Hiszpańska opowieść o przeszłości i przemijaniu, poszukiwanie dzikich miejsc i książka o wędrówce przez góry
Aroa Moreno Durán
Odpływ
Wydawnictwo Literackie, 2024
Licząca niecałe dwieście pięćdziesiąt stron powieść Durán mieści w sobie niemal sto lat współczesnej historii Hiszpanii i dramat wojny domowej. Wojny, która mim upływu dekad, wciąż wpływa na życie i osobiste wybory przedstawicieli kolejnych pokoleń. To książka o tajemnicach, które kształtują przeszłość i teraźniejszość oraz o nigdy niekończących się ucieczkach przed tym, co zbyt trudne.
Adirane zostawia w Madrycie męża i córkę, by wrócić do rodzinnego domu w Kraju Basków i spisać ostatnie wspomnienia swojej babci Ruth. Tu natrafia też na swoją matkę, Adrianę, z którą od lat nie rozmawia. Spotkanie tych trzech kobiet jest osią niezwykle kameralnej, napisanej w gęstym, poetyckim stylu opowieści, która rozgrywa się na tle wielkiej historii.
Durán pozwala nam zajrzeć w głowy wszystkich trzech narratorek, oddając im naprzemiennie głos, a z ich opowieści powoli wyłania się obraz rodzinnych dramatów i traum.
Przeszłości, którą trzeba było pogrzebać w zakamarkach pamięci, by przetrwać i móc żyć dalej.
Hiszpańska historia – choć pełna dramatów i wpływająca na kolejne pokolenia – w ujęciu Durán staje tylko tłem. Jest bardziej zasygnalizowana niż opowiedziana. W ten sposób autorka przerzuca ciężar narracji na osobiste losy swoich bohaterek i bohaterów. To skupienie się na ich emocjach i uczuciach, często ukrytych, ale buzujących tuż pod powierzchnią jest pisarsko bardzo dobrą decyzją.
Dziękujemy, że czytasz “Travel Magazine”. Wspomóż naszą działalność drobną kwotą:
Wszystkie trzy kobiety mierzą się w życiu (lub mierzyły) z wątpliwościami, niepewnością, koniecznością nieustannego podejmowania decyzji. Żaden z wyborów, przed którymi stają, nie jest prosty. Co więcej, wieloznaczność sytuacji sprawia, że idealne rozwiązania przestają istnieć. Czy osobiste szczęście jest wartością nadrzędną, usprawiedliwiającą porzucenie własnej rodziny? Czy rodzinne fatum da się przerwać? Okiełznać własne emocje? I czy można pogodzić się przemijaniem? Na ile powinno pamiętać się o przeszłości?
Mimo poetyckiego stylu krótka powieść Durán jest oszczędna w środkach – mówi o uczuciach, ale nie wprost. Pulsujące tuż po powierzchnią emocje bardziej da się odczuć niż namacalnie uchwycić. Każde słowo jest tu istotne i każde daje czytelnikom wskazówki do odczytania historii. „Odpływ” wymaga więc uważnej, niespiesznej lektury, a wielowątkowość tej powieści sprzyja, by sięgać po nią kilka razy. Ta książka jest bowiem nie tylko piękna, ale też po prostu mądra.
Robert Macfarlane
Dzikie miejsca
Wydawnictwo Poznańskie, 2024
Mająca już ponad 15 lat książka brytyjskiego pisarza trafiła właśnie na nasz rynek w tłumaczeniu Katarzyny Bażyńskiej-Chojnackiej. Mimo upływu czasu wciąż pozostała aktualna, a w niektórych kwestiach nawet na tej aktualności jeszcze zyskała.
Opowieść zaczyna się od wspinania się na ulubione drzewo nieopodal domu pisarza. Czynność, której niemal wszyscy oddawaliśmy się w dzieciństwie, by później porzucić ją dla „poważnych” spraw. Macfarlane tym prostym gestem stara się przywrócić zachwiane proporcje codzienności – „przeciwstawić się roszczeniom miasta”.
I to podczas tych wspinaczek na konary drzewa wpada na pomysł nakreślenia mapy miejsc dzikich. Albo czegoś w rodzaju anty-mapy, mającej pokazać inny świat, niż ten przedstawiany nam zazwyczaj.
„Priorytety współczesnego atlasu drogowego są jasne. Zawiera wykreślone przez komputery na podstawie zdjęć satelitarnych mapy, które mówią o tranzycie i przemieszczaniu. Zachęca, by wyobrażać sobie kraj wyłącznie w kontekście zmotoryzowanej podróży. Odcina użytkownika od naturalnego świata” – pisze.
Odpowiedzią na ten stan rzeczy, ma być stworzenie atlasu „dzikich miejsc” w Anglii, Irlandii i Walii. Macfarlane wyrusza więc na kilkanaście wypraw po Wyspach, pielgrzymując na wrzosowiska, wyspy, jeziora, przylądki, szczyty i bagna. Wędruje pieszo, śpi w terenie, czasami w śniegu lub burzy. Wtapia się w krajobraz. Początkowo traktuje „dzicz” jako miejsce izolacji, przestrzeń pozwalającą wyjść „poza historię ludzkości”. Jak łatwo się domyśleć, nawet te kilkanaście lat temu, gdy autor pracował nad książką, takich miejsc była już tylko garstka.
Macfarlane ma niewątpliwe oko do szczegółów.
