Jesień jest stworzona do nadrabiania teatralnych zaległości. Podpowiadamy, na które spektakle warto zwrócić uwagę
„Król Lear”, reż. Grzegorz Wiśniewski, Teatr Narodowy, Warszawa
Po 25 latach Jan Englert wraca do postaci szekspirowskiego króla Leara. Tym razem, w spektaklu wyreżyserowanym przez Grzegorza Wiśniewskiego, kreuje go w sposób skrajnie minimalistyczny i oszczędny. Rola traktowana jest zresztą przez wielu krytyków jako podsumowanie i rozliczenie się z drogą artystyczną ponad już osiemdziesięcioletniego aktora.
Sztuka opowiadająca o rozpadzie i upadku porządku świata przybrała w Teatrze Narodowym wyjątkowo pesymistyczny i brutalny wymiar. Dodatkowo podkreśla go apokaliptyczna scenografia na ogromnej, anektującej pierwsze rzędy miejsc scenie. Wyciszony, powściągliwy, niemal majestatyczny sposób gry Englerta tworzy innego Leara, niż ten, do którego się przyzwyczailiśmy. To bohater upadły, który traci wszystko. Jego szamotanina ma nie tylko wymiar polityczny, ale jest przede wszystkim skazaną na porażkę próbą odnalezienia się w sytuacji, gdy twój własny świat dobiega końca. „Król Lear” w wydaniu Grzegorza Wiśniewskiego nie pozostawia widzom zbyt wiele nadziei. I być może właśnie dlatego tak głęboko na nas działa.
„Elizabeth Costello. Siedem wykładów i pięć bajek z morałem”, reż. Krzysztof Warlikowski, Nowy Teatr, Warszawa
Krzysztof Warlikowski powraca do fikcyjnej postaci Elizabeth Costello, stworzonej przez noblistę Johna Maxwella Coetzeego. Pisarz pojawia się zresztą na początku przedstawienia, grany przez Mariusza Bonaszewskiego.
Nowy, czterogodzinny spektakl Warlikowskiego jest – zgodnie z tytułem – ciągiem autonomicznych części, które nie do końca się tematycznie zazębiają. Ten labirynt znaczeń jest dość zagmatwany, nawet jak na szkatułkowy typ narracji, do którego przyzwyczaił nas reżyser Nowego Teatru. Przede wszystkim jednak, co jest jakąś nowością w jego sztukach, brakuje w nim tematycznej dominanty, a całość sprawia chwilami wrażenia nieco przegadanej. Zastrzeżeń nie można mieć natomiast do trzymającej niezwykle wysoki poziom grupy aktorskiej, z Magdaleną Cielecką, Andrzejem Chyrą czy Jackiem Poniedziałkiem na czele.
Zmieniając style i dynamikę opowieści Warlikowski tworzy historię o starości, przemijaniu oraz opresyjności relacji rodzinnych. W tle czai się temat pożądania, podmiotowości zwierząt i szeroko pojętego zła. Całość – choć zrobiona bardzo solidnie i doskonale zagrana – robi dość chłodne wrażenie i rzadko wzbudza większe emocje. Pomimo tego nadal pozostaje ważna – Warlikowski niezmiennie bowiem opowiada o sprawach wagi fundamentalnej.
„Niepokój przychodzi o zmierzchu”, reż. Małgorzata Wdowik, Wrocławski Teatr Pantomimy
Przytłaczająca opowieść o dojmującej samotności, śmierci i gasnących nadziejach, stworzona przez Małgorzatę Wdowik na podstawie głośnej książki Marieke Lucasa Rijnevada. Nie jest to spektakl dopracowany w każdym elemencie, pewne niedostatki, jak na ironię, wzmacniają jednak jego przekaz. I z pewnością nie jest to sztuka lekka. W zasypanej śniegiem farmie na pustkowiu Holandii rodzina po stracie tkwi w coraz bardziej zagęszczającej się rzeczywistości. Jątrzące się rany, ból i poczucie beznadziei stały się całą codziennością. Wszechobecna śmierć, zagubienie i trapiąca rodzinę depresja wyznaczają ramy świata po apokalipsie, a jego mieszkańcy przypominają plączące się w zagubieniu zombie. Chwilami można mieć zastrzeżenia do dramaturgii akcji, a chwyty symboliczne bywają nieco nadużywane. Jednak „Niepokój przychodzi o zmierzchu” pozostaje bardzo sugestywnym, poruszającym spektaklem, którego obrazy pozostają w głowie na długo po wyjściu z teatru.
„Genialna przyjaciółka”, reż. Ewelina Marciniak, Narodowy Stary Teatr Im. Heleny Modrzejewskiej W Krakowie
Ewelina Marciniak nie zdecydowała się na klasyczną inscenizację książki Eleny Ferrante i był to ruch słuszny. Koncentrując się nie tyle na etapach życia dwóch głównych bohaterek „Genialnej przyjaciółki”, co przyglądając się z uwagą rozgrywającymi się pomiędzy nimi emocjami oraz łączącej je relacji, reżyserka wyswobodziła się z dyktatu książkowej kolejności zdarzeń.
Jest w tym spektaklu sporo energii, tempa i kolorów, które skutecznie wciągają widza w toczącą się opowieść. Trzeba jedynie przyzwyczaić się do rysowanej dość grubą kreską inscenizacji. Gdy się ją już „kupi”, ujawnia ona sporo świeżości i humoru. Pomimo dynamicznej, nieco ironicznej narracji, Marciniak nie uchyla się od ważnych pytań. O to, jak zadbać o własną tożsamość, czy można zachować wewnętrzną niezależność i jaką postawę przyjąć wobec opresyjności rodziny lub społeczeństwa. Co nie oznacza, że z wszystkich pułapek reżyserka wychodzi obronną ręką. “Genialnej przyjaciółce” brakuje bowiem wyrazistości, a tempo przedstawienia przygasa w drugiej części, co pokazuje, że całość powinna być znacznie krótsza. Jednak obserwowanie, jak Marciniak szuka nowych dróg, kwestionuje zasady i swobodnie gra kliszami jest ciekawe i może nieść sporo satysfakcji.
