Najpopularniejsze pociągi w Słowenii są polskiej produkcji i pamiętają jeszcze towarzysza Gomułkę. Słoweńcy je kochają
Fot. Dariusz Sieczkowski
Patrząc na Słowenię na mapie Europy, większość Polaków zwraca uwagę na jedną cechę – wielkość. Słowenia dla naszych rodaków definiowana jest głównie przez swój rozmiar. Większość opracowań i informacji na temat tego kraju zawiera w sobie jedno z określeń: “mały”, “niewielki”, etc. Obawiam się, że jest to przypadłość nie tylko Polaków. W różnych zestawieniach i rankingach krajów europejskich często zdarza się, że Słowenia jest pomijana. Jest to o tyle dziwne, że inne małe kraje niemal zawsze są reprezentowane.
O wielkości – a raczej mikrości – Słowenii mówił popularny w byłej Jugosławii kawał: “Dlaczego w słoweńskich szkołach uczniowie nie potrzebują map na lekcjach geografii? Ponieważ wszystko widać przez okno.”
Jest w tym nieco prawdy. Może niekoniecznie z okna, ale przy dobrej widoczności z wyższej góry w centrum kraju można zobaczyć wszystkie cztery sąsiednie państwa naraz. Niejeden żartowniś zdziwił się jednak, podróżując po tym “małym kraiku”. O ile nawet najdłuższy odcinek od granicy do granicy można pokonać autostradą w trzy godziny, to poza trasami szybkiego ruchu podróż dramatycznie się wydłuża.
Dlatego też, pytając Słoweńców jak daleko znajduje się jakieś miejsce, otrzymamy odpowiedź w jednostkach czasu. Na przykład z Celje do Novo Mesto jedzie się samochodem półtorej godziny. I to bez względu na to, którą drogę wybierzemy. Możemy przejechać 80 km regionalnymi drogami, albo 140 km autostradą przez Lublanę. W linii prostej miasta te są oddalone zaledwie o 50 km.
Każdemu odwiedzającemu Słowenię zalecam, aby przyjechał tu samochodem. Transportem publicznym dostaniemy się w miarę szybko jedynie do większych miejscowości. Słoweńcy są bardzo krytyczni do jakości usług transportu zbiorowego. Wyjątkowo złą opinię mają o kolei. Efekt jest taki, że coraz mniej podróżnych korzysta z tego środku transportu. Ludzie wybierają własne cztery koła. W dwumilionowym kraju zarejestrowanych jest ponad milion samochodów osobowych! Kraj stara się promować jako zielony i zrównoważony. Jednak słabe połączenia kolejowe i autobusowe są rysą na tym wizerunku.
Dlatego rządzący zaczęli w ostatnich latach łaskawiej patrzeć na inwestycje w transport publiczny, zwłaszcza w kolej. Wkrótce ruszy budowa drugiego toru z Lublany do Kopru. Coraz częściej pojawiają się również projekty budowy szybkiej kolei łączącej największe miasta. Co prawda po słoweńskich torach już od początku XXI wieku jeździ pendolino, ale na krętych górskich szlakach nie rozpędza się szybciej niż stary tabor z lat sześćdziesiątych. Rozważa się również otworzenie szybkiego połączenia kolejowego między Wenecją i Lublaną.
Najnowszą inwestycją kolei słoweńskich (Slovenske železnice) jest zakup ponad pięćdziesięciu składów szwajcarskiej firmy Stadler. Wszystkie pociągi zostały wyprodukowane w filii przedsiębiorstwa w Siedlcach. Nie jest to pierwszy raz, kiedy składy z Polski trafiły do Słowenii.
W latach sześćdziesiątych XX w. wrocławskie przedsiębiorstwo Pafawag wyprodukowało na zamówienie Jugosławii nieco zmodernizowane zespoły trakcyjne EN57. Pamiętam z dzieciństwa pociągi podmiejskie z charakterystycznym granatowo-żółtym lub niebiesko-żółtym malowaniem. W domu nazywaliśmy je “żółtkami”, w innych miastach mówiono “eskaemki”, a w żargonie kolejowym zyskały mało poetycki przydomek “kibel”. Polskie EN57 były trzyczłonowe, natomiast zamówione przez koleje słoweńskie pociągi były czteroczłonowe, z dodatkowym wagonem silnikowym.
Polskie pociągi zostały w Słowenii bardzo dobrze przyjęte i szybko ochrzczone nazwą “gomulka”, od nazwiska pierwszego sekretarza PZPR, towarzysza Wiesława.
Pod koniec ubiegłego wieku rozpoczęto plany modernizacji taboru. W XXI stulecie Słowenia wjechała z nowiutkimi pendolino i siemensami. Jednak stare “gomulki” wciąż nie chciały przejść na emeryturę. Podróżni o wiele bardziej cenili sobie miękkie siedzenia polskich wagonów. Natomiast kolejarze ich niezawodność. Okazało się, że w górskim terenie dwa wagony silnikowe świetnie się sprawdzają. Stare “gomulki” wyjeżdżały na zaśnieżone trasy, kiedy nowe składy nie dawały rady. Nigdy nie słyszałem w Słowenii żadnego negatywnego komentarza o polskich pociągach.
Zamówione przez koleje słoweńskie pociągi z Siedlec mają przypieczętować kres “gomulki”. Nowe składy wyjechały na tory w grudniu zeszłego roku. Pomimo tego, na trasach wciąż jeździ jeszcze jeden pociąg EN57. Wszystko wskazuje, że 2021 będzie jego ostatnim rokiem. Po 57 latach (sic!) uda się na zasłużoną emeryturę.