Niewielu autorów potrafi z równą finezją, zaledwie w kilku zdaniach, ująć cykl życia muszki owocówki, doświadczenie kąpieli w fosforyzujących wodach czy majestatyczność geologicznych epok. Równocześnie pisarz jednak nie unika ludzkich historii, zdając sobie sprawą, że nasz świat jest nimi przesiąknięty do cna – czy będzie to opowieść o celtyckich mnichach sprzed półtora tysiąca lat, czy o klęsce głodu w Irlandii w połowie XIX wieku.
W poszukiwaniu dzikości Macfarlane ponosi w końcu klęskę. Nie da się już zmapować nietkniętych przez ludzkość przestrzeni, bo tych na Wyspach już nie ma. Na skutek tych doświadczeń, ale też spotkań z towarzyszącym mu w niektórych wyprawach przyjacielem Rogerem, Macfarlane redefiniuje definicję „dziczy”. Zaczyna wierzyć, że to, co dzikie i ludzkie nie musi się wykluczać. Geologiczna przeszłość, odległa historia i odrębność od świata przestają być dla niego głównymi jej wyznacznikami. Odkrywa, że immanentną cechą dzikości jest bujność, witalność, wigor. To nie geologiczna przeszłość, lecz tętniąca życiem teraźniejszość staje się najważniejszą cechą „dzikich miejsc”. W tym ujęciu takimi miejscami staje się więc nawet świat makro: łodyga chwastu wychylająca w szczelinie chodnika lub korzeń drzewa rozbijający asfalt.
To odkrycie sprawia, że Macfarlane staje się optymistą. Dostrzega nasze dzieło zniszczenia i niepokojące sygnały wynikające ze zmian klimatu, ale wie też, że pełna organicznego wigoru dzikość jest niezniszczalna. Była przed nami i po nas zostanie. W jakimś jest też częścią nas samych.
Katarzyna Nizinkiewicz
Lato w Hiszpanii
Wydawnictwo Kontynenty, 2024
To książka o podróży, na którą nie każdego stać. I to nie w sensie ekonomicznym – wędrowanie, któremu oddaje się Katarzyna Nizinkiewicz jest akurat niemal bezkosztowe – lecz w znaczeniu zatopienia się w sam proces bycia w drodze. Autorka „Lata w Hiszpanii” idzie przez góry, od Pirenejów aż po Santiago de Compostela w Galicji. Niemal dziewięćdziesiąt dni wędrówki. Ta podróż nie ma jednak w sobie nic z bicia rekordów, ani z modnych dziś „projektów”, nie ma nawet jasno określonego celu. To przemieszczanie się nie do końca mieści się w kategoriach przestrzennych. Linia wędrówki, którą kreśli Nizinkiewicz, ma w sobie sporo z przypadku i choć z oczywistych względów wyznaczają ją konkretne punkty, dotarcie do nich nie jest głównym celem.
Nizinkiewicz uparcie idzie, prąc przez skwar i ulewy, śpiąc w skromnym namiocie rozstawianym gdzieś w górskich ostępach. Schodzi do wsi i miasteczek, by zrobić równie skromne zakupy, spotyka się z ludźmi, ale raczej do tych spotkań nie dąży. Nizinkiewicz jest bowiem podróżniczką samotniczą.
Jej wędrówka jest w dużym stopniu podróżą wewnętrzną.
Autorka wyruszając w trasę, wchodzi w świat alternatywny. Funkcjonujący równolegle do tego nam znanego, ale niemal przez nas niezauważany. Bije on rytmem cykli pogody, pór roku, w dużej mierze poza ramami czasu. Opiera się na detalach, drobnych sygnałach, miejscach, które mało kogo interesują. Jest bardzo blisko zwierząt i przyrody.
Wsunięcie się w ten świat ma w sobie coś pierwotnego. Nie każdy jest w stanie lub chce ten stan udźwignąć. Zgoda na wyzbycie się komfortu i wymknięcie się z zasad określających znaną nam rzeczywistość potrafi jednak wprowadzić wędrowca w stan zupełnie unikalny. Niesie bowiem ze sobą pradawne poczucie całkowitej swobody, które w dzisiejszym, bardzo sformalizowanym świecie, jest dostępne dla bardzo niewielu.
Kto raz dostąpi tego odczucia, będzie go szukał ponownie. Dotarcie do fizycznego celu nie może więc nieść spełnienia i satysfakcji, jest bowiem równoznaczne z powrotem do znormalizowanego trybu życia. W tego typu wędrówce kryje się więc zawsze pytanie, co zrobić, gdy dotrzesz do końca. Jak odnaleźć się w poczuciu straty, które rodzi się wraz z postawieniem ostatniego kroku na szlaku.
„Lato w Hiszpanii” jest więc niezwykle szczerą, intymną opowieść o tym, że podróżowanie ma mnóstwo odcieni i mieści w sobie skrajne emocje. Od zachwytów i czystej radości, po żal, ból, zniechęcenie i tęsknotę. Książka Katarzyny Nizinkiewicz jest w dzisiejszym świecie, zdominowanym przez uproszczone widzenie świata promowane przez media społecznościowe, pozycją nie tylko odświeżającą, ale też bardzo cenną. Skłaniającą do tego, by skruszyć swoje zastałe, zesztywniałe wyobrażanie o podróżowaniu i całym życiu.