Dwa rowery, sześć sakw, namiot i pies w koszyku – dla nas to przepis na wakacje idealne
Fot. Julia Zabrodzka
Razem przemierzamy Podlasie, Pomorze i Kaszuby, od trzech lat regularnie odwiedzamy też czeskie Morawy. Jeździmy z dala od szos, które trzeba dzielić z samochodami – szutry, piachy i kocie łby nie są więc nam obce. Kajtek leży zazwyczaj na boku, z głową wystawioną ponad ściankę koszyka. Czasem rozgląda się lub niucha. Wertepy znosi ze stoickim spokojem. Kiedy nie ma upału, lubi wystawiać pyszczek w stronę słońca. Bardzo rzadko chowa się cały w koszyku, więc przechodniom łatwo go zauważyć.
– Ooo, jaki piesek! Ooo, piesek w koszyku! Widziałaś, jak sobie jedzie! Ale mu wygodnie! Zobacz, zobacz, to ten pies, co przyjechał na rowerze! – każdej, nawet krótkiej przejażdżce towarzyszą takie okrzyki. Kiedy pierwszy raz pomyśleliśmy o wożeniu psa na jednośladzie, nie przyszło nam do głowy, że starszy, adoptowany kundelek może stać się kimś w rodzaju osiedlowo-leśno-kempingowego celebryty.
Kajtek trafił do nas podczas pandemii. Czarny, krótkie łapki, lekko baryłkowate ciałko. Typowy kundelek, którym na ulicy zachwycają się tylko dzieci (wyobrażam sobie, że gdy ktoś każe im narysować pieska, to spod małych rączek wychodzi taki właśnie Kajtek). Ale po tygodniu wakacji, gdy przykuwa uwagę niemal wszystkich, czuję się, jakbym była opiekunką najpiękniejszego psa jakiejś rzadkiej rasy.
Jak jeździć na rowerze z psem
Właściwie wszystko zdarzyło się przez przypadek – to fundacja Złap Dom przydzieliła nam psa, który musiał zmienić miejsce tymczasowego pobytu. Był malutki. Po tygodniu wiedzieliśmy, że to żaden „tymczas”, jak w okołopomocowym slangu określa się dom, w którym zwierzę czeka na adopcję. Wiedzieliśmy też, że pies zmieni nasze życie – nie będzie już kilkumiesięcznych wyjazdów za ocean ani ciągłego bycia w rozjazdach. Ale z roweru nie chcieliśmy zrezygnować. Kiedy skonsultowaliśmy pomysł wożenia Kajtka jednośladem z Kasią, fundacyjną opiekunką, u której mieszkał wcześniej, zareagowała entuzjastycznie.
– Musicie tylko sprawić, żeby polubił koszyk i czuł się w nim bezpiecznie – poradziła.
Do projektu „pies w koszyku” podeszliśmy więc metodycznie. Kupiliśmy specjalistyczny pojemnik z wikliny i postawiliśmy go na środku salonu. Wymościliśmy polarowym kocem i nasypaliśmy garść przysmaków. Kajtek, włożony do koszyka, pożarł je, po czym najspokojniej w świecie zwinął się w kłębek i zasnął. To był dobry znak.
Powtarzaliśmy ten rytuał przez kolejne dni. Później podnosiliśmy koszyk, by wreszcie zamontować go na rowerze. Pierwsza przejażdżka, dookoła podwórka, wywołała lekki niepokój. Druga, nieco dalsza, była już łatwiejsza; podczas trzeciej po kilku minutach Kajtek położył się i spokojnie rozglądał. Od pierwszych koszykowych prób do wyprawy na wakacje minęło jednak kilka miesięcy.
Ludzie, którzy zaczepiają nas w podróży, często mówią, że ich pies nie dałby tak rady albo że próbowali, ale pies tego nie lubi. Dziś już nie jesteśmy w stanie ustalić, czy kluczem do sukcesu były długie i przemyślane przygotowania, czy charakter Kajtka. To pies, który ze spokojem znosi wszelkie zmiany miejsca: uwielbia jeździć samochodem, nie denerwuje się w pociągu i nawet postawiony na rowerze wodnym rozejrzał się, ziewnął, zwinął w kłębek i przysnął. Wygląda na to, że po prostu lubi wszystkie środki transportu.
Jazda na rowerze z psem- czy on to lubi?
– Czy on to lubi? – czasem ktoś dopytuje podejrzliwie, nie kryjąc sceptycyzmu.
Rozumiem to, bo podejście do psów w ostatnich latach bardzo się zmienia i być może czasem pewna granica zostaje przekroczona. Coraz więcej osób chodzi z psami po górach, zabiera je na spływy kajakowe czy wybiera się na pielgrzymki. Na szlaku jakubowym w Hiszpanii są już schroniska dla pielgrzymów, które przyjmują czworonogi. Psy latają samolotami, śpią w hotelach, a w restauracjach miewają własne menu.
