Co czytać w tym miesiącu? Książki lutego

przeczytasz w mniej niż 6 min.
co czytać w tym miesiącu

“Joga”, czyli zupełnie nieoczywista opowieść o medytacji, “Zachwyć się” kierująca ku stoicyzmowi i “Sztuka prowokowania” o skandalach w świecie sztuki

Emmanuel Carrère

Joga

Wydawnictwo Literackie, 2021

Chcieliście kolejnej książki o dobroczynnym wpływie jogi na życie? Poradnika o tym, jak dzięki wyginaniu się na macie i medytowaniu na specjalnej poduszce osiągnąć szczęście i radość? Garść haseł, które można powiesić na ścianie, by każdego dnia znaleźć motywację do „praktyki” i otoczyć siebie i świat kolejnymi „intencjami”? Jeżeli tak, to takie rzeczy nie z Emmanuelem Carrèrem. Francuski pisarz, choć zatytułował swoją najnowszą książkę „Joga”, stworzył dzieło będące zadziwiająco szczerym zapisem walki z własną bezradnością i rozpaczą.

Pisanie o jodze jest dziś wyzwaniem, któremu sprostać mogą tylko najwięksi twórcy. Ze starożytnej techniki samodoskonalenia, związanej z religijnym i filozoficznym systemem wierzeń, świat zachodni wyjął to, co najwygodniejsze. I najłatwiejsze do zrozumienia w naszym kręgu kulturowym. Resztę przejął rynek. W większości przypadków joga stała się fitnessem oraz zestawem mętnych porad serwowanych nam przez newage’owych guru oraz specjalistów od coachingu. W efekcie spora część tekstów dotyczących jogi staje się bełkotliwymi poradnikami duchowymi, każącymi rozprawiać się z każdą życiową niewygodą przez formułowanie intencji. A najlepiej przez zakupienie kilku gadżetów pozwalających dołączyć do społeczności „prawdziwych adeptów jogi”. Z kolei teksty trzymające się starożytnych źródeł, choć unikają coachingowej nowomowy, są hermetyczne. Potrafią zainteresować zaledwie garstkę pasjonatów.

Emmanuele Carrère prawdopodobnie zdawał sobie z tego sprawę. Jego plan napisania „pogodnej i subtelnej książki o jodze” nie bardzo więc mógł się udać.

I choć publikacja zaczyna się od reportażowego opisu odosobnienia medytacyjnego, ta narracja szybko się łamie. I płynie w kierunku coraz bardziej intymnej opowieści o doświadczeniu fizycznym (również seksualnym). A w końcu o coraz gorszym samopoczuciu psychicznym, załamaniu nerwowym, wpadaniu w spiralę cierpienia, pobycie w klinice psychiatrycznej, sesji elektrowstrząsów, kuracji litem. I próbach dojścia do siebie na greckiej wyspie.

Prawda, że to dość odległe od typowego obrazu jogi? Temat jogi (Carrère traktuje go szerszej, nie ograniczając się tylko do ćwiczeń fizycznych, ale też wliczając w niego medytację) przewija się jednak przez całą książkę, będąc jej lejtmotywem. „Joga” jest przy tym grą z konwencjami i gatunkami literackimi: mamy tu reportaż, esej, dziennik, autobiografię. Sam tekst nieustannie się przeobraża i formułuje od nowa. Podobnie zresztą, jak definicje i rozumienie jogi bądź medytacji.

By napisać taką książkę i przy tym nie polec, trzeba doskonałego pisarskiego kunsztu. Carrère nim dysponuje. Dzięki obranej metodzie pisania, uwalnia książkę od ezoterycznych wtrętów, porad dotyczących samorozwoju, taniego motywowania i poklepywania czytelników po ramieniu. Owszem, jest tu trochę porad, by zamiast „prowadzić praktykę”, dostrzegać wartość zwykłych codziennych zajęć (w tym seksu), ale nie ma też pocieszeń czy obietnic.

W intymnej relacji Francuz mówi: miałem w życiu okresy niekończącego się cierpienia i praktykowanie jogi w żaden sposób mnie od nich nie uchroniło. Teraz jest lepiej, ale nie ma też żadnej gwarancji, że będzie już tak zawsze. Wielka zasada naprzemienności, znana każdemu joginowi czy buddyście, każe bowiem się spodziewać, że po każdym okresie spokoju pojawi się czas potrafiący przerazić. W tej książce Carrère jest szczery do bólu.

Marcin Fabjański

Zachwyć się!

Znak Literanova, 2022

To kolejna w tym zestawieniu książka o medytacji, tym razem mówiąca przede wszystkim o jej filozoficznym aspekcie. Więcej tu więc rozważań o samej istocie medytowania, niż wskazówek, ile minut i w jakiej pozycji siedzieć na poduszce w pozycji półlotosu.

Zdaniem Marcina Fabjańskiego, który spędził niezliczoną liczbę godzin na odosobnieniach w klasztorach rozrzuconych po różnych zakątkach świata, najlepszą drogą do osiągnięcia życiowej uważności jest pozwolenie, by medytacja wsączyła się po prostu w nasze życie. Przy takim założeniu, wymuszanie tego stanu technikami polegającymi na przesiadywaniu w niewygodnej pozycji lub usilnym stosowaniu przeróżnych metod pozwalających opanować chaos myśli, jest drogą prowadzącą w ślepy zaułek. Autor dystansuje się od podręczników, radzących w jaki sposób wytrwać w wielogodzinnym bezruchu. Zauważa przy tym, że greccy i rzymscy stoicy prowadzili medytacyjne życie, a nikt nie widział, żeby siedzieli bez końca w półlotosie.

