Świat znikających przedmiotów

31 maja, 2025
przeczytasz w mniej niż 6 min.
Owen Michael Grech IFLzEx6RNmI Unsplash 1 1

Gdzie są moje ołówki?

Fot. Owen Michael Grech / Unsplash

Nie przepadam za robieniem notatek w telefonie. Nie lubię też nagrywać sobi „głosówek” (być może dlatego, że nikt nie zrobi tego lepiej niż agent Cooper w Twin Peaks). W trakcie pracy dziennikarskiej przerabiałem to wielokrotnie, skuszony łatwością i szybkością zapisu i sposobnością ucieczki przed dość męczącym selekcjonowaniem informacji na bieżąco – decydowaniem o tym, co jest warte zapamiętania, a co można zapomnieć. Niestety nie bardzo ten system się u mnie sprawdza. Jeżeli nagrywam wszystkie rozmowy, spotkania i dodaję do tego jeszcze – także w formie głosowej – własne spostrzeżenia, mój telefon zaczyna puchnąć od danych. Odsłuchanie później tych wszystkich niekończących się nagrań jest katorgą. Zazwyczaj nie jestem w stanie zmusić się do tego, by w ogóle zacząć się przez to przebijać. Wyjątkiem są klasyczne wywiady, gdy zapis całej rozmowy jest naprawdę pomocny.

Pracując, nie mogę jednak odpuścić sobie zapisywania wszystkich danych oraz spostrzeżeń. Będą one potrzebne mi później podczas pisania artykułów, a ufanie samem mojej pamięci nie raz już wywiodło mnie w pole. Notatki są więc potrzebne i staram się robić je w sposób tradycyjny – ołówkiem lub długopisem w notesie. Gdy pojechałem kilka tygodni temu do Portugalii, okazało się, że zapomniałem zabrać ze sobą długopisu. Pomyślałem, że pierwszego dnia jakoś zapamiętam wszystko, co się wydarzyło i zrobię notatki, gdy dotrę wieczorem do hotelu, korzystając z długopisu w pokoju. Tyle że go tam nie było. Mimo że spałem w obiekcie czterogwiazdkowym. Uznałem więc, że wezmę długopis lub ołówek w kolejnym hotelu, następnego dnia. Ale tam też ich nie znalazłem. W ten sposób odkryłem coś, co w innym przypadku pewnie by mi umknęło. Długopisy i ołówki przestały być standardowym wyposażeniem pokoi hoteli wyższej kategorii (w niższych nigdy ich nie było).

Nie sądzę, żeby powodem były oszczędności. Produkowane zapewne gdzieś w Azji przybory piśmiennicze kosztują grosze. Nawet jeżeli zamówienie idzie w tysiące sztuk, nadal nie są to znaczące kwoty.

Więcej hotel płaci pewnie za miniaturowe kostki mydła, które lądują zresztą prawie zawsze w koszu na śmieci, bo żaden gość, nie jest w stanie ich w całości zużyć. Myślę, że długopisy zniknęły, ponieważ nikt ich już nie potrzebuje. Finalnie nie znalazłem ich (ani kartek do notowania) w żadnym z czterech hoteli, w których spałem.

Żal mi trochę tych zwykłych praktycznych przedmiotów, które znikają niespostrzeżenie z naszego życia. Sam się oczywiście do tego dokładam, gdyż w domu ołówków i długopisów też już prawie w ogóle nie używam. Podróż to jednak wciąż coś innego. Wiem, że ulegam romantyzowaniu, ale czyż w tym obrazie wędrowca, który kreśli w pokoju korzystając z hotelowych notesików podróżnicze spostrzeżenia lub pisze kilka zdań na pocztówce, którą wyśle do przyjaciół nie ma czegoś ujmującego? A później zabierze ze sobą hotelowy ołówek, by w kawiarni naszkicować obraz miasta lub poprosić barmana o zapisanie na karteczce adresu polecanej restauracji i narysowanie prostej mapy jak do niej trafić. Albo nagryzmoli numer swojego telefonu lub adres mailowy dla właśnie co poznanej osoby, której – jeżeli nie zostawi tych kilku cyfr lub liter – nigdy już nie spotka.

Wiem, oczywiście, że nikt tak już nie robi. Mamy przecież telefony, a w nich wszystko, co tylko zechcemy.

Równocześnie jednak młode pokolenie coraz chętniej sięga po sprzęty analogowe. Renesans przeżywają aparaty na kliszę (co nie oznacza, że większość zdjęć robi się telefonem). Dobrze sprzedają się płyty winylowe. Nawet sukces filmu „Perfect Days” zapewne w dużej mierze wynika z faktu, że jest on peanem na cześć sprzętów analogowych i prostego życia nieprzytłoczonego elektronicznymi powiadomieniami. Mimo wszystko to patrzenie przychylniejszym okiem na tradycyjne sprzęty pozostaje chyba zjawiskiem dość niszowym. Wygląda bardziej na modę niż stały trend. Dobrym miernikiem pozostają zresztą mapy papierowe. Kiedy ostatnio widzieliście kogoś przemierzającego miasto z planem w ręku?

To że świat cyfrowy dominuje nad analogowym (a coraz bardziej też nad całą fizycznością) nie jest żadnym odkryciem. Widzimy to wszyscy każdego dnia.

Bardziej interesujące jest to, że zmiany, które wpływają w końcu na codzienne życie, zachodzą gdzieś w tle. Łatwo je przeoczyć. To niezwracające uwagi detale. Sumują się one jednak, aż nagle budzimy się w innej rzeczywistości. W sklepach pojawia się jedna kasa samoobsługowa – po chwili nie ma już kasjerów. W samolotach przesuwa się o kilka centymetrów siedzenia – po chwili latamy trzymając kolana pod brodą. Ktoś uznaje, że długopisy i ołówki nie są już potrzebne – po chwili nie umiemy pisać ręcznie. I jesteśmy uzależnieni od poziomu naładowania baterii, która podtrzymuje przy życiu nasze urządzenia elektroniczne przejmujące pełniące funkcje wszystkich możliwych przedmiotów.

Zmiany zachodziły od zawsze. Dawno temu, ktoś też zapewne odkrył, że nie ma nigdzie pod ręką gęsiego pióra i nie ma jak pisać. Być może cały czas odgrywamy tę samą historię. Zmieniają się w niej tylko szczegóły. Dziś ta scenografia zmienia się po prostu szybciej niż kiedyś.

Jeżeli jednak ołówki w końcu zupełnie znikną, bardziej niż samego notowania będzie mi brakować tego, że ich trzymanie w dłoni jest tak cholernie przyjemne. Mówcie, co chcecie, ale telefonu nie da się równie dobrze podgryzać, obracać między palcami czy stukać nim o blat stołu. Zostawcie mi więc choć kilka dobrze piszących długopisów.

Postaw Kawe Small Jpg
https://buycoffee.to/travelmagazine
Michał Głombiowski

Michał Głombiowski

Redaktor naczelny Travel Magazine. Dziennikarz, autor książek podróżniczych. Od ponad 20 lat w podróży, od dwóch dekad utrzymuje się z pisania.

Dodaj komentarz

Your email address will not be published.

Logo Black

O nas

Najnowsze wywiady

Newsletter

Aktualności, inspiracje, porady.

Liczba tygodnia

Musztardowe Czarne Minimalistyczne Etsy Sklep Ikona2

To też ciekawe