I z pewnością zdarza się, że opiekunowie uszczęśliwiają podopiecznych na siłę. Na pytanie o preferencje Kajtka odburkuję czasem, że nie narzeka. Kiedy indziej staram się być bardziej uprzejma i opowiadam o jego reakcjach – że skacze radośnie, gdy wystawiamy rowery z piwnicy, popiskuje niecierpliwie, jeśli nie zostanie od razu zapakowany do koszyka, w środku udeptuje koc i spokojnie się układa. To wszystko wskazuje, że chyba jednak lubi.
Jazda na rowerze z psem. Korzyści
Co mamy z podróżowaniem z psem w koszyku? Poza lokalną sławą, oczywiście. Spędzamy wspólne wakacje bez martwienia się, że rozstajemy się z nim na dłużej. Ktoś mógłby powiedzieć, że pies, który zostaje u znanych sobie osób, nie cierpi. Pewnie dla wielu zwierzaków nie jest to problem, ale Kajtek to znajda, która przeszła przez psi szpital i kilka domów tymczasowych. Wyobrażam sobie, że wspólne wakacje nie zaburzają jego poczucia stabilizacji, chociaż od jakiegoś czasu podejrzewam, że lęk separacyjny równie często co psy, dotyka opiekunów.
Nasze podróże zmieniły się. Zwracamy uwagę na potrzeby Kajtka: częściej się zatrzymujemy, wylegujemy na trawie, pokonujemy krótsze dystanse. Nalewamy wody do miski przy każdym odpoczynku. Częściej robimy całodniowe przerwy w wędrówce, żeby pies porządnie się wyspał. Szybko rozbijamy namiot, żeby mógł się zakopać w śpiworach. Pamiętamy, że pies, zwłaszcza starszy, potrzebuje naprawdę dużo snu. Obserwujemy, co mu się podoba: węszenie w nowych miejscach, spanie z nami w namiocie, szukanie plam słońca na biwaku, układanie się na mapie. A czego nie lubi? Deszczu (podobnie jak w domu), burzy w namiocie (kto lubi?) i kiedy któreś z nas zanurza się w jeziorze lub morzu. Czy wolałby zamiast roweru domową kanapę? Na pewno. Czy wolałby zostać na niej bez nas? Tego nie wiemy.
Jedziemy dalej
Co jeszcze zyskujemy? Dużo sympatii od obcych i dużo dobrych emocji. Dokładnie rozpoznaję moment, w którym ludzie zauważają, że w koszyku jest mały pies. Twarze im łagodnieją, rozpromieniają się, komentują, zagadują, dowcipkują. Nie wiem, ile już razy usłyszałam żart, że „ten to ma wygodnie, bo nie musi pedałować”. Dużo. Zdarza się, że ktoś chce nas zrugać – bo jedziemy tam, gdzie nie powinniśmy, bo rowerem zagradzamy drogę lub po prostu z jakiegoś powodu przeszkadzamy. I nagle dostrzega psa. A wtedy cała złość wyparowuje.
Jest też pewnie poczucie wyjątkowości. Wakacje na rowerach, z sakwami, namiotem i psem spędzamy od trzech lat. Ludzie, widząc Kajtka, często zaczynają robić plany wycieczek ze swoimi psami, ale do tej nie spotkaliśmy nikogo podróżującego w sposób taki, jak my. Czy do tego namawiamy? Niekoniecznie, ale dla nas ten model okazał się idealny. Wiemy, że nie da się go stosować w nieskończoność, ale na razie korzystamy z dobrej formy Kajtka. I jedziemy dalej.
Parę uwag technicznych
Jazda na rowerze z psem wymaga odpowiedniego wyposażenia. Koszyk dla psa z ochronną kratką można kupić w sklepie z artykułami dla zwierząt. Z naszego punktu widzenia kratka jest niezbędna – chroni psa w czasie upadku, ale też służy za stelaż. Gdy świeci słońce, zawieszamy na niej dającą cień chustkę, a gdy pada, przywiązujemy folię NRC.
Koszyk mocowany jest bezpośrednio na bagażniku. Problem w tym, że nie da się na nim wówczas zawiesić sakw. Dlatego na jednym z rowerów mamy dwa bagażniki: klasyczny, mocowany do ramy, na sakwy, a ponad nim mocowany do sztycy na koszyk. Pomiędzy nimi mieszczą się dwie butelki z wodą, które stanowią dodatkową stabilizację. Dobranie odpowiedniego bagażnika pod koszyk nie jest łatwe – my mamy trzeci model i wciąż szukamy ideału.
Oprócz tego niezbędne okazały się dodatkowe sakwy z przodu. W jedną z nich pakujemy psie jedzenie na cały wyjazd. Wolimy nie eksperymentować z karmą kupowaną w przydrożnych sklepach, by nie ryzykować problemów żołądkowych na biwaku.