Budapesztańskie nekropolie mają zdolność oczyszczania duszy i umysłu
Jest ogromny i już z daleka oślepia bielą. Od razu zwracają uwagę strzegące go dwa wielkie lwy. Rozsądek podpowiada, że nic nie mogą człowiekowi zrobić, ale na widok ich rozwartych paszcz jakiś cień niepewności pojawia się gdzieś z tyłu głowy. Decyduję się jednak podejść bliżej. Lwy straszą ostrymi kłami, ale ani drgną. No to włażę dalej, wyżej i wyżej wspinam się po schodach. Z góry spoglądam na rozległy teren, którym co najmniej do Sądu Ostatecznego władać będą wielcy Węgrzy, sławne Węgierki i tysiące tych, o których pamięć przetrwała tylko w rodzinnych opowieściach. Nagle widzę wóz, nie jestem do końca pewna, ale chyba policji. Rusza w moją stronę. Szybko więc schodzę, oddalam się, kluczę zadrzewionymi alejkami, gubię pościg. Czyżby na mauzoleum największego z największych Węgra Lajosa Kossutha – polityka – nie można było wchodzić? Pomimo zapraszających do tego schodów? I przy całkowitym braku jakichkolwiek zakazów?



Kiedy wybrałam się na najważniejszą węgierską nekropolię po raz pierwszy, Budapeszt znałam już naprawdę dobrze.
Przez lata przewędrowałam miasto wzdłuż i wszerz, dawno już znudzona miejscami uznanymi za największe atrakcje stolicy. Przyszedł więc wreszcie czas, żeby udać się na cmentarz.
Cmentarz to nie jest miejsce, które turyści wybierają jako pierwszy cel zwiedzania. Tym bardziej w Budapeszcie, który obfituje w tyle interesujących miejsc, że można włóczyć się po nich latami. Tutejsze nekropolie nie tylko jednak są przyjemnymi miejscami na spacer, ale dają też możliwość poznania węgierskiej historii.
Cmentarz Farkasréti, podobnie jak cmentarz Kerepesi, to najpiękniejsze miejsca w Budapeszcie, albowiem cmentarze wraz z ich mieszkańcami są jednymi z najwspanialszych rzeczy, jakie daliśmy światu; śmierć to nasza specjalność – uważa Krzysztof Varga. Mam podobne odczucia. Moje dwie ulubione nekropolie, to właśnie te, o których wspomina pisarz. Tak się składa, że ten peszteński odwiedzałam zawsze w zimne pory roku, budański – latem.
Bardziej znany i tłoczny jest ten pierwszy – Kerepesi temető albo Fiumei úti nemzeti sírkert. Dłuższa nazwa nieprzypadkowo zawiera przymiotnik nemzeti, czyli „narodowy”. Nekropolia ta jest najważniejszym węgierskim cmentarzem. Znajduje się nieopodal Dworca Wschodniego (Keleti pályaudvar), a wchodzi się nań przez bramę od strony alei Fiumei (stąd druga nazwa cmentarza). Gdy tu bywam, zawsze mam wrażenie, jakbym wędrowała przez całe Węgry. Na widniejące na nagrobkach nazwiska natykałam się bowiem nieskończoną ilość razy. Noszą je ulice, place i instytucje jak kraj długi i szeroki. Jest tu i Ferenc Deák, i István Széchenyi i József Antall.
Ale największe wrażenie robi miejsce pochówku Lajosa Kossutha.
Współtwórcą tego mauzoleum był Alajos Stróbl. W Budapeszcie natknąć się można na inne jego projekty, wśród nich pomniki króla Stefana czy Maurycego Jókaiego, ale przede wszystkim słynną fontannę Macieja na budańskim Wzgórzu Zamkowym, odwiedzanym przez tysiące turystów. Mauzoleum węgierskiego bohatera narodowego, dzieło prawdziwie monumentalne, powstawało przez sześć lat, a kto je raz ujrzy – nie zapomni nigdy.

