słoiki z miodem stojące na stole

Dlaczego miód to najlepsza pamiątka z podróży

Początek
przeczytasz w mniej niż 2 min.

Miód powie nam o danym miejscu dużo więcej niż turystyczna pamiątka

fot. Amelia Bartlett/Unsplash

Buszuję właśnie w kuchni, szukając czegoś, co mój zmęczony pracą mózg mógłby uznać za odpowiedni zastrzyk energii i trafiam na opróżniony w połowie słoik miodu.

Zanurzając w nim łyżkę, myślę sobie o tym, że miód – obok magnesów na lodówkę – jest produktem, który można dostać w zasadzie w każdym zakątku świata. W porównaniu z magnesami, jest jednak większa szansa, że będzie pochodzić z miejsca, które właśnie odwiedzacie (pomijając Grenlandię i obszary za kołem podbiegunowym). Magnesy w przeważającej mierze powstają w chińskich fabrykach, skąd wędrują na cały świat. Owszem, miód też bywa chiński, ale ten trafia raczej do masowej sprzedaży w dużych sklepach. Jeżeli obok wioski czy miasteczka masz własne pasieki, nie opłaca ci się ściągać dużych dostaw z Azji.

Oczywiście miód ma też dodatkowe zalety, w porównaniu z innymi rzeczami, które przywozi się z podróży do domu. Łatwo się go przechowuje. Ma długi okres przydatności do spożycia. Będzie cieszył podniebienie przez miesiące, ale nie utknie też w szafie na zawsze, jak wiele mniej przemyślanych podróżniczych zakupów. Prędzej, czy później w końcu go przecież zjesz. Większość osób go lubi, więc można go też traktować jako prezent. No i jest zdrowy.

Miód, zbierany przez ludzkość przynajmniej od neolitu, ma też dużo głębszą symbolikę niż kawałek plastiku przylepionego do magnesu. Jest wyrazem mającej tysiące lat kultury. Oraz symbolem naszego głębokiego związku z pszczołami i naturą.

Z punktu widzenia podróżnika słodki nektar ma też dodatkową wartość: niesie w sobie opowieść pszczelarza, jego własną historię i wypracowane metody pracy. Miód powie nam o danym miejscu dużo więcej niż turystyczna pamiątka.

Kiedyś, gdy spędzałem zimę na Krecie, zaprzyjaźniłem się z niebo burkliwym Grekiem, który miał małą pasiekę. Woził drewniane ule półciężarówką w góry, gdzie było więcej ziół i kwiatów. Gdy byłem na wyspie, jego pszczoły hibernowały akurat czekając na wiosnę, ale mój znajomy miał wciąż nieco miodu ze zbiorów jesiennych. Dawał mi go w małych, lepiących się słoikach, z etykietką pisaną długopisem. Miód był słabo odwirowany, pływały więc w nim jakieś drobinki z pszczelego świata, którym wolałem się bliżej nie przyglądać (choć jego smak był bez zarzutu). Po prostu, mój darczyńca stawiał dopiero pierwsze kroki w pszczelarstwie. Wciąż się uczył, miał niewiele sprzętu. Jego miody pewnie nie mogłyby więc trafić do masowej sprzedaży. Ich niedoskonałość czyniła je jednak dużo ciekawszymi. Była niczym osobista pieczęć pszczelarza. Jak jego odręczny podpis.

Pszczele słodkości mogą stać się zresztą czymś w rodzaju esencji regionu. Z każdego miejsca miód będzie przecież nieco inny.

W Jordanii pszczoły latające wokół kwiatów ciernistych pustynnych roślin produkują miody pikantne, w Jemenie dostaniesz jedwabisty produkt o konsystencji masła. Te greckie są esencjonalne, bardzo gęste, odparowane przez letni upał. Mają smak i zapach tymianku lub rozmarynu.

Te niepozorne słoiczki pełne słodkości niosą więc ślady miejscowej kultury, historie ludzi i społeczności, wyjątkowość. Czyli dokładnie to, co powinna mieć w sobie idealna pamiątka z podróży.

Michał Głombiowski

Redaktor naczelny Travel Magazine. Dziennikarz, autor książek podróżniczych. Od ponad 20 lat w podróży, od dwóch dekad utrzymuje się z pisania.

Dodaj komentarz

Your email address will not be published.