Codzienna kronika katastrofy

24 czerwca, 2023
przeczytasz w mniej niż 4 min.
susza zmiany klimatu

Poszedłem na spacer po lesie i cóż powiedzieć: jest źle!

Katastrofy często nadchodzą niezauważone. Można je poznać po drobnych zmianach, powtarzających się, łatwych do przeoczenia sygnałach. Połączone, tworzą nowy – zazwyczaj przerażający – obraz.

Myślałem o tym przemierzając ostatnio rowerem leśne ścieżki Mazowsza. Wiosna była w pełni, pogoda przyjemna, pełen relaks. Wszystko zdawało się być na swoim miejscu. Tyle że nie było, bo jest potworna susza. I z poziomu rowerowego siodełka – lub przemierzanej pieszo ścieżki – widać to doskonale. Dużo lepiej niż z politycznego fotela, z którego takie drobne sygnały jakimś cudem stają się niewidzialne.

Nadrzeczne łąki, które pod koniec czerwca powinny być wszechświatem zieleni i polnych kwiatów, są połaciami wyschniętej na wiór trawy, która heroicznie próbuje trzymać się coraz bardziej wydmowego podłoża.

Szutrowe drogi, którymi jeszcze kilka lat temu można było swobodnie śmigać na rowerze, zamieniły się w pasy głębokiego piachu. Jeżeli nie ma się roweru z „balonowymi” oponami, poruszanie się po tych traktach staje się niemal niemożliwe. Koła zakopują się i pozostaje jedynie rower pchać.

W powietrzu unosi się pył. Rośliny wyglądają, jakby był koniec, a nie początek lata – nadmiernie wybujałe, wyschnięte od upału, przekwitające. Nawet lipy, które powinny przecież dopiero zaczynać kwitnienie, w wielu miejscach są już cieniem samych siebie. Kilka dni temu byliśmy w Olsztynie (a więc w mieście skąpanym jednak w zieleni i otoczonym jeziorami) i nawet tam przyglądaliśmy się brązowym już kwiatostanom drzew.

Mówiąc krótko: przyroda walczy o przeżycie i łaknie każdego haustu wody.

Oczywiście okresy suszy zawsze się zdarzały i są częścią normalnego cyklu. Skala obecnego zjawiska jest jednak porażająca. To nie jest jeden wyjątkowo suchy rok.

Tkwiąc na co dzień w naszych betonowych dżunglach, nie widzimy tego. Nie mamy kontaktu z przyrodą, a te jej skrawki, które zachowały się w miastach, są sztucznie podtrzymywane przy życiu za pomocą systemów nawadniających, nawozów i innego rodzaju magicznych sztuczek (a to co nie przetrwa, zaraz jest wycinane i usuwane z pola widzenia).

Dość odległe też wydają nam się mimo wszystko doniesienia o skutkach zmian klimatu napływające z innych krajów. Przed momentem media rozpisywały się o Nowym Jorku, spowitym przez duszący dym płynący zza kanadyjskiej granicy, gdzie płoną ogromne powierzchnie lasów. Przesunęliśmy też zapewne wzrokiem po doniesieniach o – dla odmiany – wyjątkowo ulewnych deszczach i powodziach na północy Włoch. Co jakiś czas zadumamy się nad losem mieszkańców azjatyckich wysp, które toną na skutek podnoszącego się poziomu oceanów.

Te wieści nam już dawno spowszedniały. Stały się przerywnikiem codziennych czynności, krótką przerwą pomiędzy wrzuceniem kolejnej relacji w mediach społecznościowych. Doniesienia z innym zakątków świata pozostają dla nas abstrakcyjne.

W rzeczywistości to wszystko dzieje się jednak tuż obok. Procesy trwają i wpływają na rzeczywistość, w której funkcjonujemy. Nie mają po prostu tak gwałtownego przebiegu, by przyciągać uwagę. Trzeba systematyczności, by je dostrzec. Wyjść kilka razy z domu i spojrzeć, jak wyglądają kwiaty na najbliższej łące. Albo sprawdzić, czy z pobliskiego potoku nie została już tylko stróżka.

Idąc tym tropem, w marcu nadawca publiczny France Télévisions radykalnie zmienił sposób informowania o pogodzie. Właśnie po to, by uświadomić ludziom, że groźba katastrofy dotyczy także ich własnego podwórka.

Kanały France 2 i France 3 zamiast tradycyjnej prognozy prezentują teraz „dziennik pogodowo-klimatyczny”.

Widzowie nadal dowiadują się – patrząc na mapy i wykresy – jaka będzie pogoda, ale dodatkowo dostają informację „dlaczego”. Jak powiedział Alexandre Kara, redaktor naczelny France Télévisions, ​​nie można już „cieszyć się, że w nadmorskim Biarritz w lutym jest 25 stopni bez wyjaśnienia, dlaczego tak się dzieje i czym to grozi”.

W ten sposób prognoza przestała być żartobliwymi dywagacjami o tym, czy popołudniu warto wziąć parasol albo czy udadzą nam się plany sobotniego pikniku na otwartym powietrzu. Program stał się pisaną na bieżąco kroniką nieubłagalnego wzrostu średniej globalnej temperatury.

Podobną kroniką coraz częściej staje się też zwykłe wyjście z domu.

Michał Głombiowski

Michał Głombiowski

Redaktor naczelny Travel Magazine. Dziennikarz, autor książek podróżniczych. Od ponad 20 lat w podróży, od dwóch dekad utrzymuje się z pisania.

1 Comment Dodaj komentarz

  1. Rzeczywiście, co roku jest susza i z roku na rok coraz bardziej uciążliwa, przynajmniej u nas – w okolicach Lęborka. Prognozy pogody mogą tylko zdenerwować, kiedy “miastowe” cieszą się, że nie będzie padać …
    podrawiam

Dodaj komentarz

Your email address will not be published.

Logo Black 300x38

O nas

Najnowsze wywiady

Newsletter

Aktualności, inspiracje, porady.

Liczba tygodnia

Musztardowe Czarne Minimalistyczne Etsy Sklep Ikona2

To też ciekawe