Na tym samym cmentarzu, ale o ileż skromniej, pochowany został gigant literatury węgierskiej, Endre Ady. Dziwny jest ten niewielki nagrobek zwieńczony figurą młodego mężczyzny w pozie jakby wstydliwej. Tym bardziej, jeśli się zna fotograficzne portrety pisarza, z których do dziś hipnotyzuje spojrzeniem wielkich ciemnych oczu. Zawsze patrzył wprost w obiektyw, prowokująco, tak jak żył. Węgrzy go kochali. Nic dziwnego, że nieprzebrane tłumy towarzyszyły poecie w jego ostatniej drodze, co uwiecznione zostało na zdjęciu zrobionym ze schodów Muzeum Narodowego.

Nieopodal Adyego spoczywa Lujza Blaha, zwana Słowikiem Narodu (a nemzet csalogánya). Jest w tym monumencie coś przejmującego, chyba za sprawą rzeźby starego mężczyzny, tulącego lutnię. Wspominam o Słowiku, bo z Lujzą Blahą zetknie się niemal każdy odwiedzający Budapeszt, jako że to jej imię nosi jeden ze znajdujących się w centrum placów, ważny węzeł komunikacyjny – Blaha Lujza tér. Blisko zresztą z niego na cmentarz Kerepesi.
Po drugiej stronie Dunaju, pośród budańskich wzgórz, znajduje się moja druga ulubiona nekropolia.
Na cmentarz Farkasréti (Farkasréti temető) zazwyczaj wchodzę bramą od alei Németvölgyi (Németvölgyi út), by po drodze rzucić okiem na potężnego gryfa. Nie jest groźny. Przeciwnie, często podkreśla się jego opiekuńczą rolę. Cmentarz otwarto 1 kwietnia 1894 roku, co Varga kwituje stwierdzeniem: cóż za idiotyczny dowcip primaaprilisowy.
Nekropolia położona jest na wzgórzu i jeżeli latem szukacie ucieczki przed budapesztańskim upałem, jest to słuszny kierunek. W cieniu drzew, zatopione w zieleni, znajdują się groby mieszkańców miasta, tych znanych i tych, którzy niczym nadzwyczajnym w historii się nie zapisali.



Spoczywa tu najsłynniejszy węgierski kompozytor, znany na całym świecie – Béla Bartók. Pochowano tu także autora jego porteru, malarza Róberta Berénya. Jest też grób innego słynnego kompozytora i etnografa – Zoltána Kodálya, twórcy metody nauczania muzyki, która rozpowszechniła się na świecie. Została nawet wpisana do rejestru dobrych praktyk w dziedzinie ochrony niematerialnego dziedzictwa kulturowego ludzkości UNESCO. Ciekawostką jest, że matka Zoltána ma polskie korzenie. Można tu także znaleźć grób Gézy Ottlika, którego Szkołę na granicy Krzysztof Varga porównuje do Niepokojów wychowanka Törlessa Musila. Powieść Ottlika możemy czytać po polsku dzięki przekładowi Tadeusza Olszańskiego. Tu też pochowano Magdę Szabó, której powieść Tajemnica Abigél, a także jej ekranizacja, znana jest i w Polsce.
Zapewniam jednak, że cmentarz może być równie doskonałym celem zwiedzania, nawet jeżeli żadne węgierskie nazwisko nic nam nie mówi.
Budapesztańskie nekropolie mają bowiem niezaprzeczalną zdolność oczyszczania duszy i umysłu. Wystarczy na nich pobyć. Nie bez powodu Krzysztof Varga zastanawiał się: Czyż więc nie powinien powstać wielki przewodnik po węgierskich cmentarzach, jak drukuje się przewodniki po sławnych węgierskich łaźniach i kąpieliskach? Czyż na dobrą sprawę nie jest cmentarz tylko lustrzanym odbiciem łaźni, owego melancholijnego przedsionka, spokojnego czyśćca, w którym czeka się na oddelegowanie do innych zaświatów?”.
Cytaty za książkami Krzysztofa Vargi: Sonnenberg, Wołowiec 2018 i Czardasz z mangalicą, Wołowiec 2014.