Robert Bye AZlNGxZ0g5k Unsplash 1 1

Jak doświadczyć w podróży prawdziwego zachwytu

Początek

Podróżowanie jest nieustanną pogonią za tym, co nieuchwytne

Fot. Robert Bye / Unsplash

Czy w świecie, w którym wszystko znamy i wszystko już widzieliśmy, można się jeszcze czymś zachwycić? Nie mam na myśli poczucia zadowolenia czy satysfakcji, które w podróżach często nam towarzyszy (szczególnie po dobrym posiłku), ale głębokie, emocjonalne odczucie połączenia z rzeczywistością. Rodzaj radosnego uniesienia, moment zapomnienia o sobie samym i swoim życiu. Węgiersko-amerykański psycholog Mihály Csíkszentmihályi nazywał tego typu uczucia „przepływem”. To całkowite zatopienie się w chwili oraz pełne zaangażowanie w wykonywaną czynność. Uważał, że taki stan, mieszczący się pomiędzy euforią a satysfakcją, jest jednym z podstawowych wyznaczników szczęścia.

Im dłużej żyjemy, i im więcej doświadczeń zbieramy, tym o uczucie zachwytu trudniej. Dzieciom przychodzi to jeszcze dość łatwo. Później sprawy się komplikują, choć sporo zależy tu od osobistych predyspozycji i charakteru. Są ludzie, którzy wpadają w zachwyt wychodząc do własnego ogródka lub spacerując po podmiejskim lesie. I to uczucie jest równie głębokie, jak podczas nurkowania na Filipinach czy obserwowania tysięcy antylop przemierzających afrykańskie sawanny.

Większość z dorosłych takie przebłyski ma jednak sporadycznie. Z pewnością nie pomaga fakt, że wszystko już znamy.

Byliśmy już w tak wielu miejscach, że zlewają się nam one w jedną masę. A jeżeli gdzieś jeszcze nie byliśmy, z pewnością widzieliśmy już setki zdjęć i filmików. Nie da się już nas niczym zaskoczyć. Machu Picchu, Angkor Wat, domki trulli w Apulii – czy naprawdę mogą być jeszcze dla kogoś niespodzianką?

Kiedy rozmawiam ze znajomymi, którzy często podróżują, zaskakująco często dochodzimy do wniosku, że wiele z naszych wyjazdów okazuje się dość bezbarwna. Bywa przyjemna, nawet radosna, ale nie budzi zachwytów. A im większe mamy oczekiwania, tym zazwyczaj większe rozczarowania. Jeżeli coś trafia na naszą „wymarzoną” listę – np. zobaczenie zorzy polarnej – istnieje duże prawdopodobieństwo, że gdy uda nam się ten punkt wreszcie „zaliczyć”, poczujemy co najwyżej trochę satysfakcji, która na dodatek szybko zgaśnie.

Ten mechanizm dotyczy nie tylko podróżowania, ale życia w całym jego zakresie. Mamy wdrukowaną w DNA potrzebę ciągłego poszukiwania czegoś nowego. I nie bardzo potrafimy nad tym zapanować. Trudno nam poczuć pełne zadowolenie z tego, co mamy lub akurat przeżywamy. Zdarza się więc, że wyruszamy w „podróż życia” trwającą kilka miesięcy czy pół roku i choć wszystko wydaje się niesamowite, widzimy cudowne miejsca, spotykamy ciekawych ludzi, to jednak poczucie głębokiego zachwytu pojawia się zaledwie raz czy dwa. A może nawet nie pojawia się wcale.

Z drugiej jednak strony, być może na tym polega jego wartość. Czy gdyby dało się je wywołać na zawołanie, wciąż byłoby tak cenne? Czy to właśnie nieuchwytność nie czyni z tych emocji czegoś wyjątkowego?

W jakimś sensie wyruszenie w podróż jest więc próbą uchwycenia tego, co w samej swojej naturze jest efemeryczne. Opuszczamy nasz dom, mając nadzieję, że może tym razem się uda i choć przez moment poczujemy to, co czuliśmy będąc dziećmi lub podczas pierwszych naszych wyjazdów.

Często jednak zbaczamy przy tym na mielizny, ulegając społecznej presji i zapominając o własnych potrzebach. Jednym z problemów mediów społecznościowych jest to, że nie tylko mówią nam, gdzie mamy jechać, ale też, jak powinniśmy się tam czuć. A spróbujcie poczuć zachwyt, gdy obok tłoczą się dwa tysiące innych osób, które akurat śledzą te same konta na Instagramie co Wy. Spróbujcie poczuć jedność ze światem, zamarzając za kołem podbiegunowym, bo pojechaliście tam kierując się poleceniem influencerów, chociaż przecież nienawidzicie zimna.

Chwil zachwytu nie da się wymusić. Tak, jak nie da się na siłę zakochać albo zacząć być wierzącym.

To musi zadziać się samo i nie mamy wiele w tym temacie do powiedzenia. Możemy jednak zadbać o okoliczności, w których prawdopodobieństwo pojawienia się tego uczucia jest większe.

Zastanawiałem się, co mógłbym do nich zaliczyć. Kiedy przypominam sobie momenty głębokiego zachwytu, jakie przeżywałem w podróżach, trudno mi stworzyć precyzyjny schemat. Ale mogę wyłapać pewne powtarzające się wzorce.

Częściej przeżywałem zachwyt będąc w naturze niż w mieście. Zadziwiająco często te momenty nie były związane z przebywaniem w najbardziej znanych i ikonicznych miejscach. Zdarzały się raczej w dość prozaicznych przestrzeniach. Część z nich trudno mi już dziś nawet zlokalizować. Łatwiej mi o głębokie emocje, gdy jestem sam lub w towarzystwie ważnej mi osoby. Grupy, nie mówiąc już o tłumach, sprawiają, że zachwyt pęka niczym bańka mydlana. Wysoko na liście umieściłbym też bliskość morza, nie pominąłbym również ciepłych rozgwieżdżonych nocy.

Nie traktujcie jednak tej listy jako wzorca, który możecie przyłożyć do swojego życia. Felietony tym różnią się od mediów społecznościowych, że ich autorzy nakreślają jedynie temat, często nie znając odpowiedzi na stawiane przez siebie pytania. Nie słuchajcie więc ani mnie, ani tym bardziej influencerów, i sami poszukajcie swoich źródeł głębokiej radości.

Postaw Kawe Small Jpg
https://buycoffee.to/travelmagazine
Michał Głombiowski

Michał Głombiowski

Redaktor naczelny Travel Magazine. Dziennikarz, autor książek podróżniczych. Od ponad 20 lat w podróży, od dwóch dekad utrzymuje się z pisania.

Dodaj komentarz

Your email address will not be published.

Logo Black

O nas

Najnowsze wywiady

Newsletter

Aktualności, inspiracje, porady.

Liczba tygodnia

Musztardowe Czarne Minimalistyczne Etsy Sklep Ikona2

To też ciekawe