

Spotkanie Lou i Jackie szybko przeradza się w pełen zmysłowości romans, który wkrótce jednak zderza się z realiami prowincjonalnej rzeczywistości. I nie chodzi tu – czego można być się spodziewać po lesbijskiej historii – o problemy wynikające z coming-outu. Obie bohaterki są bowiem bardzo świadome i pewne własnej seksualności, mając w nosie, co kto o nich pomyśli. Małomiasteczkowe otoczenie niespecjalnie zresztą się nimi interesuje. Jackie i Lou muszą więc skonfrontować się nie tyle z brakiem tolerancji, co z marazmem, beznadzieją, przemocą, przestępczym środowiskiem i daleko posuniętym maczyzmem.

Love Lies Bleeding recenzja
Love Lies Bleeding, recenzja – ten film jest kinowym fajerwerkiem, ale po jego zgaśnięciu niewiele pozstaje

Prowadzona przez Glass opowieść szybko jednak opuszcza tory queerowej historii miłosnej. Przemienia się się w kino drogi i zemsty flirtujące ze stylistyką neo noir i camp.

Pośród atrybutów typowych dla lat 80. – świecących neonów, getrów i obcisłych topów – rozgrywa się akcja pełna przemocy, seksu i kolejnych niespodzianek. Chwilami jest zabawnie, chwilami nieco strasznie.

„Love Lies Bleeding” jest filmem zrobionym warsztatowo sprawnie. Opowieść płynie wartko, a główne aktorki, wspierane przez Eda Harrisa w drugoplanowej, ale ważnej roli, nadają bohaterkom subtelności. Dość szybko okazuje się jednak, że ta opowieść ma problemy z logiką narracji, a Jackie i Lou bywają irytująco płaskie. To postacie, które są ledwie naszkicowane i brakuje im wielowymiarowości.

Dla Glass priorytetem zdaje się być zapewnienie widzom dynamicznej zabawy, logika nie musi być więc na pierwszym planie.

Reżyserka sięgają po klisze gatunkowe, bawi się nimi i puszcza do nas oko. „Love Lies Bleeding” jest, chwilami dość bezczelnym, zapożyczeniem z całej listy filmów, mając być połączeniem estetyki Quentina Tarantino, Davida Lyncha i braci Coen. Ta zabawa jest wciągająca, interesująca dla oka i rozwibrowana szczególną energią. Mami jednak przy tym widza obietnicą bycia czymś więcej, niż jest w rzeczywistości. Film szybko skręca w kierunku jednak dość niewyszukanej rozrywki, podszywając się przy pod artystyczną, buntowniczą opowieść mającą być nowoczesną wersją „Thelmy i Louisy”.

Im dalej rozwija się akcja, tym więcej zagmatwanych wątków, narkotycznych wizji, metafor i surrealizmu. „Love Lies Bleeding” w końcu załamuje się pod ich ciężarem, stając się czymś w rodzaju narracyjnej prowokacji. W przeciwieństwie do cytowanych przez reżyserkę filmów Tarantino czy Lyncha, za tą prowokacją trudno znaleźć jednak mocny przekaz i głębsze przesłanie. W tym sensie „Love Lies Bleeding” pozostaje estetycznym wybrykiem. Filmowym fajerwerkiem, który sprawia wrażenie wielopłaszczyznowego obrazu, tymczasem jest po prostu dobrze opowiedzianą historią o miłości, która potrafi wszystko wybaczyć.


“Love Lies Bleeding”, reż. Rose Glass, dystrybucja Gutek Film, w kinach od 2 sierpnia

Cieszymy Sie Ze Tu Jestes. Wesp
Travel Magazine

Travel Magazine

Travel Magazine to kreatywny i kulturalny magazyn o świecie. Podróżowanie jest jedną z form opowiadania.

Dodaj komentarz

Your email address will not be published.

Logo Black

O nas

Najnowsze wywiady

Newsletter

Aktualności, inspiracje, porady.

Liczba tygodnia

Musztardowe Czarne Minimalistyczne Etsy Sklep Ikona2

To też ciekawe