Słoweńskie zwroty powitalne nie są dla Polaków szczególnie trudne. Ale uważaj na kilka pułapek!
Fot. Priscilla du Preez / Unsplash
“Listy ze Słowenii” to nasz co dwutygodniowy cykl felietonów Damiana Buraczewskiego, dla którego ten kraj stał się drugą ojczyzną. Jak żyje się w Słowenii, jak nauczyć się słoweńskiego, co zobaczyć w Słowenii i jacy są Słoweńcy – cykl pozwala poznać kraj od środka i spojrzeć na niego okiem mieszkańca.
Gdy odwiedzają mnie w Słowenii Polacy, niemal zawsze przeżywam deja vu. Kochani rodacy chcą się nauczyć kilku najważniejszych zwrotów w języku gospodarzy, za co należy się im uznanie. W końcu słoweński do najłatwiejszych nie należy, a słowiańska bliskość bywa bardzo zwodnicza.
– Jak się mówi: „Dzień dobry?” – pada zwykle w moją stronę na początku wizyty.
– „Dober dan!” – odpowiadam i przez chwilę ćwiczymy z gośćmi powitanie.
Po czym następuje krótka pauza, pojawiają się słoweńscy gospodarze, a rodacy chóralnie ich witają:
– Dobrý deň!
– Dobrý deň! – odpowiadają Słoweńcy, myśląc zapewne, że goście witają się z nimi w swoim ojczystym języku.
Doprawdy wiele bym dał, aby świadkami tej sceny mogli być Słowacy. Oczami wyobraźni widzę ich pyszne miny, kiedy język słowacki w sposób naturalny staje się słowiańskim lingua franca.
Dużo lepiej gościom idzie nauka porannego powitania: „Dobro jutro!”. Tak się bowiem składa, że Słoweńcy wciąż pielęgnują zwyczaj życzenia sobie dobrego poranka.
Wieczorem z kolei mówimy: „Dober večer!” (czyt. dober weczer). Tu Polacy nie mają kłopotów.
Można jednak porzucić te konwenanse i przywitać się mniej formalnie. Wybór jest dużo szerszy niż w języku polskim. W standardowym słoweńskim używa się „Živjo!”. Mimo wszystko, poprawne wymówienie tego słowa jest dla początkujących słoweniofilów dość skomplikowane, litera „v” jest wymawiana bowiem na trzy różne sposoby. Bez obaw jednak, z pomocą przychodzą dialekty. Kłopotliwe „Živijo” jest popularne głównie w Lublanie i okolicy. Na wschodzie kraju dużo częściej używa się „Zdravo” lub „Serbus”, czasem w luzackiej wersji „Saus”.
Tymczasem w regionie Primorska często można usłyszeć „Ojla!” i nie jest to w żaden sposób związane z hiszpańskim „Hola”.
To zdrobnienie od „Oj”, którego etymologia jest bardzo ciekawa, a zdecydowana większość używających jej nie zna.
Pozdrowienia „Oj” wywodzi się prawdopodobnie ze starosłowiańskiego „osti jarej”, co dla Słoweńców brzmi bardzo podobnie do „ostani jar” (pl. bądź/pozostań zdrów/młody). Napis „osti jarej” został odczytany na wazie znalezionej w 1911 r. na Krasie. Jej wiek oszacowano na 2 500 lat! A to by znaczyło, że Słoweńcy nie są żadnymi Słowianami, tylko Wenetami. Teoria ta zyskała popularność wśród nacjonalistów, jednak szybko została zmiażdżona przez naukowców.
Według językoznawców, napis na wazie nie jest żadnym pozdrowieniem, a jedynie zapisem imienia właściciela: Ostijaris. Wyjaśnienia naukowców nie wpłynęły jednak na popularność samego wyrażenia, które w skróconej formie przebiło nacjonalistyczną bańkę i jest chętnie używane przez Słoweńców.
Zupełnie jak słowackie „Dobrý deň” używane nagminnie przez Polaków w Słowenii. Nic to, że niepoprawne. Ważne, że szczere!
Napisz do autora: d.buraczewski@travelmagazine.pl


