Wszystkie drinki Madery

Początek
przeczytasz w mniej niż 5 min.

Kawa z winem, wino z piwem, piwo z lodami, wino z destylatem. Mieszkańcy Madery lubią łączyć napoje w zaskakujących kombinacjach

Zdjęcia: Julia Zabrodzka

W internecie znajduję listę aż piętnastu napojów, których trzeba spróbować na Maderze. Dużo, jak na wyspę o powierzchni mniejszej niż jedna czterechsetna Polski.

Domowy likier na skórkach mandarynek, który my nazwalibyśmy raczej nalewką; kawa cortadinho serwowana z winem i skórką cytryny; świąteczny Tim Tam Tum – wino madera z mocniejszym alkoholem, cukrem, rodzynkami, przyprawami i czarną herbatą; zaskakujący Pé de Cabra, w którym wytrawne wino lub maderę łączy się z ciemnym piwem i kakao. A do tego jeszcze rum, bimber z trzciny cukrowej, likier wiśniowy, cydr oraz piwa i napoje gazowane.

Madera, okręt flagowy Madery

Po raz pierwszy próbuję jej w siedzibie jednego z producentów. Nazwa madera nie pozostawia wątpliwości, co do pochodzenia trunku.

To wino wzmocnione, o zawartości alkoholu od osiemnastu do dwudziestu dwóch procent – wyjaśnia Diana, z którą zwiedzamy siedzibę firmy Blandy’s w XVII-wiecznym klasztorze. Budynek został kupiony przez rodzinę na początku XIX stulecia i od wtedy służy jako skład wina. – Nie mamy tu piwnic, ale poddasze – mówi przewodniczka, kiedy wspinamy się po schodach do kolejnych sali. – To ważne, bo madera lepiej i szybciej dojrzewa w cieple.

Blandy - jeden z głównych producentów madery

Proces ten zoptymalizowano przez przypadek. Portugalczycy, którzy osiedlili się na wyspie w XV wieku, szybko zajęli się produkcją wina, a beczki z trunkiem wysyłali statkami na europejski ląd. Morska podróż nie bardzo służyła winom, by je zakonserwować, zaczęto więc dodawać do nich mocniejszy alkohol. Gdy jeden ze statków z tak wzmocnionym winem wrócił na Maderę z niesprzedanym ładunkiem, ku zdziwieniu wszystkich okazało się, że długi rejs nadał winu wyjątkowo szlachetnego smaku.

Ów trunek, oznaczony jako vinho da roda, czyli taki, który odbył podróż w tę i z powrotem, szybko zyskał na popularności – wyjaśnia Diana.

Wysyłanie wina w rejs było jednak dość kosztowną procedurą, warunki panujące w ładowni odtworzono więc na lądzie. Kluczowe okazało się jej… przegrzanie. To właśnie wysoka temperatura uszlachetniła wino.

Dziś madera dojrzewa na poddaszach, grzejąc się w beczkach w temperaturze 40–50 stopni Celsjusza. Może tak leżakować przez dekady.

Na Maderze musisz przede wszystkim spróbować... madery

Mamy tu wino z 1950 roku. Im dłużej dojrzewa, tym staje się lepsze – przewodniczka wskazuje rząd drewnianych beczek. – W butelce proces ten już nie zachodzi. Ale póki jest zamknięta, maderę można przechowywać w nieskończoność – podkreśla.

Najstarsze butelki będące dziś na rynku pochodzą z końca XVIII wieku.

Wino z widokiem

Wzmocnione wina robiono na Maderze już setki lat temu, ale trunki stołowe zaczęto produkować niedawno – ta opinia zasłyszana w winnicach Quinta de Barbusano mnie zaskakuje. Zwłaszcza, że jak wynika ze słów przewodniczki, owo „niedawno” to przełom XX i XXI wieku.

W rzeczywistości zwykłe wino powstawało tu już dużo wcześniej. Jednak dopiero w ostatnich dwudziestu latach maderskie trunki zaczęły liczyć się wśród znawców alkoholi. By przekonać się o ich jakości, trzeba tu jednak przyjechać. Wina te bowiem niezwykle rzadko trafiają na europejski, a tym bardziej polski rynek.

Degustuję je w jednej z najpiękniej położonej restauracji, w jakich zdarzyło mi się być. Nie jestem nawet pewna, czy Quintę do Barbusano – przeszklony pawilon w dolinie São Vicente – można nazwać restauracją. Do trunków podają tu jeden jedyny zestaw: gotowane ziemniaki, szaszłyki wołowe nadziane na wawrzynowy patyk (espetada madeira) i sałatki. Do tego tradycyjny chlebek bolo de caco z masłem czosnkowym i pudding z marakui na deser.

madera, świat alkoholi

Dostajemy do spróbowania trzy białe wina, jedno różowe i dwa czerwone, w większości będące kupażami kilku szczepów winorośli. Trunki są dobre, ale tym, co ów posiłek czyni niezwykłym, są bez wątpienia widoki. Winiarnia położona jest wysoko na zboczu, otoczona winoroślą rosnącą na tarasach wyciętych w stoku. Monotonię soczystej zieleni przełamuje wieża kapliczki Nossa Senhora de Fátima na szczycie wzniesienia i odległe, biało-czerwone zabudowania miasteczka w dolinie rzeki.

