Jak fotografować w podróży? Kolejna część cyklu Julii Zabrodzkiej
Ana María raz po raz wybucha śmiechem, teatralnie wywijając ręką. María José przegina się w talii i podpiera pod bokiem, a Elena składa ręce na biodrze w nienaturalnej pozie. Yessica z kolei pyta, czy ma się uśmiechać czy nie, po czym z trudem zachowuje powagę. Guiomar patrzy z nieśmiałością spłoszonej nastolatki, a jej koleżanka, z początku zdziwiona, że jej też chcę zrobić zdjęcie, staje pewnie i odważnie patrzy w obiektyw.
Kiedy pytam kogoś o zgodę na wykonanie portretu, nigdy nie wiem, jak zareaguje i jak będzie się zachowywać przed obiektywem. I być może właśnie to jest w takich zdjęciach najciekawsze.
Nie obowiązują tu żadne zasady związane z wyglądem. Osoby piękne mogą czuć się w tej sytuacji źle, a te o nieoczywistej urodzie – wypadać jak gwiazdy filmowe.
Lubię obserwować, w jaki sposób ludzie chcą się zaprezentować przed obiektywem. Czy im zależy. Czy starają się kokietować, czy raczej traktują zdjęcie jak zło konieczne (to mój przypadek, gdy znajdę się po drugiej stronie aparatu), a może zachowują naturalną spontaniczność. Są też tacy, którzy odmawiają pozowania albo kiwają głową na zgodę, ale nie przestają zajmować się swoimi sprawami. Tak jest często w przypadku osób zajmujących się różnego rodzaju rzemiosłem, które mają świadomość, że to raczej ich działanie, a nie oni sami zainteresowali fotografa. Podczas większych wydarzeń, niektórzy nie zmieniają wyrazu twarzy i dalej wpatrują się w odległy punkt, doskonale świadomi, że są fotografowani.
Kiedyś powiedziałam publicznie, że robiąc portrety podczas protestów, też pytam o zgodę. Nie zawsze werbalnie, ale tak, by było wiadomo, o co mi chodzi. Takie podejście spotkało się z krytyką – bo „ingerowałam w rzeczywistość”. Tak, jakbym błyskając lampą w oczy stojącej o metr ode mnie osoby wcale w tę rzeczywistość nie ingerowała i mogła pozostać niezauważona. Również tzw. candid portraits, robione z bardzo bliska, miewają pewien element pozowania, nawet jeśli obie strony udają, że tak nie jest. Oczywiście zdarzają się również osoby mające wypracowaną pozę i wyraz twarzy, które uznają za najbardziej fotogeniczne. Często faktycznie wyglądają pięknie, ale paradoksalnie to nie one są najciekawsze.
Realizowałam w życiu kilka obszerniejszych projektów, podczas których prosiłam kobiety o zgodę na pozowane zdjęcia.
W pierwszym fotografowałam majańskie rękodzielniczki w Meksyku i Gwatemali, z którymi często nie mogłam się porozumieć. Znaczna część z nich nie mówiła po hiszpańsku, tylko w jednym z wielu języków majańskich. Pamiętam Rosę, której pokazałam na migi, żeby patrzyła w swoje lewo, a ona zrozumiała, że ma sobie pójść. To były pierwsze lata mojej fotograficznej przygody i bardzo mi zależało, by moje bohaterki się uśmiechały. A one, jak na złość, stawały sztywne, poważne. Patrzyły w obiektyw smutnym lub obojętnym wzrokiem. Teraz uznałabym, że to najlepsze, co może mnie spotkać.
Wtedy jednak czułam się bezsilna. Zastanawiałam się, z czego ich zachowanie wynika i do głowy przychodziły mi dwa wyjaśnienia. Być może fakt, że są fotografowane, jest dla nich czymś wyjątkowym i jako taki wymaga zachowania całkowitej powagi? A może zdjęcia, które widziały wcześniej, były fotografiami do dokumentów lub zdjęciami z czasów, gdy tak właśnie się pozowało? Wówczas tylko w jednej grupie hafciarek zaobserwowałam inną postawę. Młode dziewczyny ustawiały się do zdjęcia jak modelki, z przegięciem w pasie, rękami na biodrach i lekko wydętymi ustami.
Ewidentnie miały wpojone już inne wzorce, najprawdopodobniej z czasopism lub programów telewizyjnych.
Znacznie później odkryłam, że uśmiechanie się bohaterów zdjęć może być zmorą. Podczas Festiwalu Folkloru Ziem Górskich w Zakopanem robiłam zdjęcia tancerkom i tancerzom z grup folklorystycznych. Wszyscy mieli doskonale opanowane to, co u młodych hafciarek było ledwie zauważalne – przyjmowanie nienaturalnych póz, znanych nam wszystkim z popkultury.
Zrozumienie, że mogę poprosić kogoś, by się nie uśmiechał albo żeby zachowywał naturalnie zajęło mi wiele lat.
Ćwiczyłam tą nową dla mnie umiejętność podczas fotografowania majańskich miss, nazywanych królowymi.
– Chciałabym, żebyś prezentowała się jako silna kobieta, dumna ze swoich korzeni – mówiłam jak początkująca coachka, a one wybuchały nerwowym śmiechem. Ale niektóre robiły poważne miny i wtedy naprawdę biła od nich siła i duma.
Niedawno, podczas najnowszego projektu, prosiłam bajecznie ubrane kobiety podczas Feria de Abril, największej sewilskiej fiesty, by stanęły pod czerwoną ścianą (jedyną gładką przestrzenią, jaką udało mi się znaleźć), żebym mogła im zrobić portret. To właśnie je opisałam na początku tekstu.
Pretekstem były ich stroje – falbaniaste sukienki, zwane cygańskimi, wielkie kolczyki i kwiaty we włosach. Ale tak naprawdę najciekawsze były ich twarze. Mowa ciała, reakcje i spojrzenia. Pomyślałam wtedy, że właśnie pozując ludzie opowiadają o sobie znacznie więcej niż wtedy, gdy są nieświadomi, że ktoś robi im zdjęcie.
Zdjęcie otwierające:
Zdjęcie dwoch sióstr wykonałam w 2017 r., kiedy pierwszy raz pojechałam na Feria de Abril w Sewilli. Zrobiłam wtedy tylko kilka portretów. W tym roku postanowiłam tam wrócić i przygotować cały cykl. Jednak portret sióstr pozostał moim ulubionym.
Tytuł niezgodny z treścią artykułu.