Kluczowe jest nauczenie się kierowania uwagi ku rzeczom i sprawom pozwalającym żyć w sposób dobry. Medytacja jest dla Fabjańskiego przede wszystkim świadomym prowadzeniem uwagi w wybranym kierunku.

Filozof nie ukrywa przy tym, że to nie jest droga, którą da się przejść szybko i to wykorzystując jedną technikę. To trening, który może przynieść skutek tylko wtedy, gdy uczynimy z niego element codziennego życia. Każdy dzień składa się bowiem z setek lub tysięcy chwil, w których mamy wybór pomiędzy medytowaniem a niemedytowaniem. Wybór, który prowadzi albo do życia kontemplacyjnego, albo „narracyjnie rozstrojonego”. Jak pisze Fabjański: nie wystarczy używać technik medytacyjnych, trzeba prowadzić medytacyjne życie. Jeżeli więc przez cały dzień będziemy tkwić w rozproszeniu uwagi, a wieczorem spędzimy nawet trzy godziny na medytacyjnej poduszce, co najwyżej uświadomimy sobie, jak wiele brakuje nam do medytacyjnego życia.

Takie podejście ułatwia uniknięcia pułapek zastawionych na nas przez szeroko pojęty rynek. Wszystkie gadżety, maty, poduszeczki, kursy, detoxy, itp. tracą nagle rację bytu. I choć Fabjańskiemu zdarza się w książce wpadać chwilami w nieco zbyt podniosły ton („życie to propozycja, którą złożył mi Kosmos”), a zestaw ćwiczeń-etiud wydaje się być zbędnym jednak ukłonem dla osób poszukujących poradnikowych konkretów, zmiana perspektywy, z której patrzy na medytowanie jest niewątpliwą wartością tej książki.

Marta Motyl

Sztuka prowokowania

Wydawnictwo Lira, 2021

Po wydanej w 2020 roku świetnej „Sztuce podglądania”, Marta Motyl napisała jej kontynuację. W Sztuce prowokowania odchodzi nieco od tematyki erotycznej omawianych obrazów. Bierze na celownik dzieła, które w momencie powstania (a czasem dopiero wiele lat później) budziły wśród odbiorców gorące emocje, zgorszenie, wstyd, czasem wściekłość i złość. Oczywiście wątki erotyczne też się tu pojawiają. Wszak spojrzenie artystów na seksualność jest wciąż jednym z najpewniejszych sposobów, by wzbudzić kontrowersję i prowokować.

Od tego typu odważnych scen zaczyna się zresztą książka Motyl. Olimpia Maneta, Sztuka postkonsumpcyjna Natalii LL czy Panny z Awinionu Picassa to jawna opowieść o seksie, zmysłowości i hedonizmie. Za chwilę jednak pojawiają się analizy dzieł stojących od erotyki daleko: Krzyk Muncha, Czarny kwadrat na białym tle Malewicza czy Impresja, wschód słońca Moneta.

Okazuje się bowiem, że to nie nagie ciała i bezwstydne gesty potrafiły wzbudzić największe emocje i protesty.

Choć dziś wydaje nam się to nieco śmieszne, ale pierwsze dzieła impresjonistów potępiane były jako przykład artystycznej niemocy i niedostatku warsztatowego. Niewinne pejzaże Moneta wzbudzały dziką wściekłość i oburzenie. Przeciwnicy impresjonistów nie mogli bądź nie chcieli pojąć, że ci przemyśleli tę estetykę. Uważali, że zwyczajnie nie mieli oni stosownych zdolności i nie posiedli znajomości techniki, żeby dokończyć „szkice” – pisze Marta Motyl.

Autorka pochyla się nad wybranymi dziełami, naświetlając historię ich powstania, ale też szukając odpowiedzi, dlaczego zostały uznane za prowokację. Jej zestawienie pokazuje, iż w większości przypadków intencje artystów były zupełnie niewinne. I choć Marcel Duchamp wystawiając w 1917 roku pisuar jako Fontannę z pewnością chciał wzbudzić kontrowersje, Munch czy Monet narazili się odbiorcom tylko tym, że stworzyli coś nowatorskiego, jeszcze szerzej nieznanego. Pokazuje to, jak dalece odbiór sztuki jest nieprzewidywalny.

Motyl, będąca powieściopisarką, ale też historyczką sztuki, gładko snuje opowieści o analizowanych dziełach, chwilami nie szczędząc przy tym kąśliwości, ale też humoru. Dzięki temu jej teksty czyta się dobrze, tym bardziej, że ich autorka nie ma żadnych ambicji pedagogicznych. W esejach pozostawia spory margines na różnorodność interpretacji. Stawia czasem pytania nie szukając na nie odpowiedzi. Mnoży wątki pokazując jak bardzo zmiennym i różnorodnym może być kontekst, w którym dane dzieło funkcjonuje.

Liczymy na kolejne tomy z tej serii o sztuce.

Travel Magazine

Travel Magazine to kreatywny i kulturalny magazyn o świecie. Podróżowanie jest jedną z form opowiadania.

Dodaj komentarz

Your email address will not be published.