Po obiedzie wybieramy się na wycieczkę po winnicy. Winorośl rośnie tu, tworząc baldachimy.

Sprzyja to większym zbiorom, a liście osłaniają winogrona od słońca – młoda przewodniczka pokazuje nam kiście. Faktycznie, słońce ma do nich ograniczony dostęp. Drugi rzucający się w oczy element to tarasy. Na stromych zboczach nie dałoby się bez nich sadzić roślin.

Smak tropików

Kiedyś na ponchę przyjeżdżało się tu, do Câmara de Lobos – wspomina Marta, gdy siadamy w barze w drugim pod względem liczby ludności mieście Madery. Zachowało ono nieco z klimatu rybackiej wioski. Poncha to ponoć właśnie napój rybaków, stąd nazwa jej najmocniejszej wersji – poncha à pescador, czyli „po rybacku”. Niektórzy uważają, że tylko ta jest prawdziwą maderską ponchą.

Dawniej nie było tych wszystkich dodatków. Jedynie bimber z trzciny cukrowej, cytryna i cukier. To była taka pre-Caipirinha – uśmiecha się przewodniczka.

Dziś przepisów na ponchę rybacką jest mnóstwo. W najprostszej wersji bimber zastępuje się rumem, a cukier – miodem. Jeśli do tych składników dodamy sok pomarańczowy, otrzymamy ponchę regional. Sok z mandarynek da nam ponchę tangerinę. Jest też wersja z marakują, gdzie sok cytrusowy zastępuje się nektarem z tropikalnego owocu. Nowe odmiany lokalnego drinka ciągle się mnożą. Któregoś dnia mijam tablicę reklamującą ponchę: truskawkową, z sokiem pomidorowym, z absyntem, a także czarną… Nie mam pojęcia, co może zawierać ta ostatnia – i chyba nie chcę wiedzieć.

Pierwszą ponchę próbuję na deptaku w Funchal, stolicy wyspy. Jeszcze nie wiem, czego się spodziewać. Dostaję papierowy naparstek. Okazuje się jednak, że trunek jest bardzo mocny i nie żałuję, że nie nalano go więcej. Drugi raz alkohol zamawiam w barze O Verdinho, również na deptaku. Tym razem stawiam na wersję marakujową – i nie żałuję. Jest przepyszna!

Wątek radziecko-brytyjski

Nikitę po raz pierwszy zauważam w przydrożnym barze w głębi wyspy. Popijając galão, czyli kawę z mlekiem, czy może raczej mleko z kawą (niezgodnie z miejscowym zwyczajem robię to po południu – Portugalczycy galão pijają wyłącznie rano), przyglądam się menu.

Nikita uchodzi, obok ponchy, za jeden z typowych maderskich drinków. Jej początków również należy doszukiwać się w Câmara de Lobos. Podobno mężczyzna, który wymyślił przepis, uwielbiał piosenkę Nikita Eltona Johna – stąd nazwa drinka. Przepis musiał ewoluować, bo dziś ma co najmniej dwie wersje. W pierwszej podstawą jest piwo, do którego dolewa się sok ananasowy i miksuje z lodami waniliowymi (choć dopuszczalne są też inne smaki). Druga to coś dla osób z mocniejszą głową. Do szklanki trafia piwo, wytrawne wino, kawałki ananasa i lody. Niektórzy dolewają jeszcze odrobinę rumu.

Nikity próbuję tylko raz, w Funchal. Jest pyszna, słodka i bardzo słaba, być może trafiłam więc na wersję, w której lody i sok ananasowy zdecydowanie dominują nad alkoholem. Sączę ją z widokiem na ocean – to połączenie wydaje mi się idealnym zwieńczeniem kilku spędzonych na Maderze dni.

Julia Zabrodzka

Fotografka, która czasem pisze o miejscach i ludziach. Publikowała m.in. w "Polityce", "Piśmie", "Kukbuku", "Wysokich Obcasach" i "The Guardian". Finalistka Grand Press Photo, nagrody im. Krzysztofa Millera "Odwaga patrzenia" i "Leica Street Photo". Najbardziej lubi pracować w Polsce i krajach hiszpańskojęzycznych.

Dodaj komentarz

Your email address will not be published.