Zapach pieczonych kasztanów u tysięcy ludzi budzi świąteczną nostalgię
Kasztany piekące się na otwartym ogniu, Jack Mróz szczypiący w nos, bożonarodzeniowe kolędy śpiewane przez chór, i ludzie przebrani za Eskimosów – śpiewa w świątecznym szlagierze Nat King Cole (należy wybaczyć mu tych Eskimosów, pamiętajmy, że utwór został napisany w 1946 roku).
Amerykanie nie wyobrażają sobie Świąt bez kasztanów. Od listopada do stycznia na ulicach miast pojawiają się wózki spowite zapachem piekących się kasztanów. W tradycyjnych bożonarodzeniowych daniach, te owoce też się pojawiają – chociażby jako farsz do indyka. Przez trzy miesiące na amerykański rynek trafiają kasztany o wartości 20-40 milionów dolarów!
Co ciekawe, większość z nich dociera do Ameryki z Włoch. Italia jest jednym z czołowych dostawców kasztanów na świecie (jeżeli chcecie poznać tradycyjnych zbieraczy, wybierzcie się do wioski Roccadaspide w gminie Salerno). Amerykańskie kasztanowce wytrzebił niemal doszczętnie na początku XX wieku grzyb przywleczony z Azji. Zginęły wówczas ponad 4 mld drzew. Paradoksalnie więc, w kraju, w którym konsumowane są ogromne ilości kasztanów, rośnie ich stosunkowo niewiele. Odbudowa nasadzeń postępuje powoli, a USA ma dziś tylko jeden procent udziału w światowym rynku producentów kasztanów. Liderem pozostają Chiny. Smakosze bardziej cenią jednak kasztany z Europy, które w dużej mierze pochodzą nie z upraw, lecz dziko rosnących drzew. Nie są one ani nawożone, ani pryskane pestycydami.
Przez długie lata pieczone kasztany kojarzyły mi się wyłącznie z serialem o Hansie Klossie.
„W Paryżu najlepsze kasztany są na placu Pigalle” – brzmiało hasło, które podawał łącznik. „Zuzanna lubi je tylko jesienią” – odpowiadał Kloss. Gdy oglądałem w dzieciństwie „Stawkę większą niż życie”, nie bardzo jeszcze wiedziałem, o co chodzi z tymi kasztanami. Te rosnące w Polsce są niejadalne, a w sklepach towaru z zagranicy w zasadzie nie było. Pomysł, że kasztany można jeść – i że gdzieś są na dodatek najlepsze – wydawał mi się egzotyczny. Podobnie zresztą jak Paryż i plac Pigalle…
Przeczytaj też:
Owoce kasztanowca nie kojarzą się więc w naszym kraju z Bożym Narodzeniem. To nie jest smak i aromat, który może wywołać u nas falę ciepłej nostalgii. Zresztą, nawet w krajach, gdzie od dawna się je spożywa, wywołują one mieszane odczucia. Dla jednych są synonimem Świąt, dla innych – trudnych czasów. Kasztan jadalny, znany ludziom jako pożywienie od przynajmniej czterech tysięcy lat, wielokrotnie ratował nam życie, gdy zima się przedłużała, a zapasy topniały. Owoce kasztanowca mają dwa razy więcej skrobi niż ziemniaki i potrafią dodać sił. Bywało, że na przednówku stawały się niemal jedynym dostępnym pożywieniem. Wielu pokoleniom we Włoszech, Francji, Hiszpanii czy Portugalii kojarzą się więc nie ze świątecznym biesiadowaniem, lecz z trudnymi czasami i kulinarną monotonią.
Dla mnie kasztany są synonimem zimowych podróży. Kojarzą mi się z miejscami, w których bywałem, i w których na nie trafiałem. Porto, Madryt, Rzym, Bazylea, Paryż… Rozstawione na chodnikach wózki, bożonarodzeniowe jarmarki, sezonowe dania w restauracjach.
Owoce te łatwo poddają się obróbce. Można je gotować, grillować, piec, dusić, tłuc czy mielić (spróbuj przyrządzić z mąki kasztanowej makaron lub gnocchi). Bywają składnikiem farszów, trafiają do gulaszów. W tym drugim przypadku świetnie sprawdzają się z dziczyzną (ale najlepiej dodawać je do potrawy w ostatnich dwudziestu minutach gotowania, gdy sos jest już trochę zredukowany). Osobny rozdział to kasztany w cukiernictwie. Robi się z nich musy i torty oraz słynne marron glacé, czyli kasztany kandyzowane.
Najbardziej lubię je jednak w najprostszym wydaniu. Kupione na ulicznym stoisku, wrzucone do rożka ze zwiniętego papieru, wypieczone na ogrzewanej ogniem blasze. Dzięki pieczeniu twarde osłonki owoców robią się elastyczne i łatwiej je zdjąć (choć wcześniej muszą być lekko nacięte).
Obieranie gorących kasztanów jest nieodłączną częścią rytuału. Parzenie sobie palców do niego należy i trzeba je po prostu znosić. Po kilku chwilach podważania łupinek i chuchania na zaczerwienione opuszki palców zostajesz w końcu nagrodzony delikatnym smakiem i tą wyjątkową jedwabistą konsystencją – najlepszym lekarstwem na chłód i melancholię jesienno-zimowych dni.
Jak upiec kasztany w domu:
Rozgrzej piekarnik do 180-200 st C (z termoobiegiem). Ostrym nożem zrób nacięcie na płaskich bokach kasztanów. Upewnij się, że przecinasz łupinkę, a nie skórkę wewnątrz. Ułóż kasztany na blasze, tak by leżały obok siebie, niezbyt ciasno. Piecz przez około 30 minut, aż łupinka w miejscu nacięcia zacznie odchodzić. Wyjmij z piekarnika. Poczekaj, aż trochę ostygną. Gdy ich temperatura pozwala brać je w ręce, obierz je ze skórki. Następnie usuń wewnętrzną brązową membranę. Podawaj od razu lub posiekaj bądź zmiel, jeżeli potrzebujesz ich do jakiegoś dania.