Siedziałam z niedawno poznanym Grekiem przy barze plażowej knajpy, patrząc na wschodzący księżyc i rozprawiając o słowach
Nie mogłam uwierzyć w to, co widzę, choć powinnam była się tego spodziewać. Najmniej zaskakująca rzecz z możliwych. Pewna jak to, że wschodzi słońce. Księżyc przecież też wschodzi. Połowa jego czerwonej tarczy zajmowała niemal całą widoczną linię horyzontu. Reszta była jeszcze ukryta, choć jej odbicie w morskiej wodzie już migotało zapowiedzią całości.
– Fengari – powiedział Michalis, z namaszczeniem wskazując palcem, jakby po raz pierwszy w życiu nazywał księżyc.
– Lubię to słowo – przyznałam, choć moja antyczna dusza wolałaby nazywać księżyc Selene. Michalis się ożywił.
– Fengari to jedno z dwóch moich ulubionych słów. Drugie to Teufel, „diabeł” po niemiecku. Ich brzmienie zdaje się oddawać esencję tego, o czym mówią.
– Dla mnie Teufel brzmi jak przykrywka do rondelka.
– To prawie to samo – Michalis roześmiał się – Diabeł też przychodzi pod przykrywką.
Siedziałam z niedawno poznanym Grekiem przy drewnianym barze plażowej knajpy, z kieliszkiem czerwonego wina w dłoni, patrząc na wschodzący księżyc i rozprawiając o słowach.
Wcześniej Michalis opowiedział anegdotkę o tym, jak trafił na Kretę. Był na festiwalu filmowym w Atenach, gdzie dostał główną nagrodę za muzykę do filmu. Poszedł świętować, upił się i poniosła go fantazja. Zamiast wrócić do domu pojechał na lotnisko i kupił bilet na Kretę. Wylądował tylko z kartą kredytową i w garniturze. Na miejscu zaopatrzył się w szorty i koszulkę – pomarańczową polo z niebieskim kołnierzykiem. Zamieszkał na plaży koło Lentas. Tak jak wielu innych, którzy nocowali pod gwiazdami lub w bambusowych domkach, nie lubił chodzić w ubraniach i nie zawracał sobie głowy niczym więcej prócz bycia.
Jego historyjkę puściłam mimo uszu. Pomyślałam, że chce zrobić na mnie wrażenie. Opieraliśmy bose stopy o podnóżki barowych hokerów i snuliśmy opowieść o diabłach i ich sztuczkach.
Jakiś czas później moją uwagę przykuła telewizyjna relacja z festiwalu filmowego w Atenach. Był tam Michalis w garniturze i jego nagroda. Tym razem uwierzyłam w tę historię, choć nie powinnam była spodziewać się, że zobaczę ją w polskiej telewizji. Nie zyskała ona jednak na prawdziwości. Pozostała nic nieznaczącym majakiem. W przeciwieństwie do realności czerwonego księżyca, który tamtego sierpniowego wieczoru migotliwie odbijał się w tafli wody, zadając pytania o prawdę kryjącą się pod przykrywką.
Słowa czeszą znaczenie w umyśle.. odkrywanie, co jest pod przykrywką.. oczywiste/nieoczywiste. Do tego, czy to nie fascynujące, znaleźć się gdzieś „tylko z kartą kredytową” 😉 ?
Magdaleno, fascynujące jest znaleźć się gdzieś bez karty 😛