Jak zwiedzać muzea

przeczytasz w mniej niż 3 min.

Ile dzieł sztuki można zapamiętać podczas zwiedzania muzealnej ekspozycji?

W madryckim Prado, z którego właśnie wróciłem, jest ponad 5 tysięcy dzieł sztuki (ponad 35 tys. wliczając zasoby magazynowe). W drugim, równie ważnym muzeum w hiszpańskiej stolicy – Reina Sofia – ponad tysiąc (20 tys. odnotowanych podczas inwentaryzacji). Samo ich fizyczne zobaczenie podczas jednej wizyty jest w zasadzie niemożliwe. A co dopiero zapamiętanie! A przecież są jeszcze dużo większe muzea: w Londynie, Nowym Jorku czy Paryżu.

Świadomość tego że pokonaliśmy kilka tysięcy kilometrów, by stanąć w tych salach, tego że być może przez kolejne lata nie będziemy mieli okazji tu powrócić i tego że w każdym kolejnym pomieszczeniu kryć się może sławny obraz lub inne dzieło sztuki każą nam niestrudzenie przeć przed siebie. Wykorzystać okazję. Zobaczyć wszystko.

Każdy z nas zna to ze szkolnych wycieczek, a później pewnie z własnych eksploracji. Poruszamy się spowolnionym tempie walcząc z bólem nóg, kręgosłupa i coraz większych chaosem w głowie. Jedno lub dwa spojrzenia na obraz, rzut oka na tabliczkę z tytułem i autorem, znów na obraz i idziemy dalej. Każdemu poświęcamy kilkadziesiąt sekund.

Tymczasem, jak pisała w swoim eseju Grażyna Bastek, kustosz Muzeum Narodowego w Warszawie:

Płótna pokryte farbami wymagają powolnych i uważnych spojrzeń. Większości z nich wręcz nie da się ogarnąć na jeden rzut oka, i to nie ze względu na ich wielkość, lecz subtelną intrygę, jaką zazwyczaj snują artyści grający z widzami.

Gdy dotarłem do Trzech gracji Rubensa (jego barokowy kunszt nigdy jakoś do mnie nie przemawiał), natknąłem się na parę młodych zwiedzających, którzy dopłynęli do obrazu chwilę po mnie. Ona, sądząc po jej minie, przeżywała właśnie głęboki kryzys. On próbował jeszcze walczyć. Spojrzał na podpis i na obraz, ona utkwiła niewidzący wzrok gdzieś w końcu sali, jakby starała się ocenić, kiedy ten koszmar się skończy. Na jej twarzy widać było udrękę i skrajne zmęczenie.

Niespecjalnie się jej dziwię. Światowej klasy muzea potrafią zabić. Są pułapką wysysającą wszystkie siły. A równocześnie potrafią być miejscem niesamowitej przygody.

Galerie nie są najlepszym miejscem do obcowania ze sztuką. Te obrazy czy rzeźby nie powstawały z myślą o tym, że będą konkurować o uwagę z tysiącami innych umieszczonych w tym samym budynku. Często były prywatną własnością. Ich twórca lub mecenas mogli patrzeć na nie dowolnie długo o każdej porze dnia i nocy. Omiatając je dłuższymi lub krótszymi spojrzeniami. Gdy stawały się własnością publiczną, umieszczano je w kościołach lub urzędach. Skupiały uwagę bez trudu, bo ich oglądanie nie wiązało się z koniecznością odbycia pielgrzymki pomiędzy dziełami wszechczasów.

Myślę, że podobnie jest z podróżowaniem. Miast, regionów, sklepów, kawiarni, księgarni, parków, itd. nie stworzono po to, by korzystać z nich na raz. A wciąż popełniamy ten błąd: jedziemy gdzieś na kilka dni i próbujemy zobaczyć wszystko.

Pędzimy od jednej atrakcji do drugiej, chcąc by było intensywnie, ale przede wszystkim produktywnie. Nie po to przecież zapłaciliśmy za przelot i hotel, by nie zobaczyć tego, co każą zobaczyć przewodniki, blogerzy, influencerzy. Czasem się to sprawdza, ale częściej czyni z nas podróżników umęczonych. Podróżników biegnących w poszukiwaniu następnego celu.

Tymczasem spędzenie dnia na ławce na podpatrywaniu miejskiego życia potrafi zupełnie zmienić podróż. Nawet jeżeli przez to nie zdążymy zobaczyć kilku najbardziej znanych atrakcji. Podobnie, sprowadzenie zwiedzania muzeum do zobaczenia kilku wybranych obrazów potrafi wnieść na zupełnie nowy poziom odbierania sztuki. Nawet jeżeli przez to nie zobaczymy Mona Lizy lub Rubensa.

Obrazy wymagają czasu. Szukania w nich historii własnych i tych opowiadanych przez artystę.

Wybierzcie je sobie sami, choć zapewne będą to jednak te dzieła najbardziej znane (nie bez powodu są w końcu znane). I dajcie sobie sposobność, by wejść z nimi w dialog. Gwarantuję, że to będą wspaniałe chwile.

Michał Głombiowski

Redaktor naczelny Travel Magazine. Dziennikarz, autor książek podróżniczych. Od ponad 20 lat w podróży, od dwóch dekad utrzymuje się z pisania.

Dodaj komentarz

Your email address will not be published.