W swojej najnowszej książce Kieżun opowiada jak zakochał się w Stambule – pięknym i fascynującym, ale też trudnym mieście
Stambuł do zjedzenia to trzecia po Italii… i Portugalii… książka Bartka Kieżuna. Jest równie zachęcająca do gotowania oraz podróżowania co poprzednie, ale Włochy i Portugalię znam, a w Stambule nigdy nie byłam. Okoliczności nie sprzyjają teraz podróżowaniu, więc tym większe ta książka obudziła we mnie tęsknoty.
Kieżun opowiada jak zakochał się w tym pięknym, fascynującym, ale też czasem trudnym mieście. Mieście, które pachnie pieczonymi kasztanami, korzennymi przyprawami i morskim powietrzem. Leżącym na styku kontynentów i kultur. Tajemniczo orientalnym i zarazem nowoczesnym. Ukształtowanym przez wielowiekową historię i wpływy przede wszystkim islamu i chrześcijaństwa. Ta wielokulturowość oraz zdolność do przyswajania różnych tradycji kulinarnych wytworzyły fascynującą kuchnię. Łączącą cechy bliskowschodnie i śródziemnomorskie, ale też wykorzystującą nieoczywiste zestawienia smaków i aromatów.
Kieżun prowadzi nas krętymi uliczkami Stambułu, przez targi, sklepiki, piekarnie, restauracje, kawiarnie. Poprzez meczety, minarety, kościoły i muzea. Pokazuje nam stambulskie kulinarne szlaki i sprawdzone adresy.
Oprowadza po miejscach, które w taki czy inny sposób go zachwyciły lub zrobiły na nim wrażenie. Z każdym, przy którym się zatrzymujemy, i które Kieżun opisuje, łączy się jeden przepis. Inspiracją do niego jest albo samo miejsce, albo związane z nim historie, opowieści, postaci historyczne. Receptury nie są skomplikowane, potrzebne do nich składniki w większości bez problemu kupimy w Polsce. Poszukiwań może wymagać co najwyżej charakterystyczna dla tureckiej kuchni, pikantna pul biber, czyli papryka z Aleppo, średnio ostra, wysuszona na słońcu i pokruszona na drobne kawałki.
Wśród propozycji potraw, oprócz klasyków takich jak sałatka z opiekanego bakłażana, kofte czy lahmacun, znajduje się sporo pomysłów na wypieki (chałka z migdałami, bułeczki z koperkiem i czarnuszką oraz rozmaite ciasteczka na podwieczorek) i łatwe w wykonaniu desery (sernik San Sebastian czy labne z pieczonymi morelami).
Autor podsuwa też czytelnikom mnóstwo ciekawostek. Dzięki nim poznamy historię kawy i sposobu parzenia jej po turecku. Dowiemy się, że tulipany mają więcej wspólnego z Turcją niż z Holandią oraz jak późno w kuchni tureckiej pojawiły się pomidory, które dziś tak bardzo z nią kojarzymy.
Opowieściom, wskazówkom i wspomnieniom towarzyszą zdjęcia autorstwa Kieżuna. Przedstawiają miasto i jego mieszkańców, wszędobylskie stambulskie koty, wody i brzegi Bosforu, zabytki, targowiska, kolory, faktury, detale (w szczególności pięknych ornamentów i wielobarwnych dywanów) i – rzecz jasna – jedzenie. Wszystko to składa się na piękną książkę, która bardziej niż pozycją kulinarną jest po prostu podróżą po fascynującym kraju.
