Pamięć o intronizacji książąt przez lud ukształtowała świadomość Słoweńców
Co łączy Lublanę i Kraków? W obu miastach zamek wznosi się nad rzeczną doliną, zamieszkałą w dawnych czasach – według legend – przez siejącego strach potwora. I w obu miejscach ze złowrogim smokiem rozprawił się dzielny bohater, a sam mityczny stwór stał się symbolem miasta. W Lublanie gadzinę pokonał Jazon, grecki heros. Nas Wisłą bohaterem okazał się Krak, na którego cześć gród nazwano Krakowem.
Ciekawą informację można znaleźć w kronice Wincentego Kadłubka, który Kraka uważał za księcia Karantanii. Karantania była jednym z pierwszych znanych dziś państw Słowian. Jej powstanie datuje się na VII w., czyli była o dwa wieki starsza od Państwa Wielkomorawskiego.
Przez Słoweńców uważana jest za pierwsze słoweńskie państwo. Jej terytorium obejmowało tereny dzisiejszej południowo-wschodniej Austrii i północnej Słowenii. Stolica Karantanii znajdowała się na północ od dzisiejszego Klagenfurtu (sł. Celovec, pl. hist. Celowiec). Państwem rządził książę wraz ze starszyzną plemienną. Gwarantem jego władzy była drużyna, w której skład wchodzili wojownicy – kosezi. W czasach Karantanii już tylko oni mogli uczestniczyć w wiecu, który wybierał, a później akceptował nowego władcę. Obrzęd wyboru władcy przez lud utrzymał się nawet pod władzą Franków, Świętego Cesarstwa oraz Habsburgów. Ostatnim koronowanym w ten sposób władcą był Ernest Żelazny (1414 r.). Wówczas nie było już Karantanii, a księstwo Karyntii.
Koronacja władców Karantanii i Karyntii była czymś niespotykanym w feudalnej w Europie. Władca otrzymywał lenno nie od króla, lecz ludu.
Przynajmniej w teorii, bo z czasem zwyczaj ten stał się jedynie obrzędem. Jednak sama idea, że władza może nie pochodzić od Boga, a wynika z woli ludzi musiała być w średniowiecznej Europie rewolucyjna.
Zanim nowy władca mógł zasiąść na tronie, musiał poddać się określonemu rytuałowi. Ceremonia odbywała się przy Kamieniu książęcym – fragmencie kolumny, najprawdopodobniej pochodzącej z rzymskiej osady Virunum. Na Kamieniu siedział kmieć, a wokół niego zebrani byli przedstawiciele ludu i sędziowie. Tradycyjnie obrzęd odbywał się w języku słoweńskim, a nowy władca musiał zapłacić kmieciowi, żeby ten ustąpił mu miejsca. Obrzęd kończył się, kiedy jadący wierzchem książę okrążył Kamień trzy razy. Dopiero wówczas mógł zasiąść na tronie.
Pamięć o intronizacji książąt przez lud ukształtowała w dużym stopniu świadomość Słoweńców.
O dawnym obrzędzie przypominają liczne w kraju kopie Kamienia. Widnieje on też na słoweńskiej monecie dwucentowej. Do 1862 roku Kamień znajdował się na zamku Karnburg (sł. Krnski grad), dziś stoi w Klagenfurcie, stolicy Karyntii. Klegenfurt miał być według legendy również założony przez pogromców smoka, a zielona bestia zdobi herb miasta, zupełnie jak ten w Lublanie.
Dzisiejsza Karyntia niemal w całości znajduje się w Austrii. Choć jeszcze przed I wojną światową na południe od Drawy ludność słoweńskojęzyczna stanowiła solidną większość, dziś nielicznych Słoweńców można znaleźć w górskich miejscowościach blisko granicy. Po wojnie odbył się plebiscyt, którego wyniki zdecydowały o pozostaniu regionu w granicach Austrii. Wówczas wydawało się, że demokratyczna władza w Wiedniu będzie respektować prawa słoweńskiej mniejszości.
Niestety, germanizacja postępowała, a pierwsze dwujęzyczne tablice z nazwami miejscowości pojawiły się dopiero w 1972 roku. Szybko zdemontowali je austriaccy nacjonaliści. Przez kolejnych 50 lat Austria nie zareagowała na te bezprawne działania. Nowe tablice zostały postawione dopiero dwa lata temu! Niestety, część z nich znów padła ofiarą wandali. Tym razem jednak państwo zareagowało szybko i napisy w języku słoweńskim stały się częścią krajobrazu przygranicznych miejscowości, przypominając o skomplikowanej historii tych ziem.
Napisz do autora:d.buraczewski@travelmagazine.pl
