Jest jednym z najsłynniejszych pomników w Szwajcarii, ale od początku budził kontrowersje
Ma dziesięć metrów długości i sześć szerokości i co roku przyciąga niemal półtora miliona zwiedzających. Kamienny Lew Lucerny powstał ponad dwieście lat temu w hołdzie Szwajcarom broniącym francuskiego króla. Jest jednym z piękniejszych, choć też smutniejszych, lwich posągów i niemal od momentu powstania budzi kontrowersje.
Rzeźbiarz przedstawił dumne zwierzę w momencie agonii.
Jego przedni łapa opiera się na tarczy z symbolami francuskiej monarchii, obok leży godło ze szwajcarskim krzyżem. Artysta wykuł rzeźbę w skalnym zagłębieniu na obrzeżach starego miasta. Zwierzę, przebite ułamaną włócznią, właśnie umiera.
Na pomniku umieszczono też kilka inskrypcji: łaciński napis Helvetiorum fidei ac Virtuti(Wierności i męstwu Szwajcarów); daty, także po łacinie; lista 26 nazwisk; oraz dwie cyfry rzymskie, DCCLX (760) i CCCL (350). Rzeźba upamiętnia kluczowy moment rewolucji francuskiej: zdobycie Pałacu Tuileries przez uzbrojonych powstańców 10 sierpnia 1792 r. Wydarzenie to doprowadziło do upadku króla, zakończenia po blisko tysiącu lat monarchii i do przewrotu, którego skutki odczuwamy w Europie do dziś.
Szwajcarski punkt widzenia jest jednak nieco inny. Rezydenta królewskiego pałacu, Ludwika XVI, broniła bowiem najemna Gwardia Szwajcarska. W wyniku ataku przeważających sił rewolucyjnych, helweccy oficerowie musieli skapitulować. Dane umieszczone na pomniku sugerują, że tego dnia zginęło 750 szwajcarskich gwardzistów, a 350 udało się przeżyć.
Lew Lucerny powstał na zlecenie pochodzącego z Lucerny Karla Pfyffera von Altishofena, oficera, który należał do Gwardii Szwajcarskiej, ale w dniu obrony pałacu królewskiego akurat przebywał w Lucernie na urlopie. Nie mogąc się pogodzić ze śmiercią współtowarzyszy, w 1819 roku, ćwierć wieku po wydarzeniach we Francji, opublikował książkę na temat tamtej bitwy. Spory odzew na tę publikację skłonił Pfyffera do zorganizowania publicznej zbiórki pieniędzy, głównie w konserwatywnych kręgach katolickich, by opłacić pomnik. Autorem projektu został Bertel Thorvaldsen, a wykonawcą Lukas Ahorn.
Dzisiejsi historycy nie mają jednak większych wątpliwości, że książka Pfyffera von Altishofena jest bardziej hagiografią niż obiektywną relacją.
Historię zmanipulowano tak, by pasowała do narracji o Gwardii Szwajcarskiej zmasakrowanej przez rewolucjonistów. Wątpliwości budzi m.in. liczba poległych Helwetów, która została prawdopodobnie znacznie zawyżona. Najnowsze badania sugerują, że zabitych było około trzysta, a nie niemal osiemset osób. Straty po obu stronach mogły być podobne, co byłoby sprzeczne z teorią o masakrze gwardzistów.
Kontrowersje budzi także – nawet współcześnie – wizerunek Szwajcarii, jaki został symbolicznie przedstawiony przez artystę. Umierający lew gloryfikuje bowiem konserwatywną, antyrewolucyjną Szwajcarię popierającą system monarchistyczny w jej najbardziej antyludowym wydaniu. Liberalni Szwajcarzy uważali też, że pomnik przypomina o bliskich związkach z obcym mocarstwem, w czasach gdy próbowano stworzyć podwaliny pod niepodległość kraju.
Kontekst historyczny pomnika staje się co jakiś czas problemem dla władz miasta.
Postrzegany jako symbol kontrrewolucji, Lew Lucerny stał się punktem zbornym skrajnie prawicowych ruchów w latach czterdziestych XX wieku. Podobną rolę miejsce to odegrało w latach 1989–1992. Wówczas ogólnokrajowe głosowanie w sprawie przystąpienia Szwajcarii do Europejskiego Obszaru Gospodarczego wywołało spory i protesty. Od tego czasu władze miasta zrobiły wiele, by uniknąć podobnych sytuacji. W parku, w którym znajduje się rzeźba zabroniono zgromadzeń publicznych. Wokół pomnika umieszczono sporo informacji tłumaczących kontekst jego powstania. Obok stawu zaś, który jest dla rzeźby naturalną scenerią, regularnie organizowane są koncerty. Ma to sprawić, że miejsce kojarzone będzie z kulturą i rozrywką, a nie politycznymi sporami.
Niezależnie od trudnej historii oraz poglądów, miejsce jest jedną z największych atrakcji turystycznych w mieście i kraju. Każdego roku odwiedza je niemal półtora miliona osób. Większość z nich nie zdaje sobie sprawy z kontrowersji, jakie wywoływał pomnik i podziwia po prostu piękno rzeźby. I tylko niektórzy potrafią dostrzec, że wnęka wykuta w skalnej ścianie, w której znajduje się pomnik, ma kształt przypominający sylwetkę dzika. Jak głosi niepotwierdzona opowieść, rzeźbiarz nadał jej tą formę w odwecie za marne wynagrodzenie za swoją pracę.